niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 20

Julie's POV

   Spędziliśmy razem z Jai'em pół godziny w szpitalnym holu, czekając aż pielęgniarka zawoła mnie na pobieranie krwi. Brooks nie spuszczał ze mnie oczu i najwyraźniej wyczytał z mojej miny, że się boję, a ja uparcie odpowiadałam mu, że tak nie jest. Oczywiście to nie była prawda. Boleśnie wspominam moje przygody z igłami. Szczepienia, zastrzyki, pobór krwi - nieprzyjemne obrazy z dzieciństwa przewijają się w mojej głowie jak tylko o tym pomyślę. Ale teraz musiałam wziąć się w garść. Robię to dla mojej przyjaciółki. Lekarz stwierdził, że to bezpieczne i nieuniknione dla zdrowia Natalie. To był wystarczająco przekonujący argument, aby przezwyciężyć lęk.
   Na szczęście oczekiwanie na tą piekielną chwilę złagodziło mi towarzystwo bruneta. Gdy tylko na niego spojrzałam, przypominały mi się wszystkie te piękne chwile spędzone wspólnie. Począwszy na pierwszym spotkaniu, gdzie zachowywałam się raczej jak jego psychofanka, przez moją wewnętrzną zmianę w stosunku do niego aż po naszą ukrytą randkę. Nie wiem, czy mogę nazwać to randką, ale był to najlepszy spacer w życiu. Oczywiście nikomu nie mówiliśmy o naszych planach, bo Jano i dziewczyny od razu zaczęliby gadać. Taki tajemniczy nastrój zdecydowanie dodawał romantyzmu. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej relacji z moim idolem. Jednak dzięki Ali i Natt to się udało.
   Jai trzymał mnie delikatnie za rękę, aby dodać mi otuchy. To było strasznie słodkie, ale nie mogłam mu dawać do zrozumienia, że sobie nie poradzę. Po dłuższej chwili ciszy chciałam udać się do szpitalnej toalety, ale Brooks ponownie zaczął rozmowę.
- Julie, chciałbym ci coś powiedzieć.
- Em, jasne. Tylko za chwilkę, okay? Muszę skoczyć do toalety póki nikt mnie nie woła, za moment do ciebie wrócę, obiecuję.
- Okay, poczekam. - jego oczy trochę przygasły, gdy to usłyszał.
Wstałam z zimnego siedzenia i powędrowałam w stronę korytarza. Po mojej lewej stronie pojawiła się pielęgniarka, która mnie zaczepiła:
- Panna Rose? Zapraszam na zabieg, lekarz już czeka.
- Um, czy koniecznie...
- Teraz. - przerwała mi dobitnie kobieta, bez śladu gniewu na twarzy. - Mamy napięty grafik, nie możemy poczekać, przykro mi.
- W takim razie chodźmy. - powiedziałam niechętnie i zawróciłam w stronę gabinetu. Minęłam bruneta i tylko uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. On pokiwał głową i życzył mi powodzenia.

 ***

   Koniec. Już po wszystkim. Teraz w mojej głowie stała jedna myśl jak alarm: toaleta! Po pobieraniu krwi zrobiło mi się trochę słabo, więc po prostu przycisnęłam wacik do ramienia i pobiegłam przez korytarz, rzucając Jai'owi krótkie: ZARAZ PRZYJDĘ! Wbiegłam do łazienki, nie było nikogo. Spojrzałam na moją twarz w lustrze: byłam blada jak papier. Pomyślałam, że to zasługa mojego lęku. Zakręciło mi się lekko w głowie, wzrok się zamazał. Zatrzasnęłam drzwi do kabiny. Opadłam na zamkniętą muszlę i powoli łapałam oddech. 
Wdech. Wydech.
Wdech. Wydech.
Nic nie pomagało, świat nadal wirował.
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Czułam, że brakuje mi sił. Nogi były jak z waty, opadłam na kafelki.
Wdech. Wydech. 
Podpierając się o ścianę, powoli zamknęłam oczy. 
Wdech. Wydech. 
Skup się, musi ci się udać. 
Wdech. Wydech. 
Otwieram oczy, nic się nie poprawiło. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Opieram głowę na kolanach, patrzę na nadgarstki. Stare, w większości zagojone blizny - moje podobieństwo do Natalie. 
Wdech. Wydech. 
Przypomina mi się scena z początków gimnazjum. Taka sama kabina. Ja siedząca na podłodze z żyletką w ręce. Nagle ktoś wbiegł do łazienki. Natt otwiera drzwi i podnosi mnie z ziemi, wyrzuca ostry przedmiot do kosza. Ociera łzy spływające po moich policzkach, przytula mnie. Pamiętam, jak wtedy było mi głupio. Pamiętam, jak mówiła: "Krzywdząc siebie, myślisz tylko o tym, jak CIĘ boli. Nie myślisz o innych. Pomyślałaś o tym, co ja bym zrobiła, gdyby coś ci się stało? Jasne, że nie. Myślałaś tylko o sobie, że lepiej by było TOBIE to zrobić. A co ze mną? Z Alice? Z twoimi rodzicami?" Pamiętam, jak ją wtedy przepraszałam, pamiętam jak uratowała mi życie. Sama popełniała te same błędy, ale chyba je rozumiała.
Wdech. Wydech. 
Teraz to ja mogę uratować życie jej. 
Wdech. Wydech. 
Mogę się odwdzięczyć, spłacić dług.
Wdech. Wydech. 
Szepczę: pomocy, ale ledwo się słyszę.
Wdech... Wydech...
Wdech... 
Wdech...
Wydech...
To nie działa, nie mogę. Głowa robi się coraz cięższa, świat dookoła się kręci i wywraca. 
Wdech....
WDECH...
WDECH!!!
Nie daję rady, osuwam się na chłodne, białe kafelki. 
Nie daję rady, nie mogę złapać oddechu.
Nie daję rady, ale jedna myśl jest dobra.
Nie dałam rady, ale ocalę życie Natt.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W takim oto nastroju zostawiam Was w ten wieczór. 
Doszłam do wniosku, że łatwiej będzie mi się pisało krótkie rozdziały, które będę dodawała jak tylko skończę pisać.
Kolejne rozdziały (łącznie z tym) należą do tych, na które tyle czekałam, aby je opisać, więc mam nadzieję, że się spodobają. 
Zostawcie komentarz, czy wprowadziłam was w nastrój ostatniej sceny. 
Miłego komentowania! xx
/Natalia

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 19


Alice's POV

   Gdy wytłumaczyłam the Janoskians i rodzicom sytuację z galerii, wszyscy w zadumie usiedliśmy w korytarzu. Czekaliśmy pod drzwiami na lekarza lub pielęgniarkę, żeby spytać o stan zdrowia mojej siostry. Każdy siedział cicho - bo co powiedzieć w takiej sytuacji? "Nie martw się, będzie dobrze"? Skąd ta pewność? Wiedzieliśmy, że ta operacja rzadko się udaje, ale to zależy od rany. Pozostała nam nadzieja. Spojrzałam na chłopaków. Beau wpatrzony w podłogę widocznie bił się z myślami. Nic dziwnego - w końcu Natalie jest jego dziewczyną, chociaż nie przypominam sobie, żeby któreś z nich powiedziało to głośno. Daniel sprawiał wrażenie nieobecnego. Gdy mój wzrok zatrzymał się na Luke'u, chłopak popatrzył na mnie z pocieszeniem w oczach. Wysłałam mu delikatny uśmiech w podziękowaniu, że mnie wspiera.
   Jedne z dużych, białych drzwi na końcu korytarza się otworzyły. Natychmiast podbiegłam do pielęgniarek pchających postrzeloną na noszach. Moi rodzice zatrzymali się przy mężczyźnie w fartuchu i wypytywali o córkę. Kobiety najwyraźniej zrozumiały moją sytuację, bo pozwoliły mi złapać Natalie za zdrową rękę.
- Natt, jestem tu. Sprowadziłam wszystkich. Razem z chłopakami będziemy na zmianę cię pilnować, będziemy czekać. - Dziewczyna wyglądała słabo. Bez makijażu, zamglonymi oczami patrzyła na mnie. Była na silnych prochach, jednak na tyle trzeźwa by zrozumieć, co ją czeka. Tylko pokiwała głową, bo gdyby się odezwała pewnie wybuchłaby płaczem. Widząc to poczułam napływające łzy. Drugą rękę miała grubo owiniętą bandażem i opaską uciskową. Pojawiła się na niej mała czerwona plamka, co świadczyło o tym, że krwawienie jest silne. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam: - Nie bój się, jesteśmy z tobą... - Na szczęście Beau pojawił się obok mnie. Na jego spiętej twarzy teraz stał uśmiech, który mimo pozorów był bolesny. Pocałował ją w policzek i szepnął coś do ucha. Musiałam puścić jej zimną dłoń, bo nosze przesuwały się już w stronę wejścia na salę. Patrzyłam na zamykające się drzwi, a Beau obejmował mnie ramieniem i poklepał pocieszającym gestem.
- Spokojnie, to dobry lekarz, na pewno wie co robi.
- Tak... Tak, masz rację. Będzie dobrze. - otarłam łzy i odwróciłam się w drugą stronę.

***

   Jakiś czas później siedziałam wtulona w mojego ojca w kafeterii szpitalnej. Byliśmy z Natt najbliżej, więc chyba najbardziej nas to zabolało... Zaraz... Stop. Stop! Nie mogę tak myśleć, przecież ona nie umiera. I nie umrze. Zachowywałam się, jakby już była martwa. Przecież tak nie jest... prawda? Musiałam się odstresować, pomyśleć o czymś innym.
   Siedzieliśmy wszyscy przy okrągłym, niebieskim stoliku. Alex przyjechał do nas razem z Julie, gdy dowiedzieli się co się stało. Było trochę niezręcznie, bo każdy myślał o tym, że jest tu za dużo ludzi jak na jedną pacjentkę, ale jednocześnie nie było nikogo zbędnego. Moja mama chyba to zrozumiała, bo wreszcie się odezwała:
- Słuchajcie, robi się późno. Nas jest dużo, prędzej czy później wywalą nas z tego szpitala. Zmieniajmy się z czuwaniem nad Natalie, co wy na to? Chodźmy coś zjeść, bo wszyscy tu padniemy. - reszta grupy mruknęła z aprobatą.
- Ja mogę zostać pierwsza, jadłam przed wyjściem z domu. - zgłosiła się Julie. Jai natychmiast się ożywił i postanowił zostać razem z nią.
  Gdy ruszyliśmy w stronę wyjścia pojawił się nasz lekarz, więc natychmiast zmieniliśmy kierunek. Jak się okazało z Natalie wszystko dobrze, tylko potrzebuje krwi. Od razu zgłosiłam się na ochotnika, ale widziałam że rękę podnosi też Julie i Beau. Spojrzeliśmy po sobie. W duchu się uśmiechnęłam widząc, że nie tylko ja tak bardzo chcę ją uratować.
- Zaraz zaraz, dzieciaki. Doktorze, ile krwi potrzebuje Natalie? - zainterweniowała niespokojna mama.
- Zbyt dużo, żeby mogła sobie bez niej poradzić, ale jednocześnie za mało, żeby dawcy się coś stało.

  ***

   Siedzieliśmy w restauracji niedaleko szpitala. Julie została, czekając na pobieranie krwi. Bardzo chciała to zrobić, a gdy okazało się że ma taką samą grupę co Natt nie było dyskusji. Trochę się denerwowałam, ale nie mogłam nic zrobić. Czekając na jedzenie, zauważyłam, że Beau dalej się okropnie denerwuje. Chwyciłam jego dłoń wybijającą nerwowy rytm na stole.
- Beau, nie denerwuj się tak... - powiedziałam tak, żeby tylko on mógł usłyszeć. - Natt nie chciałaby, żebyś się przez tą operację tak denerwował...
- Tak, tylko... Po prostu dzisiaj dużo się wydarzyło. Muszę to sobie poukładać w głowie. Pójdę się przewietrzyć. - odpowiedział i ruszył w stronę drzwi. Daniel podniósł na niego wzrok, ale nie odezwał się jednym słowem. Z resztą przez cały dzień. Wzruszyłam tylko ramionami na znak, że nie wiem co się dzieje z jego przyjacielem, a on pokręcił głową i ponownie zamknął się w sobie. 
   Co się z nimi stało? Beau i Skip coś ukrywali, wiedziałam to. Tylko nie miałam pojęcia, o co chodziło. 
   Poczułam, że mój telefon zawibrował. "Połączenie przychodzące: Jai". Moje serce lekko przyspieszyło. Szybko odblokowałam komórkę i przyłożyłam do ucha:
- Ha.. Halo?
- Ali, przyjeżdżajcie do szpitala!
- Co? Co się stało? Jai!
- Szybko Ali, proszę. Ja nie daję rady... Ona.. Ona... - wydukał roztrzęsiony chłopak, a w jego głosie chyba słyszałam płacz. Chyba, bo nigdy go takiego nie spotkałam.
- Co się stało? Jai? Jai! - krzyknęłam, ale telefon się urwał. 





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! Tu Wasza Natalia, teraz sama :)
Ali się odechciało pisanie bloga, więc zostaję sama...
Będzie mi trochę ciężej dodawać szybko rozdziały, bo jednak jak będę miała gości albo po prostu brak internetu to nie dam rady! 
Teraz Wasze komentarze przydadzą się jeszcze bardziej, bo zastanawiam się czy też tego nie rzucić...
Serio, chociaż zostawcie ":)" na znak, że przeczytaliście, to nie boli.
NIE MUSICIE MIEĆ KONTA NA GOOGLE, MOŻNA Z ANONIMA... 
Potrzebuję motywacji, miśki xx
Natt. 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Update!

To znowu my!
Mamy dla was kilka ogłoszeń i wyjaśnień!
Pierwsza sprawa: przepraszamy, że zaniedbałyśmy bloga i absolutnie się do Was nie odzywałyśmy, ale po powrocie z obozu nasze wakacje nabrały tempa, przyjechała rodzina, to znowu my wyjechałyśmy. W tym czasie zapomniałyśmy o dodaniu kolejnego rozdziału, zawiesiłyśmy bloga. Niedawno weszłam, żeby zobaczyć co się dzieje. Ku mojemu zaskoczeniu, wyświetleń przybyło, obserwatorów i komentarzy też. Nie miałyśmy pojęcia, że ktoś naprawdę będzie nas czytał, ciekawy dalszego ciągu. Na asku przybyły mi pytania o opowiadanie, co mnie zdziwiło. Uświadomiłam sobie, że powinnyśmy dociągnąć to do końca.
Straciłam wątek, ale postaramy się odzyskać kondycję jak najszybciej. Zaglądajcie tu częściej, a rozdział pojawi się szybciej.
Wiem, że zabrzmi to głupio (zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach - a raczej ich braku), ale prosimy Was o udostępnianie bloga, głosowanie w ankiecie po prawej stronie, dopisywanie się do zakładki "Informowani".
Gdyby nie Wasza aktywność przez ostatni miesiąc, prawdopodobnie nie przejęłabym się tą historią i po prostu zawiesiła działalność. Jednak dzięki Wam piszemy dalej. 

Jeszcze raz dziękujemy i przepraszamy... 
Autorki
(pisała: Natalia)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 18

Natalie's POV

   Jai i Luke zatrzymali się w centrum Londynu, a my wysiadłyśmy z auta i podziękowałyśmy za podwózkę. Chłopaki pojechali na "sesję" i ilekroć mówili o niej wybuchałyśmy śmiechem. Jak to możliwe, że chłopaki umawiają się razem, żeby zrobić sobie nowe zdjęcia na instagrama? Oni mnie chyba nigdy nie przestaną zaskakiwać. Spojrzałam na grzebiącą w torbie Ali.
- Czego szukasz?
- Czekaj... Mam! - powiedziała i wyjeła pogniecioną kartke. Wygładziła ją o spodnie i podała mi. Na odwrocie kartki zobaczyłam jakąś łazienke. - Rodzice chcą zrobić jakiś remont, czy coś i miałam zobaczyć czy w naszej Castoramie nie ma podobnych.
- To pójdziemy tam teraz, czy po moich zakupach? - spytałam.
- Lepiej się rozdzielmy. Jeśli uwiniemy się do 18 to skoczymy coś zjeść, okey?
- Ale wiesz, że to ja dzisiaj wybieram lokal, jasne? - spojrzałam na lekko zniechęconą twarz Ali i dodałam: - Wiem, że tamten incydent z francuską restauracją był słaby, no ale zlituj sie! Chciałam spróbować czegoś nowego i nie wiedziałam, że twój żołądek tak zareaguje na żabie udka! Mi smakowały...
- Niech tak będzie! Jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała i poszła w przeciwną strone ode mnie.
- Pa! - rzuciłam tylko i udałam się w stronę galerii. Gdy przeszłam przez wielkie, szklane drzwi i minęłam tłum stających przy wejściu ludzi zwróciłam się w stronę bankomatu. Był na piętrze +2, więc stanęłam na ruchomych schodach i spojrzałam w stronę fontanny. Kilku facetów ubranych w czarne chusty akurat kłóciło się z ochroniarzami, więc aby ominąć scenę bójki zaczęłam wchodzić na coraz wyższe stopnie. Usłyszałam krzyki mężczyzn w obcym języku, więc zaczęłam się niepokoić. Rozejrzałam się dookoła. Inni klienci też zwrócili na nich uwagę, a niektórzy zaczęli podchodzić bliżej, próbując się wtrącić i pomóc strażnikom. Przyspieszyłam tempo. Byłam już prawie przy końcu schodów. Tłum spod wejścia rozproszył się niemal całkowicie. Wreszcie +1! Skręciłam i stanęłam na kolejnym stopniu. Już niedaleko i ta scena zniknie mi z oczu... jeszcze kilka stopni... kilka metrów do chroniących mnie kafelek podłogi...
   Wtem usłyszałam ogłuszający huk i krzyk. Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka w turbanie, z podniesioną do góry bronią. Ludzie z krzykiem wybiegali najbliższymi wejściami, usłyszałam alarm. Seria strzałów, tłuczone szyby wystaw przed sklepami.
   Wtedy to się stało. Kolejny, mrożący krew w żyłach odgłos. Rozdzierający krzyk. Co gorsza - mój krzyk. Rozdzierający ból porzarł moje ramię. Czerwona plama na poręczy schodów. Świat zawirował mi przed oczami, a metalowe schody i podbiegająca do mnie kobieta były ostatnią rzeczą, którą pamiętam.


Alice's POV

Właśnie wychodziłam ze sklepu skierowana w stronę galerii. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Natt. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Poczta głosowa. To dziwne - pomyślałam- ona zawsze odbiera. Minęłam budkę z lodami i weszłam do "modnej" części miasta. Spostrzegłam światła i usłyszałam syreny dochodzące od strony galerii. Przyśpieszyłam. Nie to nie może być tam. Nie, nie, nie, nie! Podbiegłam do policjanta, który rozciągał żółtą taśme.
- Co się stało? - nerwowo spytałam.
- Niech pani się odsunie, bo będę zmuszony dać pani manadat za zakłócanie pracy policji.  - powiedział znudzonym głosem.
- Tam jest moja siostra! Co się stało? Ktoś jest ranny?! - poczułam jak cała się trzęsę. Patrzyłam na bezczelenego glinę, który sobie po prostu odszedł. Ominął ratowników z noszami. mój wzrok zatrzymał się na twarzy nieprzytomnej Natt i powędrował na czerwony od krwi opatrunek. Mój film zwolnił. Biegłam. Krzyczałam jej imię. Pochyliłam się nad nią błagając by się ocknęła. Poczułam silne ręce na moich ramionach. Próbowałam się wyrwać.
- Muszę z nią być! - wrzasnęłam okropnym głosem. - Gdzie ją zabieracie?! - bez odpowiedzi. Patrzyłam się bezczynnie na ratowników zmieniających opatrunek i podających tlen.Wnieśli ją do karetki i odjechali. Stałam tam trzymana przez nieznajomego i płakałam. Gorące łzy spływały mi po policzkach aż w końcu usłyszałam nad uchem głos.
- Ona żyje. - odwróciłam się do obcego faceta, który powstrzymał mnie od rzucenia się na siostrę. - Jedź na najbliższe pogotowie, musi tam być. - Miał racje! dlaczego tu stoję płacząc i nic nie robiąc? Rzuciłam szybkie dziękuję i pobiegłam do metra.
   Otworzyłam ciężkie drzwi i wypatrzyłam recepcje. Moje buty "piszczały" na śliskich kafelkach szpitala.
- Czy przyjmujecie tu Natalie Moscitoe? - spytałam ładną blondynkę siedzącą za ladą. Postukiwała coś na klawiaturze.
- Tak. Jest na bloku operacyjnym. - oblał mnie zimny pot. Poczułam jak ziemia zaczyna wirować. Od razu postawiłam się na nogi. Jestem tu dla Natt! Nie mogę sobie pozwolić teraz na chorowanie. Recepcjonistka spojrzała na mnie i powiedziała:
- Korytarzem prosto, potem w lewo i w prawo. Sala 142.
- Dziękuje. - skierowałam się wskazówkami pielęgniarki, gdy byłam na miejscu opadłam na siedzenie i zadzwoniłam do rodziców i chłopców. Po dwudziestu minutach ochłonęłam. Siedziałam ze śmieciową kawą z automatu gdy wszyscy przybiegli zadając pytania.
- Co się dzieje? - mama i tata podbiegli do lekarza, a Janoskians do mnie.
- Nie jestem pewna. W galerii był atak i Natalie została ranna w ręke. A dokładniej w ramie. Właśnie ją operują. - poczułam jak Luke przyciąga mnie do siebie. Pierwszy raz od godziny poczułam się bezpiecznie.

   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział! 
Piszcie swoje opinie w komentarzach.
Niestety, zostawiamy Was w niepewności przez dłuższy czas, gdyż jutro wyjeżdżamy (spełniamy marzenie - wyjazd do Londynu!!! ajbshfchjvdkasd) i nie będzie nas do 14 lipca.
Do tego czasu nie będzie nowego rozdziału, ale postaramy się go dodać jak najszybciej po powrocie. 
Kochamy Was i będziemy tęsknić xx







czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 17

Alice's POV

   Kolejny czerwcowy weekend mijał nam w towarzystwie grupy All Time Low. Razem z James'em, który wyraźnie polubił chłopaków wybrałyśmy się do garażu Alex'a, czyli typowego miejsca prób zespołu. Siedzieliśmy właśnie na starej, zniszczonej kanapie, słuchając "A love like war". Była to chyba ulubiona piosenka Yammouni'ego, więc ucieszyłyśmy się z Natt, bo miałyśmy w niej swój wkład. Ja pomogłam dostosować rytm refrenu, a Natalie długo siedziała razem z Jake'iem nad słowami pierwszej zwrotki. Chłopaki grali ją za każdym razem coraz lepiej, po skończonej nucie odezwał się James:
- Jesteście świetni! Serio, możecie się nieźle wybić! Musicie ogarnąć więcej występów, z większą publicznością, aby ktoś was zauważył. - widząc błysk pasji w oku bruneta na moją twarz wpełzł delikatny uśmiech.
- Serio? Dzięki! Niedługo może będziemy zatrudniani na sobotnie wieczory u Kate. - powiedział Jake z uśmiechem na twarzy.
- Dajcie znać kiedy będziecie mieć drugi występ! Musimy tam znowy przyjść i was powspierać. - stwierdziła Natt.
- Chcecie zostać w Clare? Nic więcej? - spytał zdziwiony James.
- Chcemy iść dalej oczywiście, ale jak narazie zostajemy tutaj. - do rozmowy włączył się Alex.
- Dobra, dobra. O przyszłości pogadacie później, a teraz zagrajcie "Backseat Serenade" - stało się tak jak chciałam. Po skończonym kawałku spojrzałam się na zachwycone miny Natt i James'a i powiedziałam: - Alex, pomyliłeś tekst!
- Nie! Niby kiedy? - oburzony zaprzeczył.
- No właśnie Ali, przesadzasz. - moja siostra zaczęła go bronić.
- Czyżby? Kiedy miało być: "It's deliberate" ty zacząłeś coś dukać. - ciągnęłam dalej. - Więc poćwicz i dopilnuj by na występie do tego nie doszło, okay?
- Okay. - stwierdził z miną skrzywdzonego szczeniaczka. Moja kieszeń zawibrowała. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i przeczytałam wiadomość od Luke'a: Kiedy oddasz mi mój statyw do aparatu? Potrzebuję go! Na co odpisałam: Mam go ze sobą. Będę za 5 minut. 
- Kto to? - spytała Natt.
- Luke. Muszę mu oddać ten statyw. - wskazałam ręką na torbę. - Muszę iść.
- Ja też już pójdę. - stwierdziła. - posłałyśmy James'owi pytające spojrzenie.
- Ja zostanę, chcę pogadać z Alex'em. - pożegnałyśmy się i wyszłyśmy kierując się w stronę domu Janoskians.


Beau's POV

   Siedziałem w salonie, który od kilku dni wymagał sprzątania, ale przez częstą nieobecność James'a nikt nie zajmował się porządkami. Grałem na PlayStation razem ze Skipem w otoczeniu opakowań po chipsach i pustych butelek, walających się po podłodze i na stole. Bliźniaki toczyły na górze jakąś zażartą walkę, której Jai chyba nie wziął na poważnie i po chwili usłyszałem jego głośny śmiech. Jai i Luke często się ze sobą sprzeczali o byle gówna, ale żeby ostro się pokłócić potrzebowali naprawdę dobrego powodu. Zwykle obracali wszystko w żart, ale to był po prostu mechanizm obronny the Janoskians. 
   Przegrywałem kolejny mecz w Fifie, gdy moi bracia zbiegli po schodach. Nie zwrócilibyśmy na nich uwagi, gdyby nie fakt, że pojawiając się w pokoju krzyknęli: 
- Ali i Natt zaraz tu będą! - zatrzymałem rozgrywkę i odwróciłem się w stronę chłopaków. 
- Że kurwa co? - spytałem spokojnie rzucając im wymowne spojrzenie, wskazując na otaczający nas bałagan i ogólny stan naszego wyglądu. 
- Alice przyjdzie oddać mi statyw do aparatu, bo ostatnio wzięła go ze sobą gdy poszliśmy nad...
- Jasne, jasne. Tak, super, fajnie masz. Chwal się, że byłeś na randce, Luke! My chętnie posłuchamy. - przerwał mu zakładający spodnie w korytarzu Jai. - Hm... poczekaj! Przecież chwaliłeś się nam tym już setki razy! Serio, zamknij się, bo zaczynasz wariować na punkcie tej dziewczyny. 
- I musi ci oddać ten statyw właśnie teraz? - spytał Daniel zdejmując z siebie poplamiony koc i przeciągając się. 
- Tak, bo jedziemy razem z Casparem i Mazem na sesję do Londynu.
- Czy tylko ja słyszę jak gejowsko to brzmi? - wtrąciłem. 
- Chłopaki potrzebują kogoś utalentowanego z aparatem, więc oto jestem! - odpowiedział "skromnie" Luke.
- A Jai po co ci do tego???
- Miałbym przepuścić okazję, żeby załapać nowe zdjęcia na Instagrama? Chyba żartujesz! Fani domagają się czegoś lepszego niż selfie na środku ulicy z jadącym autem. 
- RANISZ. - odpowiedziałem urażony. 
   Chłopcy ledwo zdążyli założyć koszulki, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi. 
- Otwarte!
- Hejka! - usłyszałem radosne powitanie. Po chwili usłyszałem zbliżające się kroki i przymrużyłem oczy, czekając na reakcję Natalie.
- O MÓJ BOŻE. - weszła do salonu i omiotła nas wzrokiem. - JAKI SYF! - zakryła usta ręką i roześmiała się. Stała w progu i bała się poruszyć, choć jednocześnie bawiła ją cała sytuacja. Musieliśmy wyglądać co najmniej komicznie, siedząc razem z Danielem owinięci kocami, z padami w rękach. - Co wam się stało? - spytała podchodząc do telewizora i ponownie zatrzymałem mecz. Spojrzeliśmy na nią z wyrzutem, a ona ponownie zareagowała śmiechem. 
- James'a nie ma w domu... - zacząłem.
- Ojejku, widać że nie radzicie sobie bez niego! 
- Mniej więcej. - powiedział Skip. 
- Współczuję mu. - Natt usiadła obok nas na kanapie i westchnęła. - Tak to jest przychodzić tu, żeby "Alice oddała coś Luke'owi".
- Taa, pewnie jeszcze sobie "pogadają", ale nie zajmie im to dłużej niż 25 minut.
- Jasne! - Natt obróciła się i wychyliła w stronę drzwi, ale najwyraźniej poszli na górę "odłożyć statyw". - Beau, możesz się tak na mnie nie gapić? - spytała z lekkim uśmiechem, patrząc mi w oczy.
- Przeszkadza ci to? - uniosłem w górę jedną brew. 
- Jak tak pożerasz mnie wzrokiem w całości... hm... odrobinkę. - obleciałem ją wzrokiem od stóp, zatrzymując się na chwilkę na długich nogach, kończąc na włosach. - No i znowu. Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo jesteś piękna. - odparłem. Usłyszałem ciche chrząknięcie Daniela, ale starałem się to zignorować. Natalie zarumieniła się delikatnie, a ja posłałem jej szczery uśmiech. W tym momencie usłyszeliśmy kroki na schodach i głosy w korytarzu. 
- Zbieramy się. Muszę lecieć. - Podeszła do nas, przytuliła i pocałowała mnie w policzek. - Dam znać Jamzi'emu, że ma z wami zrobić porządek. To pa chłopcy! - opuściła mieszkanie razem z Ali i bliźniakami. Spojrzałem na Daniel'a, który przewrócił oczami i zrobił wymowną minę.
- O co tym razem ci chodzi? Daniel, widzę jak ostatnio reagujesz na Natalie. Co ci w niej przeszkadza?! - musiałem podjąć ten temat. Teraz miałem idealną okazję. Daniel spojrzał na mnie, jakby odpowiedź była oczywista. - Odpowiesz mi czy nie? Chcę z tobą o tym pogadać, jasne? - dalej brak odpowiedzi. - Może myślałeś, że jestem głuchy, niemy i ślepy, ale zdołałem zauważyć twoje przewracanie oczami, chrząkanie i zamykanie się w sobie przy Natt. Na początku przecież dobrze się dogadywaliście. Co się stało? Co ona zrobiła? - mój przyjaciel wbił wzrok w podłogę.
- Wszystko było okay, dopóki... no wiesz. Zaczęliście się tak często spotykać, spędzać razem każdą wolną chwilę... A ja miałem stać z boku i patrzeć na to wszystko?
- Słucham? Nie, nie, nie, Skip! - wykrzyknąłem wstając z kanapy. - To się przecież nigdy nie miało stać! Nigdy, nigdy żadna dziewczyna nie miała stanąć między nami. Pamiętasz? Ta niepisana zasada była podstawą naszej przyjaźni od 7 lat! Skip... nie mogę w to nawet uwierzyć... Nie mogłeś mi tego powiedzieć? Jak w ogóle mogłeś przystawiać się do Natalie w ukryciu przede mną? Gdybym wiedział wcześniej, że coś do niej czujesz wszystko potoczyłoby się inaczej. - moje serce biło szybko, a mózg analizował każdą chwilę ich znajomości. Już wszystko zrozumiałem. Gdy dziewczyny potrzebowały pomocy, od razu zerwał się z telefonem w ręce i wskakiwał do auta. To były początki... Po naszym pamiętnym wieczorze, gdy Natt uciekła z domu na widok mnie czytającego jej wiersz zrozumiał, co do siebie czujemy. Ale dlaczego chował to w tajemnicy? Dlaczego nie wyznał mi tego prosto z mostu? Czemu nie dał mi znaku, że też podoba mu się Natalie?
   Chyba zaczynałem rozumieć. Widziałem wszystko coraz wyraźniej. Przerwałem nerwową wędrówkę po pokoju i znowu podjąłem temat.
- Nie chciałeś, żeby prawda wyszła na jaw, tak? Żeby wszyscy się dowiedzieli, że jesteś zazdrosny? - poczułem narastający we mnie gniew. Jak mógł zachować się tak żałośnie, dziecinnie? Z moich ust wypływało coraz więcej pytań, które zamieniały się nawet na obelgi. W pewnej chwili Daniel wstał zdenerwowany i znalazł się na mojej wysokości.
- Przyznaj się, że byłeś zazdrosny. Cały czas, gdy tylko widziałeś nas razem. -  powiedziałem patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
- Tak, jestem zazdrosny! - przyznał w końcu.
- Wiedziałem! Tylko jak, powiedz mi. Jak mogłeś być zazdrosny o Natalie?! - złość kumulowała się we mnie z każdą chwilą, podobnie jak w Danielu.
- NIE BYŁEM ZAZDROSNY O NATALIE! - krzyknął, a w jego oczach dostrzegłem łzy.
- W TAKIM RAZIE O KOGO?!
- O CIEBIE! - wyrzucił z siebie i wybiegł z domu trzaskając drzwiami.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

WOWWOWOOWWOWOOWOWOWOWWOWO
Za nami już 17 rozdział!
Kolejny pojawi się w przeciągu tygodnia lub szybciej.
Niestety (stety) w lipcu jedziemy na obóz do Londynu i nie będziemy miały z wami kontaktu ;(
więc przez 10 dni nie będzie 19 bądź 20 rozdziału.
Ostrzegamy was więc bez hejtów :)

+

Zaskoczeni?
Usatyswakcjonowani rozdziałem?
Chcecie więcej i szybciej?
To:
SKOMENTUJCIE!

+ przypominamy o ankiecie na górze strony, po prawej












 

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 16

Natalie's POV

   Była już połowa czerwca, na dworzu robiło się coraz cieplej. Ubrania krótsze, dni dłuższe, pogoda przyjemniejsza, skóra ciemniejsza. Okres czasu, który właśnie uwielbiam. Niestety kolejny szkolny semestr nadszedł jak zwykle o wiele za szybko. Jednak zawsze jest jakaś dobra strona. W tym semestrze do naszej szkoły zaczęli wreszcie chodzić Janoskians. Nie mogli uczyć się tutaj od razu po przyjeździe, bo władze naszej szkoły są przeciwne przyjmowaniu nowych uczniów w trakcie roku szkolnego. Cud, że zdołali podłączyć się na ten semestr.
   Bliźniaki i Daniel jakoś odnajdywali sobie znajomych w klasie i nie mieli szczególnych problemów z byciem "tymi nowymi". James miał ułatwione zadanie, bo większość zajęć miał razem ze mną, Ali i Julie. Taka zaleta bycia w naszym wieku. Z początku nieokiełznane fanki z gimnazjum najwyraźniej słyszały jakieś długie, nudne kazanie dyrektora, bo całkowicie przestały rzucać się na Janoskians i ograniczyły swoje napady fangirlingu do rumienienia się i cichych pisków, gdy ich mijają. Beau, który nie musi już chodzić do szkoły cały czas się przez to wyśmiewa z chłopaków i udaje 13-letnie, napalone fanki.
   Do szkoły dojeżdżaliśmy oddzielnie, bo chłopaki mieli znacznie dłuższą drogę do pokonania. Weszłyśmy razem z Ali do budynku i podążyłyśmy leniwie w stronę sali historycznej. W korytarzu pojawiało się coraz więcej uczniów i nagle zauważyłyśmy na schodach Julie i Jai'a. Brooks niósł dziewczynie książki, rozmawiając z nią i śmiejąc się. Mają ze sobą coraz lepszy kontakt od pewnej imprezy...
   To było około tydzień temu, gdy Janoskians wreszcie znaleźli pretekst do zaciągnięcia nas do Kate's - baru, który spodobał im się już pierwszego dnia, gdy oprowadzałyśmy ich po Clare. Tego wieczoru miał się tam odbyć pierwszy występ All Time Low - zespołu Alex'a. Po wielu zmianach, poradach, namowach i kłótniach wreszcie znaleźli nazwę dla ich punk rock'owej grupy. Weszłyśmy razem z Julie i Ali do budynku z przyciemnionymi szybami i migającymi światłami. Odrazu podeszłyśmy do baru. Za ladą stał nasz stary znajomy, którego poznałyśmy dzięki Alexowi. Jake. Był dzisiaj na pierwszej zmianie by później wystąpić na scenie w debiutanckim zespole. Razem z Al'em założyli go kilka miesięcy temu. Gdy chłopak nas zobaczył posłał nam nerwowy uśmiech i wrócił do wycierania szklanki.
- Co tam? Zdenerwowany? - zagadała Ali.
- Niee, tylko się poce jak lama.
- Jak lama?
- No bo lamy się chyba pocą, no nie? - spytał z sarkazmem.
- Taa... - powiedziałam, po czym zwróciłam się szeptem do siostry. - Dobrze, że miałyśmy swój wkład w teksty ich piosenek, bo inaczej śpiewaliby pewnie o spoconych lamach. - zachichotałyśmy i podeszłyśmy do jednego ze stolików i usiadłyśmy obok Janoskians i Julie na ciemnofioletowych kanapach. Przywitałyśmy się z przyjaciółmi i zamówiliśmy drinki. Po około godzinie na scenie zaczęto rozstawiać sprzęt, więc wiedzieliśmy, że chłopaki niedługo rozpoczną występ. Byli dosyć zdenerwowani, bo jak narazie grali tylko w garażu i pierwszy raz jeszcze im ktoś za to płacił. Oczywiście nie załapaliby się na tą pracę, gdyby nie nasza długa znajomość z Kate - nie dużo od nas starszą, sympatyczną właścicielką klubu.
   Wyciągnęłyśmy chłopaków na parkiet i rozgrzewaliśmy imprezę. Każdy zmieniał miejsce i partnera tak szybko, że udało mi się już zatańczyć nawet ze znajomymi ze szkoły. Właśnie bawiłam się z James'em, gdy przeszły mnie ciarki na dźwięk mocnego, głośnego basu. Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje usłyszałam wyraźny rytm perkusji i dołączające do niego ostre brzmienie gitary. Ludzie rzucili się do przodu, a ja już wiedziałam, że All Time Low zawładnęło imprezą. Uśmiechnęłam się szeroko słysząc głos Alex'a. Przetańczyłam z James'em kilka piosenek i usiedliśmy na kanapie.
- Nie sądziłam, że pójdzie im tak dobrze! A ty co o nich sądzisz, Jamzi?
- Są świetni! Pewnie niedługo odniosą sukces z tym brzmieniem! Staną się sławni i będą grać dla tysięcy fanów... - zamyślił się i powiedział. - Chciałbym być na ich miejscu. Mówię serio. Mają wielki talent.
- Przecież jako jeden z Janoskians jesteś sławny i masz fanów, to prawie to samo! - spróbowałam przekrzyczeć  muzykę. James odkrzyknął coś w odpowiedzi, ale nic nie usłyszałam  przez solówkę na gitarze. Nagle minęła mnie Julie z Jai'em. Odprowadziłam ich spojrzeniem w stronę baru. Obok mnie pojawiła się Ali rozwalając się na kanapie.
- Uff! - westchnęła. - dajcie mi coś do picia! Jestem zmęczona!
- Hahahhahaahha, a co? Luke daje popalić? - zaśmiał się James. Siostra posłała mu jadowite spojrzenie, na które powiedział tylko: - To ja pójdę po coś do picia... - i zniknął w tłumie tańczących ciał.
- Jak tam Julie i Jai? - spytałam.
- Spójrz i się przekonaj.
Siedzieli właśnie przy barze i zamówili kolejną porcję alkoholu. Brooks opowiadał coś dziewczynie, a ta śmiała się i potakiwała głową. Rozmawiali uśmiechnięci od ucha do ucha, siedząc na wysokich stołkach. Patrząc na nich, widziałam że do siebie pasują. Alice chyba pomyślała o tym samym. Po chwili jakiś nieźle wstawiony koleś przepychał się w stronę toalet i niespodziewanie szturchnął Julie tak, że zahaczyła ręką o szklankę stojącą na blacie. W rezultacie napój przewrócił się i wylał na koszulę Jai'a. A był tam taki piękny obrazek. Julie zakryła usta ręką i gwałtownie wstała ze stołka, porwała serwetki i zaczęła przepraszać Jai'a, wycierając mu koszulę. Nieplanowanie pokonała dzielącą ich odległość, co zauważył jedynie chłopak. Ich twarze dzieliło zaledwie 10 cm. Brooks podniósł wzrok na oczy blondynki i uśmiechnął się delikatnie. Wykorzystał chwilę, złapał ją w pasie i powiedział coś na znak, że nic się nie stało, a to był tylko wypadek. Nasza przyjaciółka zarumieniła się, a z zakłopotania wyrwał ją bliźniak, prosząc ją do tańca.
   Powędrowali na parkiet z towarzyszącym westchnieniem Alice:
- Aw! To było urocze!
   Nagle zgasły wszystkie światła oprócz jednego, skierowanego na Alexa, który niespodziewanie zmienił gitarę na klasyczną i powiedział:
- Tą piosenkę dedykuję wszystkim paniom. - pojawiły się westchnienia ich pierwszych fanek, a spod palców Alexa popłynęła spokojna muzyka. Nigdy w życiu nie wyobrażałam sobie takiej sceny z udziałem naszego przyjaciela - Alex'a Gaskarth'a - szkolnego przystojniaka, urodzonego rockmena i jednocześnie jednego z najbardziej zwariowanych chłopaków na świecie. Luke od razu zabrał Ali na parkiet. Ja musiałam poczekać jakieś 10 sekund na zaproszenie do tańca przez Beau'a ( dopiero Luke dał mu znak, że ma to zrobić, ale jakoś mu to wybaczę). Wtuliłam się w jego koszulę zarzucając mu ręce na szyję. Poczułam zapach jego perfum i potu. Nasze ciała poruszały się w rytm muzyki. Tańczyliśmy w przyjemnej ciszy. Mój wzrok podążał po sali i w końcu zatrzymał się na lekko spiętym Danielu, który patrzył w naszą stronę. Zrobiło mi się trochę głupio, bo wszyscy tańczyli w parach. Nawet James porwał do tańca jedną dziewczynę, którą kojarzyłam ze szkoły.
   - Hej! - ze wspomnień wyrwał mnie głos Julie.
- Cześć! - odpowiedziałyśmy gdy do nas podeszli.
- Co dzisiaj robicie? - Jai zagadał.
- Piszę esej, esej i znowu esej. - stwierdziłam.
- Racja! Przecież Pan Donner kazał nam napisać o historii Meksyku! - Julie westchnęła i spojrzała przepraszająco na Jai'a - Przepraszam, ale nic nie wyjdzie z naszego dzisiejszego spotkania.
- Dobra, to innym razem? - spytał.
- Jasne.
- Muszę lecieć. Za 5 minut mam angielski. - stwierdził i odszedł w stronę schodów. Gdy odszedł spojrzałam na Julie i stwierdziłam:
- Nieźle się dogadujecie od ostatniej imprezy. - posłałam znaczące spojrzenie Ali, która je odwzajemniła.
- Tak! On jest niesamowity! Uwielbiam jego brązowe oczy, sposób mówienia i... - przerwałam jej widząc, że zaraz straci głowe i opisze nam całą ich znajomość. Co niestety jej się zdarzało.
- Stop, stop, stop! Zostaw coś dla siebie! - nie chciałam wypytywać Julie o wszystko, tylko pójść na chemię.
- Jesteście razem? - Ali spytała mimo moich starań uciszenia dziewczyny.
- Sama nie wiem. Jest świetnie, ale chyba nie jesteśmy parą. - powiedziała. Nagle zadzwonił dzwonek i udając się do swojej klasy dorzuciła: - Muszę to wyjaśnić!
   Na długiej przerwie znowu wpadłam na bliźniaka, tym razem przed wejściem do stołówki.
- Słuchaj... Nie chcę być nachalny czy coś, ale wiesz co z kasą za dwie ilustracje do wierszy? - spytał niepewnym głosem.
- Świetnie, że mi mówisz! No więc, napisałam do jednego wydawnictwa i bardzo spodobała im się nasza współpraca. Powiedzieli, że dodadzą je do jakiejś książki ze zbiorem poezji dla młodzieży! Wczoraj przesłali mi na konto 80 funtów więc poszłam do bankomatu i... - Zaczęłam grzebać w torbie szukając portfela. - oto twoje uczciwie zarobione pieniądze! - Powiedziałam wręczając mu gotówkę. Chłopak przeliczył i powiedział:
- Nie mogę przyjąć połowy! Dałaś mi aż 40 funtów! Przecież to ty odwaliłaś cała robotę a ja tylko narysowałem kilka kwiatków.
- Nie, zrobiłeś coś o wiele więcej. Bo gdyby nie ty, utonęłabym w monotonii tysiąca innych maili z wierszami. Dzięki tobie moja praca się wyróżniała. - odsunęłam jego dłoń z pieniędzmi i odeszłam krzycząc: - Masz na dziwki! - jedna gimnazjalistka spojrzała na mnie jak na idiotkę, a Jai roześmiał się w odpowiedzi.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak właśnie przeczytaliście szesnasty rozdział tego bloga! Chcemy wam podziękować za ponad 7, 700 wyświetleń i to, że jeszcze go czytacie. Prosimy o komentarze pod tym postem i chcemy was poinformować, że powoli idziemy ku końcowi tego Fanfic'a!
Ale nie martwcie się, czeka nas jeszcze przynajmniej kilka dobrych rozdziałów!

 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 15

Alice's POV


   Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam to co zawsze o tej porze. Łóżko Natt stojące naprzeciwko mojego. Z jedną różnicą. Nie było w nim Natalie. Gdzie ona jest? - pomyślałam. Zaczęłam po omacku szukać telefonu. Jakimś cudem znalazł się pod poduszką. Odblokowałam telefon, mrużąc oczy przed blaskiem monitora. 8.25 - oznajmiły cyfry na górnym pasku. Stwierdziłam, że później poszukam Natt otulając się szczelniej kołdrą. Gdy zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę usłyszałam odgłos. Dźwięk był urywany i nieregularny. Uświadomiłam sobie, że to chrapanie, ale nie mojego taty. Z wielkim trudem odmówiłam sobie dalszego snu i wyczołgałam się z łóżka, by zobaczyć co się dzieje. Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam śpiącego na kanapie Beau'a przytulającego już obudzoną Natt. Przypomniałam sobie wczorajszą sytuację z wierszem. Po cichu podeszłam do kanapy i uklękłam by być na poziomie siostry.
- Cześć, dobrze spałaś? - spytałam.
- Tak. - widziałam nasuwające się jej pytanie i odpowiedziałam od razu.
- Wszystko wiem. - zobaczyłam ulgę na jej twarzy. Momentalnie postanowiłam zmienić temat. - Jesteś głodna?
- I to jeszcze jak! - powiedziała wysuwając się z objęć Beau'a. Na śniadanie zrobiłyśmy sobie po misce płatków kukurydzianych.
- Uwaga, zaraz kichnę! A-a-a-a-a- psik! - oznajmiłam na co Natt odpowiedziała mi pociągnięciem nosa. 
- Wiesz co? Chyba trochę głowa mnie boli.
- Ja czuję się zdecydowanie chora. - stwierdziłam. nie zdążyłam nic powiedzieć bo do pomieszczenia wszedł Beau.
- Cześć. - powiedział zaspanym głosem. - Jak się czujecie?
- Źle! - równocześnie krzyknęłyśmy.
- No to szkoda... Bo chciałem zjeść te lody czekoladowe.
- Co? Jakie lody? Te od pana Ralpha?! Przyniosłaś je wczoraj, dla mnie? - ostatnie pytanie skierowała do mnie.
- No tak... - przyznałam się, na co ona podziękowała mi przytuleniem. 
- Kiedy skończyło się przyjęcie u cioci?
- Nie mam pojęcia. Wyszłam od razu kiedy usłyszałam co się stało - mówiąc to zerknęłam na chłopaka nalewającego mleko do miski.
- Nie musiałaś... - nie zdąrzyła dokończyć bo do domu wparowali Luke i Jai wciąż o czymś mówiący. Trzymali przedmiot zawinięty w ścierkę.
- Cześć! - ochoczo się przywitali. Zamiast odpowiedzieć, ja i siostra kaszlnęłyśmy.
- Widzę, że jesteście przeziębione! To bardzo, bardzo dobrze. - stwierdził Jai.
- Cieszysz się z naszego nieszczęścia? - Natt, zarzuciła. 
- Nie! On miał na myśli, że to dobrze, że jesteście chore bo przygotowaliśmy coś w sam raz na przeziębienie! - powiedział Luke i odsłonił prezent. Zamiast typowego podarunku zobaczyliśmy garnek. Od razu podniosłam pokrywkę i spojrzałam do środka. 
- To wy umiecie gotować zupę?! - spytałam z niedowierzaniwem w głosie.
-  James znalazł nam przepis na rosół, więc z ciekawości go ugotowaliśmy. Przed spróbowaniem wpadliśmy na pomysł żebyście wy najpierw go oceniły. 
- Okey, więc - podeszłam do jednej z szuflad i wyciągnęłam dwie łyżki. - do dzieła! - powiedziałam i połknęłam ciepły płyn. Odrazu poczułam rozgrzewające uczucie. 
- Hmm... No nie wiem... Takie jakieś... - Natt zaczęła kręcić nosem. - Świetne! - na buziach bliźniaków pojawił się uśmiech i wyraz dumy.
- To znaczy, że wam smakuje? - spytali z niedowierzaniem.
- Pewnie! - powiedziałam i wyjęłam miski dla wszystkich. Ciepłe śniadanie zjedliśmy w milczeniu delektując się jego smakiem. W międzyczasie bracia zaproponowali nam, że gdy będziemy chore mogą nam gotować. Zgodziłyśmy się z entuzjazmem.
- Dobra, to my spadamy. - powiedział stwierdzili patrząc na Beau'a oglądającego telewizję. - A ty nie idziesz z nami?
- Zaraz przyjdę. Właśnie leci program, którego nie mogę przegapić. - odpowiedział pochłonięty kolorami przesuwającymi się na monitorze.
- Chodźcie, odprowadzę was do drzwi. - zaproponowała Natalie i udała się z nimi do wyjścia.
- Wielkie dzięki za jedzenie! - krzyknęłam na pożegnanie, podąrzając wzrokiem za oddalającymi się sylwetkami. Gdy upewniłam się, że są za daleko by mnie usłyszeć, powiedziałam: - Nie wspominamy o wczoraj?
- Nie wspominamy. - stwierdził dwudziestolatek.
   Kolejne kilka dni spędziłyśmy na  wyleczeniu się z grypy, na którą zachorowałyśmy po pamiętnej nocy.


~*~ Sobota~*~


- Halo?... Tak, już jesteśmy zdrowe... Mhmm... No ok, tylko spytam się Alice i wyślę do ciebie SMS'a... Okey, okey... Tak, pewnie się zgodzą... Paa! - Przysłuchiwałam się rozmowie telefonicznej Natt z Alexem, malując paznokcie.
- Al chce wiedzieć czy pójdziemy dzisiaj z nim do wesołego miasteczka. - zrobiła kilkusekundową pauzę bym mogła się zastanowić. - To jak?
- To dobry pomysł. Zapoznamy go z Janoskians?
- Jeśli się zgodzą z nami pójść, to czemu nie? - stwierdziłam wysyłając snapa James'owi z zapytaniem o dzisiejsze spotkanie. Po prawie pięciu sekundach dostałam pozytywną odpowiedź. - Dobra, chcą iść. Za ile Alex po nas będzie?
- Za dwadzieścia minut. Wyrobisz się? - spojrzała na mnie w piżamie jedzącą śniadanie i malującą paznokcie.
- Jak nie ja, to kto? - powiedziałam wstając od stołu.
   Gdy wyszłam z auta w moją twarz uderzył ciepły wiatr. Najlepsza pogoda na wyrwanie się z miasta! Po chwili wszyscy wysiedli z samochodu stając obok mnie. Przed nami rozciągało się nowe miasteczko wybudowane kilka lat temu. Wszędzie coś się działo. Po prawej można było podziwiać kłócącą się parę. Po lewej dzieci biegające z watą cukrową. Podeszliśmy do budki z żetonami by kupić kilka na wybrane atrakcje. Pierwszą pozycję w cenniku zajmował diabelski młyn. Od razu go wyeliminowałam. Mam okropny strach wysokości, przez który odmawiam sobie pewne rzeczy. Po kilku minutach pierwszy odezwał się Luke.
- To na co idziemy najpierw? Na młyn, samochodziki, kolejkę górską czy tunel śmierci? - chłopak zaczął czytać z tabliczki.
- Może najpierw na samochodziki? - odezwał się Alex.
- Ja wolę na coś z wysokością. - stwierdził Jai.
- Ja też, tylko Ali ma lęk wysokości. - przyznał Alex. Gdy tylko to powiedział chłopcy spojrzeli na mnie z <tym czymś jak jest im szkoda>
- Oh, błagam. Macie się dobrze bawić! idźcie beze mnie. Poczekam na was. - Natt spojrzała na mnie z niepewnością.
- To ja też zostanę. - rzekła.
- O nie, nie! TY masz się najlepiej bawić z nas wszystkich!- po tych słowach decyzja została podjęta. Odprowadziłam ich do wagoników i gdy wystartowali usiadłam na jednej z ławek obok strzelnicy. Co chwilę spoglądałam w stronę krzyków Natalie. Też się bala wysokości, ale nie w ten sam sposób co ja. Jej to dodawało adrenaliny. Mnie strachu. Musiałam wyraźnie posmutnieć bo obok mnie usłyszałam głos.
- Hej, chcesz zagrać? Może coś wygrasz. - spojrzałam na gościa obsługującego pistolety na kulki. - Dla nieszczęśliwych panienek za pół ceny.
 - Dzięki, ale... No dobra. To co mam robić? - spytałam się wstając i podchodząc do lady.
- To proste. Weź pistolet, wyceluj w środek tarczy i naciśnij spust. - zrobiłam tak jak mówił. Raz, drugi, trzeci. Wciąż nic. Poczułam się jakby od tego zależało moje życie. Wycelowałam jeszcze raz i strzeliłam. Trafiłam w sam środek za czwartym razem! Dostałam w zamian wielką pluszową pandę, która przysłaniała mi widok gdy ją trzymałam. Odwróciłam się i w ślimaczym tempie dotarłam do wagonika, z którego wychodzili moi przyjaciele. Kiedy zobaczyłam Luke'a wiedziałam co chcę zrobić.
- Cześć... - powiedział po czym pocałowałam go w policzek i powiedziałam: - TA DAM! Oto wielka pluszowa panda, która jest twoja! - spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Hmm... Dziękuję?


Natalie's POV


   Zobaczyłam jak rozmawiający Alex z Danielem widząc scenkę przed młynem opuścił wzrok. Niby nic, a może jednak to coś znaczy? Nie, na pewno nie. On i Ali są jedynie przyjaciółmi. Z zamyślań wyrwał mnie głos Beau'a stojącego obok mnie.
- To, co? Na samochodziki! - krzyknął na co wszyscy zaczęliśmy do nich biec.
   Dochodziła dziewiętnasta, a my oblepieni żetonami, nagrodami z różnych konkurencji chcieliśmy zaliczyć ostatnią atrakcję. Rollercoastera. Staliśmy przed jego konstrukcją prowadząc orzywioną rozmowę. Wszyscy chcieliśmy by Ali z nami pojechała, lecz ona się na to nie zgadzała.
- No chodź, będzie fajnie! - zapewniał Daniel.
- Nie chcecie mnie wrzeszczącej ze strachu obok siebie!
- A wlaśnie, że tak! - chłopcy nie dawali za wygraną.
- Ale... Ja się boję wysokości.... - zaczęła.
- Nie pozwolimy by coś ci się stało! - upewnił ją Luke.
- Przecież jesteśmy Janoskians. - Jai chciał skończyć, ale przypomniał sobie o czymś istotnym. - I Alex!
- Pamiętaj, to twoja decyzja. Jeśli nie czujesz się na siłach to nie jedź. - powiedziałam.
- Tylko wtedy bardzo trudno to zniesiemy.
- No chodź! - zaskomlaliśmy.
- Jeśli tak bardzo chcecie, to dam radę. - po tych słowach wszyscy rzuciliśmy się w stronę wagoniku. najszybciej jak tylko się dało, by Ali nie zdąrzyła zmienić zdania. Wagoniki były po trzy osoby. Wylądowałam w środkowym wraz z Daniel'em i Beau'em. Przed nami usiedli Ali, Luke i Alex. Za nami za to Jai i James. Poczuliśmy szarpnięcie odrzucające nas do tyłu gdy kolejka ruszyła.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc to znowu my, po dłuższej przerwie!
Bardzo was przepraszamy, że tak to przeciągałyśmy.
Dziękujemy za ponad 7.300 wyświetleń
i
objecujemy, że już was nie zawieździemy!









u

środa, 4 czerwca 2014

Opóźnienie

Bardzo przepraszmy za brak rozdziału, ale niestety szkoła jest na pierwszym miejscu. Mamy koniec roku i walą nam 1923828181 sprawdzianów w tygodniu no i oczywiście wyciąganie ocen... Do tego w weekend mamy jakiś bezsensowny konkurs wokalny w Gdyni i do codziennych obowiązków dochodzą próby, przez które brakuje nam czasu na naukę i bloga. Dlatego znów was bardzo przepraszamy i ze smutkiem musimy ogłosić, że nowy rozdział nie pojawi sie najpóźniej w środę  :( .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
I JAK TO JEST MOŻLIWE, ŻE POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM SĄ TYLKO 4 KOMENTARZE?!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
DLATEGO TE PRZEPROSINY SĄ SKIEROWANE ZWŁASZCZA DO TYCH CZTERECH OSÓB, KTÓRE SIĘ WYSILIŁY I NAPISAŁY NAM SWOJĄ OPINIE!
Ily sm

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 14

Beau's POV

   Biegłem po ulicy pogrążonej w półmroku, a burza właśnie osiągała swój szczyt. Rozglądałem się na boki w poszukiwaniu Natalie, niestety bez skutku. Mokre włosy opadały mi irytująco na czoło, ale nie zatrzymałem się. Po jeszcze kilku minutach zwolniłem i rozejrzałem się dookoła. Nie wiedziałem, gdzie jestem. To miejsce nie przypominało mi żadnego z tych, które kiedyś pokazały nam dziewczyny. Resztkami powietrza w płucach wykrzyknąłem jej imię. Odpowiedziało mi jedynie głuche echo.
   Usiadłem bezradnie na krawężniku i wyciągnąłem telefon. Musiałem zawiadomić chłopaków. Alice pojechała z rodzicami na urodziny cioci, więc nikogo nie było teraz w domu. W domu. Dom! Przecież zostawiłem otwarte drzwi! Szybko wykręciłem numer zmarzniętą ręką. Już po jednym sygnale usłyszałem głos jednego z bliźniaków.
- Halo?
- Jai, idź do domu Alice i Natalie. Musisz go przypilnować. Został otwarty i ktoś może się bez problemu tam dostać. Szybko!
- Co? Czemu? Beau, odbiło ci? Mówiłeś, że idziesz do Natt. Gdzie ty do cholery jesteś?
- Długa historia. Tak czy inaczej szukam jej po całym Clare.
- Szukasz jej... zaraz, co?!
- Po prostu pilnuj jej domu! - rozłączyłem się i schowałem komórkę. Wstałem z chodnika i już chciałem iść dalej, ale wiedziałem, że to bez sensu. Nie miałem pojęcia, gdzie uciekła Natt. W dodatku miałem straszne poczucie winy, bo przypomniałem sobie w jaki sposób na mnie patrzyła chwilę przed ucieczką. Co ja właściwie zrobiłem?
   Przed oczami stanęła mi scena z pokoju sióstr Moscitoe. Spokojna Natalie przeglądająca wiersze. Nie sprawiała wrażenia, jakby moja obecność była dla niej czymś krępującym, a co dopiero strasznym czy niepożądanym. Zobaczyłem wiersz "Blizny". Teraz, stojąc na środku opustoszałej, nocnej ulicy z kompletnym bałaganem w głowie, gdzieś w mojej podświadomości usłyszałem głos, szepcący mi pamiętne ostatnie linijki:
"Może mieć uśmiech na twarzy,
ale ma blizny na nadgarstkach."
- Blizny na nadgarstkach - kobiecy głos recytował cicho te słowa.
- Blizny na nadgarstkach - zamienił się w ciche łkanie, które przyprawiło mnie o dreszcze.
- Blizny na nadgarstkach. - powtarzało echo w mojej głowie.
- Blizny na nadgarstkach - głośny krzyk rozpaczy sprawił, że włosy zjeżyły mi się na karku.
   Rzuciłem się przed siebie, pędząc w dół ulicy. W moich myślach dalej kołatały słowa. Deszcz lekko ustał, ale to nie zmieniło faktu, że ociekałem wodą, a moje ubranie było ciężkie jak cholera. Skręciłem i wypadłem na główną drogę.
   Na lepiej oświetlonej ulicy łatwiej zdołałem ocenić sytuację. Zauważyłem zapalone światła w jednym domu, a jacyś ludzie wracali grupą z imprezy. Niedaleko stał przystanek autobusowy, a za półprzezroczystą ścianą budki rysował się jakiś ciemny kształt. W miarę jak zbliżałem się ku niemu przypominał mi człowieka. Świetnie. Jeśli to nie okaże się zapluty pijak albo włóczęga, to zapytam czy widział w pobliżu dziewczynę. Z każdym krokiem przechodziła mnie fala energii. Po sylwetce i długich włosach poznałem, że jest to zdecydowanie kobieta. Serce zabiło mi szybciej.
   Dobiegłem go przystanku i zobaczyłem skuloną z zimna siedemnastolatkę, z mokrymi brązowymi włosami opadającymi na zaczerwienioną od płaczu twarz. Zwróciła na mnie wzrok, a w jej zielono-szarych oczach odmalowało się zaskoczenie pomieszane z obawą. Poczułem niesamowitą ulgę, jakby ktoś zabrał mi z ramion cały ciężar. A właściwie jego część, bo w ciężkim worku moich obaw znajdowało się jeszcze wiele pytań pozbawionych odpowiedzi. Skryłem się pod lekko dziurawym dachem i stanąłem obok Natalie, łapiąc oddech po długim biegu. Cały czas skupiałem się na tym, aby ją znaleźć, a nawet nie pomyślałem, co jej właściwie powiem. O czym rozmawiać z kimś w takim stanie? Czy to nie ja jestem winny całej sytuacji? Mimo pustki w głowie nie mogłem po prostu stać obok niej obojętnie, chociaż to w tej chwili robiłem.
- Natt... - wymówiłem cicho jej imię z ulgą w głosie. Brązowowłosa usiadła na obskurnym siedzeniu i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o tył budki. - Ja... Przepraszam. Nie wiedziałem, że... - urwałem, widząć jak kręci głową.
- Nie przepraszaj. - odchrząknęła, aby odpędzić chrypkę w głosie. - To nie twoja wina. Mogłam pomyśleć o tym, jak możesz zareagować na niektóre z moich utworów. Powinnam była nie trzymać ich na widoku.
- I dalej ukrywać przede mną prawdę o tobie i twojej przeszłości? - w jednej chwili cały żal, współczucie uleciały ze mnie jak powietrze z balonika. - Jak długo chciałaś to jeszcze ciągnąć? Te wszystkie kłamstwa, niedomówienia. - Nawet mnie zdziwiła gwałtowność tej wypowiedzi, ale musiałem dać upust emocjom.
- Nie sądziłam, że to dla ciebie takie ważne. Poza tym zanim powiedziałam chłopakom...
- Oh, czyli wszyscy Janoskians już wiedzą? Jestem ostatni? Dobrze wiedzieć, że jest się tym mniej ważnym. - Natalie bolały moje słowa, ale nie mogłem ich powstrzymać. Potok oskarżeń mimo mojej woli wylewał się ze mnie jak wodospad, uderzając w dotąd spokojną taflę wody - uczuć Natt.
- Nie przerywaj mi. - rzuciła ostro dalej lekko łamiącym się głosem. - Kiedy mówiłam chłopakom o tamtych zdarzeniach, liczyło się tylko to, aby poznali prawdę. W twoim przypadku jest inaczej. Boje się tego, jak na mnie zareagujesz, czy nie stwierdzisz, że jestem jedynie problemem i zostawisz mnie. Odejdziesz i zapomnisz. Wcale nie jesteś mniej ważnym, Beau. - dodała szeptem. Kiwnęła na mnie głową, dając znak że mam usiąść obok niej. Z szeroko otwartymi oczami z zaskoczenia opadłem na plastikowe siedzenie. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Miałem teraz idealną okazję, aby przyjrzeć jej się bliżej.
   Na jej policzkach pojawiły się resztki makijażu, który spłynął razem ze łzami. Najwyraźniej wcześniej sporo płakała, ale teraz widziałem tylko samotną łzę na jej policzku. Jej oczy były z lekka zapuchnięte, ale przeszywały mnie na wylot pokazując jednocześnie jej skrajne uczucia. Mokre, delikatnie kręcone od wilgoci włosy dodawały jej jakiegoś tajemniczego uroku. Ubrana lekko jak na taką pogodę, ociekała wodą.
- Chciałabym, żebyś mnie zrozumiał, ale...
- Ale co? Natalie, musisz się w końcu przede mną otworzyć.
- Ale jednocześnie nie wiem jak ci to przekazać. - dokończyła. Złapałem ją za rękę, aby ją ośmielić. W pierwszym odruchu wzdrygnęła się przed moim dotykiem w okolicach jej blizn, ale po chwili uległa i obróciła nadgarstek, odsłaniając je.
- Po prostu opowiedz dokładnie to samo, co mówiłaś chłopakom. - podpowiedziałem jej, chociaż widocznie było to dla niej trudne. Ale musiałem się dowiedzieć. Zachowywałem się w tym momencie jak dziecko, które nie dostało ulubionej zabawki. I co z tego? Alice i Natalie to dwie dziewczyny, które z pozoru nam bliskie są wielką zagadką. Pod wpływem widoku nadgarstka Natt, pokrytego licznymi bliznami po całej długości nie myślałem normalnie.
   Dziewczyna wzięła głęboki oddech, przymknęła powieki i zaczęła opowiadać mi swoją historię.
- To było całkiem niedawno. Gdy byłam w gimnazjum miałam chłopaka. Był jednym z tych popularnych, ale różnił się od nich. Miał na imię Connor. Był świetnym chłopakiem i byłam z nim szczęśliwa. Aż do pewnej imprezy, gdy przejrzałam na oczy. On... po prostu powiedział mi, że jest ze mną tylko po to, aby mnie przelecieć. Oczywiście odmówiłam mu, a on był zaskoczony moją odpowiedzią. Na szczęście nie naćpał się wtedy tak bardzo, bo pewnie zmusiłby mnie do tego siłą. Zamiast tego krzyczał na mnie, a ja byłam zbyt w szoku, aby zareagować. Nie chciałam wierzyć w to wszystko. Connor był niezwykły, zawsze dawał mi powody aby z każdym dniem zakochiwać się w nim od nowa. Nigdy nie wierzyłam, że może zrobić coś takiego. Dalej nie wierzę. W każdym razie nazwał mnie "szmatą, która i tak nie daje". Rozumiesz to? Mój Connor - chłopak, z którym byłam szczęśliwa przez długi czas. Nigdy nie czułam się tak oszukana. Oczywiście zerwał ze mną i wmówił wszystkim w szkole, że... Po prostu zamydlił innym oczy i opowiedział, że zrobiłam mu loda i chciałam go zaciągnąć do łóżka. Podsłuchałam jego rozmowę z kolegami, jak stwierdził coś w stylu "Jasne, że jej odmówiłem! Kto by chciał pływać po takich falach?". Wybiegłam z szatni i nigdy nie spojrzałam w lustro w ten sam sposób. Przedtem nie zwracałam zbyt dużo uwagi na moją sylwetkę, ale od tamtej pory... Dobra, nie byłam najchudsza, a nawet w niektórych miejscach delikatnie mówiąc za mocno zaokrąglona. Gdy wróciłam tamtego dnia do domu zauważyłam, jak gruba tak naprawdę byłam. Czułam się potwornie, a w dodatku przygnębiona po rozstaniu z Connor'em. Tamtego wieczoru wszystko się zaczęło. - wzięła głęboki wdech i zamrugała, aby odpędzić łzy. - Pierwszy raz chwyciłam za żyletkę. Znajomi się ode mnie odwrócili, ludzie ze szkoły patrzyli jak na idiotkę. Zostały mi tylko Alice i Julie. Wspierały mnie na każdym kroku, ale ja nie byłam z nimi nawet szczera. Z każdym dniem ran było więcej i były głębsze. Zaczęłam się momentami głodzić. Byłam niemal wrakiem człowieka. Wtedy - w najmniej oczekiwanym momencie - poznałam Alex'a. On nienawidził Connor'a od dawna, nawet nie wiem z jakiego powodu. Byli wrogami od dzieciństwa i właściwie to nas do siebie zbliżyło. Pomógł mi poradzić sobie z tęsknotą i chyba nigdy nie będę miała szansy mu się odwdzięczyć. Od tamtej pory jesteśmy niemal nierozłączną paczką. Nie mam pojęcia, co bym bez nich zrobiła. Pewnego dnia nawet wylądowałam w szpitalu. Connor znów zaczepił mnie na korytarzu i coś do mnie krzyknął, nie chcę przypominać sobie co to było. Żyletka zrobiła swoje, a ja ledwo co wyszłam z tego cało. To był ten dzień, kiedy dziewczyny, Alex, mój tata i mama Alice dowiedzieli się o moich ranach. Ale wtedy było już za późno. Nałóg pożerał mnie w całości, wysysając chęć do życia. Wyleczyłam się z niego mniej więcej na 2 miesiące przed poznaniem was. To świeża sprawa, więc czasem powraca niczym nowotwór, ale wy wszyscy jesteście dla mnie jak nieodkryty przez naukowców, bezcenny lek. Dziekuję.  – zakończyła. – Tak bardzo dziękuję… - spojrzała jeszcze raz na swoje obnażone ręce, jako symbol tamtych wydarzeń. Chwyciłem ją za drżącą dłoń i podniosłem ku górze. Złożyłem delikatny pocałunek na każdej pojedynczej szramie szpecącej jej ręce. Usłyszałem tylko jej cichy szloch i zarazem zaskoczenie z jakim zareagowała na mój gest. Gdy tylko oderwałem wargi od jej nadgarstka rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła pokonując niewielką przestrzeń dzielącą nas od siebie.
- Już dobrze, spokojnie. Jestem tu z tobą, okay? – Natt wypuściła mnie z objęć, ale nie odsunęła się daleko.
- Wiesz, co jeszcze mnie poruszyło dziś wieczorem? To co powiedziałeś zanim uciekłam. Pamiętasz to? – oczywiście, że pamiętałem, ale nie rozumiałem w jaki sposób to wpłynęło na jej zachowanie. Chyba wyczytała to z mojej miny, bo po chwili dodała:
- Chodzi mi dokładnie o to, co wtedy powiedziałeś. Nazwałeś mnie Natty. – uśmiechnęła się mimo bólu, jaki odczuwała w tym momencie przez przywołane wspomnienia. – Nikt nie nazywał mnie tak oprócz mojej mamy. Zmarła kiedy miałam 6 lat. Od tamtej pory nikt się tak do mnie nie zwrócił, nawet Alice. – Byłem oszołomiony jej wyznaniem i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Natalie tylko spojrzała na mnie, jakby chciała wyczytać coś ze mnie jak w otwartej księgi. Spletliśmy ze sobą ręce. Chwyciłem delikatnie jej podbródek i przysunąłem się bliżej. Nasze wargi złączyły się w delikatnym geście. Oparłem jej czoło o swoje i zamknąłem oczy. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie za kołnierz przy kurtce. Ponownie poczułem ciepło jej warg, tym razem w zachłannym, namiętnym pocałunku. Wplotłem ręce w jej wilgotne, lekko pofalowane włosy. Jej usta smakowały solą, jak deszcz połączony ze łzami. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie bliżej, chwytając za mokrą koszulkę. Lekko przygryzłem jej wargę, a ona tylko wtuliła się we mnie mocniej. Wszystkie skrywane emocje, cały ból i żal przelaliśmy w ten niepohamowany pocałunek.
   Nagle oślepiło mnie jaskrawe światło reflektorów. Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie. Za kierownicą zobaczyłem Daniel’a, który lekko zniesmaczony na nasz widok zatrzymał się przy przystanku. Wsiedliśmy na tylne siedzenie auta. Przed nami siedział już Luke, który odwrócił się do nas i omiótł nas wzrokiem, ale nic nie powiedział. Pomyślałem, że nie będę musiał długo wyjaśniać, bo przecież znają przeszłość Natalie.




Alice's POV

   Wlokłam się po całym mieszkaniu mojej ciotki. Nuda zżerała mnie od środka. Na przyjęciu znałam tylko jakieś 10% ludzi. Widząc, że jakaś babcia do mnie podchodzi, przystanęłam i przywołałam na twarz sztuczny uśmiech. 
- Natalie?! Jak ty wyrosłaś! - takie sytuacje przytrafiały mi się przez całe spotkanie. Wszyscy oczekiwali Natt przy swoim ojcu, a nie "córki tej innej". Chciałam wyprowadzić ją z błędu, ale nawijała jak najęta. - Pamiętasz mnie? To, ja! Ciocia Casie. Byłaś taka mała gdy ostatni raz cię widziałam. 
- Przepraszam, ale ja nie...
- Och, przestań! No to jak w szkole? Dobrze się uczysz? - zadawała mi tysiące pytań w sekundę. - Masz chłopaka? - po tym pytaniu lekko zwolniła, co ja wykorzystałam.
- Nie jestem Natalie. Natt została w domu. Nazywam się Alice i bardzi mi miło panią poznać. - wypaliłam i wyciągnęłam ręke w stronę Casie.  
- Och... Bardzo przepraszam! Więc to ty jesteś drugą córką Petera? 
- Tak. - ta wiadomość jakby nie zrobiła na niej wrażenia. Wciąż się do mnie uśmiechała i nie czuła się dziwnie w mojej obecności. Część cioci, które dowiedziały się, kto jest moją mamą posyłały mi pełne obrzydzienia spojrzenia i odchodziły bez słowa. - Jak podoba się pani przyjęcie?
- Szczerze? Bardzo! A tobie?
- Mi też. - oczywiście musiałam skłamać.
- Czy zwróciłaś uwagę na kapelusz babci Jennifer? - spojrzałam w stronę mamy mojego ojca. A raczej na ozdoby przysłaniające jej małą osobę. 
- Tak, jest... Nadzwyczjany. - Gdy wymyślałam odpowiednie słowo mój telefon zadzwonił ogłaszając SMS. Zamiast zgorszonego spojrzenia cioci usłyszałam : - Idź zobacz kto to. Może to twój chłopak! - Lekko zdziwiona spojrzałam na monitor. " Problemy z Natt. POWAŻNE. Przyjedź jak najszybciej! ~Beau " Bez namysłu podbiegłam do taty stojącego przed drzwiami.
- Są jakieś problemy z Natt! Wychodzę! - wydyszałam.
- Jedź! - rzucił w moją stronę plaszcz i podał portfel. - Idź do sklepu i kup "zestaw PPNZ". Jasne? - "zestaw PPNZ" to skrót od " Pierwsza Pomoc Na Załamkę ". Wymyśliliśmy go wspólnie, gdy moja siostra miała ciężkie dni. Czasem pomagał a czasem nie, ale zawsze przynosił ulgę.  
- Jasne! - rzuciłam wybiegając prosto w deszcz. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Spojrzałam na grafik i stwierdziłam, że za 5 minut będę miała dojazd do Clare. W oszołomieniu wykręciłam numer do pana Ralpha. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy ma pan jeszcze trochę tych świetnych czekoladowych lodów i bitej śmietany?
- Tak, Co się dzieje?
- Nie mogę powiedzieć, bo sama nie wiem. Ale na pewno coś złego. Czy mogłabym podejść do pana po nie za 20 minut?
- Jasne. Czekam. - odparł i zakończył rozmowę idealnie z nadjeżdżającym autobusem. 
   Do domu wpadłam cała przemoknięta. Zestaw PPNZ rzuciłam na pierwszy lepszy stolik i pobiegłam do salonu. Ujrzałam śpiącą i całkowicie BEZPIECZNĄ Natt. Opierała się o ramię Beau'a. Poczułam zlość. Po co się staram, biegam po deszczu, wpadam w panikę, kiedy okazuje się, że nic się nie stało?! Dlaczego denerwuję rodziców, gdy ona śpi zawinięta w kocyk, a Beau głaszcze ją po głowie?! Zawsze byłam, jestem i będę wybuchową osobą. W takich momentach moje emocje mnie przerastają i bomba się uruchamia. Tak było i tym razem.
- Co to do cholery ma być?! - "krzyczałam szeptem" by nie obudzić siostry. - Dlaczego musisz do mnie pisać o byle co? - chłopak spojrzał na mnie i bez słowa podał kartkę, którą wyrwałam. Zaczęłam śledzić oczami tekst. - To przecież tylko wiersz!
- Spójrz na ostatni wers. - odparł spokojnie. Znów skierowałam oszołomione oczy na kartkę. Wtedy przecztałam: "Może mieć uśmiech na twarzy, ale ma blizny na nadgarstkach." . Od razu wyobraziłam sobie co musiało się stać. Zapewne Beau to przeczytał i skojarzył z Natalie. Dziewczyna musiała się rozpłakać, może nawet uciec. On za to ją znalazł i uspokoił. Zrozumiałam, że chłopak miał rację napisać do mnie, że coś się stało.
- Czyli już wiesz? - zapytałam odzyskując normalny ton głosu. - O tym przez co przeszła?
- Tak.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Na początek chcemy wam podziękować za 6K wyświetleń! 
+ wyobraźcie sobie minę Ali, która nie wchodziła przez kilka dni na bloga i zobaczyła ten sukces!
Kochamy Was.
Co do rozdziału, to Natalia pracowała nad nim bardzo długo (jest to chyba jej ulubiony), więc mamy nadzieję, że Wam też się spodobał.
PISZCIE WASZE REAKCJE, ODCZUCIA, OPINIE W KOMENTARZACH
Następny rozdział pojawi się, kiedy wena nam dopisze :)








środa, 21 maja 2014

Rozdział 13

Alice's POV

   Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i przeniosłam zaskoczony wzrok na Julie, z którą akurat siedziałam w kuchni. Nie minęła minuta jak wparowała Natalie, zanosząc się śmiechem. Opowiedziała nam historię z klatki, a my rzuciłyśmy się do okien. 
- Patrz, wychodzą! 
- To oni? Gdzie mają auto?
- Nie wiem, ale patrz na nich! Wyglądają jakby dostali ode mnie policzek!
- Chyba korona im z głowy spadła!
   Śmiałyśmy się z Janoskians jeszcze długi czas. Zrobiłam nam herbatę, a Julie i Natt poszły rozstawiać dodatkowe łóżko w naszej sypialni. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zaczęłyśmy rozmowę:
- Julie, jak samopoczucie?
- Hę?
- Jak się z tym wszystkim czujesz. No wiesz, spotkałaś idoli i tak jakby oglądaliśmy z nimi film... Byli w twoim mieszkaniu, co nie?
- No dobra, skoro naprawdę chcecie znać moją opinię... - odłożyła kubek i odsunęła wszystkie przedmioty, które mogłyby w jakiś sposób spaść lub się potłuc. - TO NIGDY NIE CZUŁAM SIĘ LEPIEJ!
   Julie zaczęła biegać po pokoju jak opętana, skakać po łóżku, krzyczeć jakie to jej życie jest cudowne, tarzać się po podłodze, biegać po całym mieszkaniu, śmiać się i wiwatować. W końcu upadła na nasze łóżko i mocno nas obie uściskała, ledwo mówiąc, bo była cała zdyszana:
- Nigdy wam tego nie zapomnę, serio. Dziewczyny, ja ich kocham od 2 lat! Serio, zaskoczyłyście mnie tym, że ich znacie i jednocześnie spełniłyście moje marzenie! - łzy zbierały się w jej oczach. - Nawet nie wiecie, ile to dla mnie wszystko znaczy. Miliony dziewczyn chciałyby być teraz na moim, a co dopiero waszym miejscu.
   Spojrzałyśmy na nią z szerokim uśmiechem. Jeszcze nigdy nie miałąm okazji widzieć, jak czyjeś marzenie się spełnia. W dodatku się do tego przyczyniając. Przytuliłyśmy się wszystkie chyba najmocniej w historii i siedziałyśmy dalej tuż obok siebie, ramię w ramię.
   Po około godzinie leżałyśmy razem na przysuniętych do siebie łóżkach, gapiąc się w sufit.
- Wiecie co, dawno nie robiłyśmy sobie takich nocek.
- Tak, rzeczywiście. Ale chyba musimy je robić częściej.
- No jasne, że tak! Pamiętacie nasze "piżama party", jak wylałyśmy sok pomarańczowy na ścianę?
- O boże, nie przypominaj. Czym my to wtedy wycierałyśmy? Papierem toaletowym?
- Chyba tak. A potem wzięłyśmy farbki i zaczęłyśmy mieszać kolory tak, żeby dopasować do ściany.
- I prawie się nam to udało!
- Yhm. Jeśli liczyć to, że cała ściana była do ponownego polamlowania jako sukces.
- Ale wiecie, co było najlepsze w tamtych imprezkach?
- Co?
- Nasze rozmowy. - Natalie zabłyszczały oczy na te wspomnienia. - Obrabiałyśmy dupę każdemu z naszej klasy po kolei, pamiętacie? Albo gadałyśmy o tym, jaka to ona jest głupia i samolubna, bo nie chciała mi dać batona na przerwie!
- I tak nic nie przebije rozmów o chłopakach! - wtrąciłam.
- O mój Boże! Nie przypominaj mi tego, błagam! - wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
- Ej, ale w sumie to nie było takie złe! Mogłyśmy z siebie wyrzucić te wszystkie emocje, wygadać się. - zauważyła moja siostra. - Warto by było to powtórzyć. To może zaczniemy od ciebie, Ali?
- Ale co dokładnie chcecie wiedzieć? Przecież nic ciekawego się u mnie nie dzieje.
- Uważaj bo ci uwierzymy. A teraz na poważnie. Cała relacja i to szczegółowa z dzisiaj. No wiesz, to jak zniknęłaś gdzieś z Luke'iem.
   Opowiedziałam im cały wieczór w altance, oczywiście niektóre rzeczy trochę skracając. Dziewczyny siedziały zapatrzone jak w obrazek, a gdy skończyłam moją opowieść westchnęłam tylko i powiedziałam:
- No i tak to mniej więcej wyglądało. Sama nie wiem co on we mnie takiego widzi, ale ja się mu chyba serio podobam.
- Oh, Alice. Nawet nie widzisz jak mu na tobie zależy.
- Ale co mam w związku z tym zrobić?
- Co chcesz. Jeśli go lubisz, to nie widzę problemu, aby coś miało nie wyjść. - miała rację. Teraz tylko musiałam zacząć działać. Kto wie? Może on już uważa, że jesteśmy w związku?

~*~
 
   Następnego dnia zrobiłyśmy sobie lekkie śniadanie i udałyśmy się na spacer do miasta. Jak zwykle obleciałyśmy wszystkie sklepy z ciuchami na Picaddily Circus. Słońce przyjemnie świeciło, a wiatr delikatnie owiewał nasze odkryte ramiona. Taką pogodę uwielbiam na wypady do Londynu. Zgodnie z tradycją poszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni i zamówiłyśmy mrożoną kawę. Popijając siedziałyśmy na ławce pod parasolem. W weekendy zawsze są tu tłumy, ale jesteśmy zaznajomione z każdym miłym miejscem w centrum. Podczas długiego spaceru spotkałyśmy kilku chłopców, bodajże z gimnazjum, którzy grali na instrumentach i zbierali pieniądze do pokrowca na gitarę. Przechodząc obok nich wrzuciłam im 2 funty, a chłopcy uśmiechnęłi się do mnie. Słabo im szło, chociaż grali naprawdę nieźle. Zmęczone wróciłyśmy do bloku autobusem, a Julie poszła do swojego mieszkania. Uwielbiam te nasze wspólne weekendy.
   W niedzielę nie miałyśmy na siebie żadnego pomysłu, dopóki nie zajrzałam do książek. Jak się okazało miałam w tym tygodniu kilka sprawdzianów i referatów do napisania. Usiadłam przy biurku i wzięłam się do roboty. Chciałyśmy zadzwonić po Janoskians, ale szkoła pokrzyżowała nam te plany.
- W 1683 roku była bitwa pod Wiedniem. 1683... 1683, 1-6-8-3. W 1683 była...
- Bitwa pod Wiedniem! - Natt niedbale powiedziała siedząc nad swoimi książkami w kuchni. Nie potrafiłyśmy się razem uczyć. Odparłam lekko zirytowana - Nie masz własnej nauki?
- Mam, i to dużo, ale patrz dostałam snapa od chłopców. - przyszła do pokoju, który był cały zawalony moimi książkami, podtykając mi pod nos telefon. - Pytają się o nasze plany. Co im odpisać?
- Prawdę, że jesteśmy do tyłu z nauką. Przez NICH! - powiedziałam pół żartem- pół serio.
- Dobra, więc wracam do moich szaleńczo interesujących równań z pierdyliardem niewiadomych!
- Idź, idź... W 1683 roku wydażyła się bitwa pod... Wiedniem! HA! Mam to! Jeszcze tylko jedna strona dat i mogę przechodzić do geografii!
- Nie podniecaj się tak, zapomniałaś o biologii. - Natt odebrała mi nadzieję na luźny wieczór. W odpowiedzi zatrzasnęłam drzwi.
   Nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale tak czy inaczej obudziłam się wcześniej niż zamierzałam, więc nie miałam problemu z walką o toalete. Spakowane i nauczone wyszłyśmy z domu. W szkole byłyśmy przed dzwonkiem, więc poszłyśmy sprawdzić zastępstwa i ogłoszenia.
- Zgadnijcie kto to! - ktoś do nas podszedł i zasłonił nam oczy.
- Hmm... Julie? Nie ona nie ma męskiego głosu, więc pozostaje nam tylko... Alex! - Odpowiedziałam odwracając się i wymieniając przyjacielski uścisk z naszym przyjacielem.
- Dlaczego tak długo cię nie było?
- Pojechałem z rodzicami na wakacje do Hiszpanii. - odpowiedział i zaczął szukać czegoś w torbie. - Właśnie, mam coś dla was.
- Prezenty? - równocześnie znalazłyśmy się bliżej niego z niecierpliwością czekając na podarunki.
- To dla ciebie, a to dla ciebie. - powiedział wręczając nam pudełka. Nie czekając otworzyłam swoje. Był w nim aparat zwany Polaroidem. Za to Natt dostała piękne pióro i ozdobny papier do pisania wierszy.
- Juhu! Wiesz, że nie musiałes nam niczego kupować?
- Musiałem! Do tego wisiałem wam prezenty na wasze piętnaste urodziny.
- Wtedy się jeszcze nie znaliśmy! - przypomniałyśmy mu drastyczną prawdę.
- Och, dajcie spokój, to nic takiego. Przyjmijcie te prezenty i chodźmy na angielski. - stwierdził, na co my znowu przylepiłyśmy się do niego dziękując i powtarzając, ze teraz to my musimy dać mu zaległy prezent na piętnaste urodziny.
   Na lekcji pan jak zwykle objaśniał nam jakieś oczywiste rzeczy, przez co Natalie posyłała mu mordercze spojrzenia. Zawsze skarżyła mi się, jak to on źle prowadzi lekcję, ale tym razem chyba postanowił wprowadzić coś nowego. Kazał nam podzielić się na grupy i zrobić projekt o "Romeo i Julii". Po chwili siedziałyśmy przy stoliku z Alex'em i George'em. Obydwoje wysocy bruneci, jednak zupełnie od siebie różni. Alex był raczej odzwierciedleniem chaosu - cały w tatuażach, słuchał rock'a, grał na gitarze elektrycznej, nie specjalnie przejmował się szkołą i był nam raczej bliższy. Natomiast George był bardziej poukładany, lepiej się uczył, a jedynym nieładem były jego bujne loki, na które ciągle się skarżył. Jednak obydwoje byli dobrymi kumplami.
   Pracowaliśmy nad okolicznościami powstawania naszej lektury, rozmawiając przy tym o mniej ważnych sprawach.
- Widziałem, że macie nowe towarzystwo. - zagarnął Alex.
- Skąd?
- Też mam twitter'a. - przypomniał. - Wyjeżdżam na zaledwie 10 dni, a wy już nie wytrzymujecie bez towarzystwa jakichś przystojniaków? Chyba nie mogę was tak często opuszczać...
- Ty lepiej znajdź nam te lata powstawania, okay? - przerwałam mu, jednak nie mogłam się do niego nie uśmiechnąć.

*Następnego dnia*

   We wtorek po 4 lekcjach umówiliśmy się w naszej szkolnej stołówce. Było to jedno z największych pomieszczeń w budynku, nieźle urządzona. Naszym ulubionym miejscem było miejsce przy oknie z widokiem na boisko. Usiadłyśmy przy jasnoniebieskim stoliku razem z Alex'em i Julie. 
- Dobra, teraz opowiadajcie. Kim są ci nowi? - powiedział Alex, wyjmując pączka z torby.
- Uuu ktoś tu jest zazdrosny! - Zauważyła Julie.
- Nie jestem! Po prostu chcę wiedzieć z kim się zadają moje przyjaciółki podczas mojej nieobecności.
- Haha, tylko winny się tłumaczy! - powiedziałam. - Teraz już na serio. To piątka komików... - mniej więcej opowiedziałam o naszej znajomości z The Janoskians. 
- A kiedy ich poznam?
- Hmm... Damy ci znać jeśli będą gdzieś w pobliżu.
- No dobra, to teraz trochę o mnie. - jak zwykle temat musiał przejść na stronę chłopaka. - Razem z chłopakami myślimy nad nazwą zespołu. - Alex grał razem z 3 chłopakami w zespole. Byli całkiem nieźli, chociaż na razie słyszałyśmy tylko próbki piosenek nagrane komórką. Był gitarzystą i zajmował główny wokal.
- Macie już jakieś pomysły? 
- Nie, i w tym problem. 
- Ale pamiętajcie: jeśli będziecie tworzyć wasze logo to najpierw sprawdźcie, czy nie jest w reklamie jakiegoś leku na biegunkę. - słysząc to zaśmiał się popijając sok, który wylądował na twarzy Julie. W tym samym czasie mój telefon zawibrował. Przeczytałam SMS'a od mamy na głos.
- Dzisiaj do Clare, urodziny cioci Petunii na 18.00. - posłałam znaczące spojrzenie Natt. Nie cierpiała jej.
- Nie! Do tej jędzy?! - To była ciotka od strony Natt, siostra jej taty. Zawsze się z nim kłóciła o to, że ożenił się z "niewłaściwą kobietą poznaną na ulicy". 
   Pożegnałyśmy się ze znajomymi, a po skończonych lekcjach udałyśmy się autobusem do Clare, wymyślając wymówkę dla Natt, która za nic w świecie nie chciała tam pojechać. W domu byłyśmy wyjątkowo szybko, ustaliłyśmy z rodzicami, że moja siostra nie pojedzie bo musi się uczyć na sprawdzian z geografii. Oczywiście wiedzieli, że to tylko pretekst, ale i tak jej pozwolili. Po rozmowie z Natt dowiedziałam się, że ma zamiar zrobić porządek w swoich papierach: wierszach i opowiadaniach. Chciała przypomnieć swoje dawne myśli. W pełni ją w tym popierałam, bo wiedziałam, że potrzebuje takich chwil. W przeciwieństwie do mnie - ja wolę nie wracać do przeszłości.


Beau's POV

   Strasznie nudziłem się z chłopakami. Nawet nie chciało mi się grać z nimi na konsoli. Dostałem sms'a od Natt, więc po chwili nie było mnie już w domu. Sam nie wiem, dlaczego chciałem się z nią spotkać, ale coś ciągnęło mnie w jej stronę. Często o niej myślałem. Znacznie częściej niż o Alice czy Julie. Może chłopaki mieli rację? Chociaż wtedy na pomoście nie czułem do niej przecież nic. Sam nie wiem, co się ze mną dzieje. Zanim pomyślałem co robię, stałem już na ganku państwa Mocitoe i pukałem do drzwi. Po 2 sekundach dostałem sms'a: otwarte! Chwyciłem za klamkę. Wszedłem do środku i krzyknąłem: 
- Tak ciężko było zejść na dół i otworzyć? Skąd mogłaś wiedzieć, że to ja? - zacząłem wchodzić po schodach na górę. 
- A kto inny mógłby chcieć spotkać się ze mną, gdy jestem sama w domu? - odpowiedziała mi pytaniem, gdy znalazłem się w jej pokoju.
- Sam nie wiem, może ktoś kto chciałby cię... - Natalie zwróciła na mnie wzrok znad licznych papierów i zafalowała brwiami. - ...napaść - dokończyłem. - Właśnie to miałem na myśli.
- Jasne, jasne. - rzuciła w odpowiedzi.
- Co tam masz? - spytałem wskazując na jej biurko.
- Wiesz, jakby ktoś pytał, to uczę się na geografię. Ale tak naprawdę to przeglądam moje wiersze. Pewnie Jai mówił ci, że zaczynamy współpracę.
- Tak, wspominał mi, że piszesz. - zacząłem przeglądać kartki na stoliku. Pełno wierszy, pojedynczych zwrotek, opowiadań. Jedna z nich przykuła moją uwagę. Kilkukrotnie złożona kartka, lekko zniszczona, co świadczyło o częstym przekładaniu jej. Na niej - wiersz zatytuowany "Blizny". Zacząłem go czytać i z każdym wersem przestawałem wierzyć, że to Natt go napisała. Szczególnie, gdy zobaczyłem ostatnie linijki:
"Może mieć uśmiech na twarzy, 
ale ma blizny na nadgarstkach."
   Miałem złe przeczucia. Spojrzałem na dziewczynę. Nawet nie zauważyła, że coś czytam, zbyt zajęta przeglądaniem prac. Musiałem rozwjać moje obawy. Musiałem.
   Odłożyłem kartkę tuż obok niej i złapałem ją za nadgarstek. Zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, badałem wzrokiem jej rękę. Zaskoczona omiotła wzrokiem kartkę, którą właśnie przeczytałem i zrozumiała, co sprawdzam. 
   Wystraszona gwałtownie uwolniła swoją dłoń i cofnęła się parę kroków. W jej oczach widziałem strach, obawę przez czymś, co właśnie się stało, a czego tak bardzo próbowała uniknąć. 
- Natty... - zacząłem, aby ją uspokoić.
- Nie... nie... - wyszeptała tylko drżącym głosem i zbiegła po schodach. Zanim się obejrzałem wybiegła z mieszkania prosto w ciemną noc.
   Bez zastanowienia podążyłem za nią, ale gdy znalazłem się na chodniku nie widziałem już nikogo w przygasającym blasku lamp ulicznych. Serce waliło mi szybciej. Rozejrzałem się dookoła, lecz nie było po niej śladu. Rzuciłem się w jedną stronę, kiedy akurat pierwsze grzmoty zapowiedziały burzę, a z nieba spadł deszcz.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W tym rozdziale trochę rozwinęłyśmy akcję. Mamy nadzieję, że spodobały wam się nowe wątki i dziękujemy za czytanie. :)
Ten rozdział wyszedł nam dłuższy niz planowałyśmy, więc 14 możecie się spodziewać za trochę więcej niż 5 dni.
Niedługo zaktualizujemy bohaterów, a co najważniejsze:
LICZYMY NA
KOMENTARZE!






czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 12

Alice's POV

   - Ali! Chce ci coś pokazać. - Luke podszedł do mnie i zaczął ciągnąć w przeciwną strone od naszej grupy. - Zamknij oczy!
- Nie będe nic widziała!
- Ufasz mi?
- No... Tak.
- To zrób to o co cię proszę. - powiedział, a ja pozwoliłam mu sie prowadzić. Po dłuższej chwili wreszcie chłopak się zatrzymał i pozwolił mi otworzyć oczy. Znajdowałam się w pięknie ozdobionej drewnianej altance. Wszędzie porozwieszane były lampki, które nadawały romantyczny nastrój. Było idealnie, ale nagle przypomniałam sobie kilka ważnych rzeczy.
- Luke, co my tu jeszcze robimy?! Oni już poszli do domu, a ja mam od niego klucze! Przecież Natt nie wie gdzie jestem! Będzie się o mnie bała i... - Nie dokończyłam bo Luke uciszył mnie pocałunkiem.
- Cicho, teraz ja mowię. - odparł. Lekko zdziwiona całą sytuacją spojrzałam na niego. Delikatnie objął mnie w pasie i posadził na szerokim płotku altanki słiużacym idealnie jako ławka bez oparcia. - Mam pytanie, czy pamiętasz cokolwiek co się stało po 23 na imprezie w Clare?
- Nie... Ten poncz okazał się za bardzo skuteczny. - faktycznie, pamiętałam tylko urywki zdań.
- Bo widzisz, ja pamiętam i to dużo. - przestraszona spojrzałam na niego. Zadałam sobie pytanie: Czy coś mu zrobiłam? Obraziłam? Najwyraźniej chłopak wyczuł moje zaniepokojenie, bo odrazu mnie uspokoił... No, nie do końca. - Tej nocy zaszło pomiędzy nami coś więcej. Nie, nie chodzi o TO. Wtedy wyznałem tobie uczucie. - kiedy to powiedział przypomniałam sobie całą sytuację na balkonie. - Nie wiedziałem jak je opisać i czym ono jest, ale teraz zrozumiałem. To miłość. Znamy się naprawdę krótko, lecz czuję, że to coś więcej niż przyjaźń. - oniemiałam z zaskoczenia. Jeszcze nie słyszałam chłopaka mówiącego takie rzeczy. I to do mnie. Co najdziwniejsze czułam... to samo. Od jakiegoś czasu kumulowały się we mnie uczucia, których nie potrafiłam określić. Teraz mogłam je nazwać. Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. Poczułam smak mięty i czekolady. Przyciągnął mnie do siebie, a ja całkowicie mu uległam. Nagle jego telefon zawibrował. Próbowaliśmy go zignorować, ale zamieszanie okazało się za duże. Szybko sprawdził wyświetlacz. - Dwie nieodebrane połączenia od "Jamzi". - przeczytał i zmarszczył czoło.
- Może powinieneś oddzownić? - spytałam lekko zrezygnowanym głosem.
- Nie. - odparł, wyłączając telefon. - To na czym skończyliśmy? - na te słowa nasze usta znów się połączyły.



Natalie's POV

   Zrobiliśmy sobie mały spacer po parku. Gdy spojrzałam w niebo, robiło się już dosyć ciemno. Chłopcy szli i rozmawiali o czymś, ale ja się kompletnie wyłączyłam i nawet nie słuchałam co mówią. Przypomniał mi się jeden z wierszy, które kiedyś napisałam. Ten był jednym z moich ulubionych i nosił tytuł "Oddech Nocy". Wpadłam na niego, gdy podobnie jak teraz spacerowałam w ciemności. Tylko dzisiaj było inaczej, bo miałam ze sobą przyjaciół. Miałam coś, czego zawsze mi brakowało. Tyle osób, na których mogę polegać. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Jai'a.
- O czym tak myślisz? Jeśli chodzi o Alice, to naprawdę nie musisz się o nią...
- Tak, wiem. Nie martwię się o Ali i Luke'a! Myślałam o jednym z moich wierszy.
- Piszesz wiersze? Wow, nie wiedziałem.
- Tak, trochę. Ostatnio jeden nawet udało mi się sprzedać.
- To chyba dobra wiadomość! Masz jakieś plany związane z pisaniem?
- Sama nie wiem. Jak narazie to tylko moja pasja, chociaż kiedyś - kto wie... Aktualnie szukam kogoś do rysunków. Pisałam do kilku wydawnictw i w najpopularniejszym z nich chcą pakiet wiersz+obrazek. Chodzi o książkę z pracami młodych talentów.
- Wiesz, znam jedną osobę, która nieźle szkicuje.
- Naprawdę? Kogo?
- Mnie!
- SERIO? To ty szkicujesz?!
- Tak, czasami. Aż tak cię to zaskoczyło?
- Tak! Nie spodziewałam się tego po tobie! Ale wracając, to nie chciałbyś ze mną współpracować?
- Jasne, czemu nie. - Jai uśmiechnął się do mnie, widocznie zadowolony moją propozycją. - Tylko najpierw musisz zobaczyć moje prace, bo nie jestem pewny czy to aż można nazwać talentem.
- Jasne. Większość moich notatek i wierszy mam w Clare, więc jak znajdę jakieś to ci podrzucę.
- Spoko. - uśmiechnął się.
   Dalej już szliśmy gadając o mniej ważnych rzeczach. Gdy dotarliśmy do samochodu spytałam:
- Odjedziemy? A co z Luke'iem i Alice?
- Ich randki - ich problemy. - stwierdził krótko Daniel i usiadł na siedzeniu obok kierowcy. Beau odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę mojego bloku. Chłopcy postanowili poczekać ze mną na naszych przyjaciół. Akurat dostałam sms'a od Julie:
Na którą mam być? Jesteście w domu?
Oczywiście. Na śmierć zapomniałam. Umówiłyśmy się z Julie dzisiaj na noc, bo ostatnio rzadko robiłyśmy coś razem. Tylko jest jeden problem. Nie mogę dostać się do domu. W odpowiedzi wysłałam jej snapa klatki schodowej, na której właśnie siedzieliśmy. Po chwili usłyszałąm brzęk zamka i kilka pięter wyżej ktoś wyszedł z mieszkania. Usłyszałam szybkie kroki po schodach.
- Jestem! Co wy tu wszyscy robicie? I czemu nie wejdziecie do środka? - przywitała nas nasza koleżanka.
Odpowiedzieliśmy jej nienawistnym spojrzeniem na zamknięte drzwi. - Oh, rozumiem. Może wtedy przyjdziecie do mnie?
- Tak! - z wielką chęcią zgodziliśmy się na jej propozycję. Gdy weszliśmy do mieszkania uderzył nas zapach kwiatów. Julie miała lekkiego bzika na ich punkcie. Na każdym stoliku stał bukiet świeżych tulipanów. Do tego dom wyglądał jak po wielkim czyszczeniu. Nigdzie nie walały się kubki czy ciuchy.
- Wow. Co ty tu zrobiłaś? - zapytałam
- W sensie?
- Masz tutaj tak czysto jak nigdy!
- No wiesz zdecydowałam się posprzątać raz a porządnie.
- Masz rację, też tak muszę zrobić z Ali. O ile postanowi wrócić do domu. - Gdy to mówiłam omijaliśmy właśnie sypialnię Julie. Dziewczyna niespostrzeżenie zamknęła od niej drzwi. Jednak ja zauważyłam ten ruch. Wtedy doszłam do wniosku, że przewidziała nasze przyjście i to właśnie tam rzucone na łóżko znajdowały się wszystkie rzeczy.
- Widzę, że nie ma z wami Ali.
- I Luke'a. - dokończył James.
- Dlaczego?
- Gdy szliśmy PO PARKU gdzie jest dużo KRZAKÓW i CIEMNYCH MIEJSC zgubiliśmy DWÓJKĘ przyjaciół RÓŻNYCH PŁCI którzy na jednej imprezie SIĘ CAŁOWALI... pewnie poszli do supermarketu. - odpowiedział Beau, na co wszyscy się zaśmiali.
   Usiedliśmy w salonie Julie i postanowiliśmy obejrzeć film, czekając na naszą parkę.
- To może jakiś horror? - zaproponował Yammouni.
- To może nie? - powiedziałam szybko.
- Czemu? Oh, chyba że nasza Natty się boi... - Jai uśmiechnął się irytująco.
- Wcale się nie boję! - zaprotestowałam.
- Yhm. Oczywiście, że nie.
- No naprawdę!
- Dobra, zostawmy ten temat. - uratowała mnie blondynka. - Co powiecie na "Szybcy i wściekli"?
Wszyscy się zgodzili, więc zaczęliśmy rozkładać sprzęt i podłączać wszystkie kable. Chłopcy rozlegli się na kanapie, a ja obok nich.
- Pójdę do kuchni po coś do jedzenia. - powiedział Julie. Nagle Skip delikatnie szturchnął Jai'a. Wymienili znaczące spojrzenia. Chyba byli przekonani, że nikt tego nie zauważył, ale mi to nie umknęło.
- Em... Pomogę ci! - zerwał się Brooks, co lekko zaskoczyło dziewczynę. Jednak tylko odwróciła się i zaprowadziła go do kuchni. Po drodze Jai potknął się jeszcze o wystający kabel od telewizora. Gdy tylko zniknął za drzwiami, zwróciłam się do Daniel'a.
- Zaraz, co to było?
- Nasz kochany przyjaciel właśnie popisał się umiejętnością spieprzenia wszystkiego co możliwe.
   Odpowiedziałam tylko lekkim uśmiechem. Niedługo reszta wróciła z popcornem i piciem, a Jai o dziwo nie wywalił się niosąc wszystkim szklanki.
   Oglądaliśmy film, który widziałam już 172763226171 razy. Dyskretnie rozejrzałam się po przyjaciołach. Jai ledwo widocznie przysuwał się do Julie, która oczywiście to zauważyła i tylko uśmiechnęła się pod nosem. Musiała wykazać się niezłą grą aktorską, bo przecież była fanką Janoskians od dłuższego czasu. Widząc całą tą scenę parsknęłam śmiechem, trochę głośniej niż planowałam. Siedzący obok mnie Beau spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko pokręciłam głową. Najstarszy z Brooks'ów przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem. James zareagował na to lekkim szturchnięciem przyjaciela w bok. Siedziałam tak, z każdą sceną wtulona bardziej w Beau'a, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Julie krzyknęła "otwarte!" i do mieszkania wkroczyli Luke z Ali, trzymając się za ręce.
- No mam tego dość! - krzyknął, udający irytację James. - Jeszcze jedna parka?! Wiecie co? Wcale nie jestem gorszy! Chodź Daniel, idziemy się obściskiwać w łazience. - chłopcy wyszli z pokoju, udając dwóch zakochanych w sobie gejów, trzymając się nawzajem za pośladki. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja wymieniłam krótkie spojrzenia z moją siostrą, ale i tak nie dowiedziałam się, co zaszło między nią a brunetem. Julie szepnęła coś do bliźniaka, a on tylko pokiwał głową, przyznając jej rację. Ogarnęłam wzrokiem wszystkich w pokoju. Wyglądaliśmy jak 3 zakochane pary. Co bawiło mnie w tym najbardziej: każdy chyba tak myślał, ale nikt nie przyznałby się do tego głośno. Najzabawniejsze było to, że my - trzy przyjaciółki od wieków, siedziałyśmy akurat z trójką rodzonych braci.
   Gdy film się skończył, a Jamzi i Skip wrócili z "dzikiej przygody w łazience", opuściliśmy mieszkanie Julie. Dziewczyny otwierały drzwi do mojego i Ali mieszkania, a ja zamieniłam ostatnie słowa z chłopcami.
- I jak mamy teraz tak wracać do domu? Przecież jest ciemno...- Luke zrobił minę szczeniaczka i zamrugał oczami.
- A wy macie auto! - przypomniałam mu i wycofałam się do mieszkania.
- Tak, ale pamiętasz, jak było fajnie po tamtej imprezie? Może byśmy tak... - rozbawiona pokręciłam głową.
- Przykro mi, chłopcy, ale to będzie babska noc. Szerokiej drogi! - pożegnałam ich i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Roześmiana udałam się do przyjaciółek.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przedstawiamy wam 12 rozdział!
Dodajemy go w czwartek,
 gdyż chciałyśmy w ten sposób zrekompensować wam ostatnie opóźnienie.
Bardzo prosimy was o KOMENTARZE
i
Dziękujemy za ponad 5.100 wyświetleń!
Jesteście super!
Nom, to chyba tyle :)
ily all