Alice's POV
Gdy wytłumaczyłam the Janoskians i rodzicom sytuację z galerii, wszyscy w zadumie usiedliśmy w korytarzu. Czekaliśmy pod drzwiami na lekarza lub pielęgniarkę, żeby spytać o stan zdrowia mojej siostry. Każdy siedział cicho - bo co powiedzieć w takiej sytuacji? "Nie martw się, będzie dobrze"? Skąd ta pewność? Wiedzieliśmy, że ta operacja rzadko się udaje, ale to zależy od rany. Pozostała nam nadzieja. Spojrzałam na chłopaków. Beau wpatrzony w podłogę widocznie bił się z myślami. Nic dziwnego - w końcu Natalie jest jego dziewczyną, chociaż nie przypominam sobie, żeby któreś z nich powiedziało to głośno. Daniel sprawiał wrażenie nieobecnego. Gdy mój wzrok zatrzymał się na Luke'u, chłopak popatrzył na mnie z pocieszeniem w oczach. Wysłałam mu delikatny uśmiech w podziękowaniu, że mnie wspiera.
Jedne z dużych, białych drzwi na końcu korytarza się otworzyły. Natychmiast podbiegłam do pielęgniarek pchających postrzeloną na noszach. Moi rodzice zatrzymali się przy mężczyźnie w fartuchu i wypytywali o córkę. Kobiety najwyraźniej zrozumiały moją sytuację, bo pozwoliły mi złapać Natalie za zdrową rękę.
- Natt, jestem tu. Sprowadziłam wszystkich. Razem z chłopakami będziemy na zmianę cię pilnować, będziemy czekać. - Dziewczyna wyglądała słabo. Bez makijażu, zamglonymi oczami patrzyła na mnie. Była na silnych prochach, jednak na tyle trzeźwa by zrozumieć, co ją czeka. Tylko pokiwała głową, bo gdyby się odezwała pewnie wybuchłaby płaczem. Widząc to poczułam napływające łzy. Drugą rękę miała grubo owiniętą bandażem i opaską uciskową. Pojawiła się na niej mała czerwona plamka, co świadczyło o tym, że krwawienie jest silne. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam: - Nie bój się, jesteśmy z tobą... - Na szczęście Beau pojawił się obok mnie. Na jego spiętej twarzy teraz stał uśmiech, który mimo pozorów był bolesny. Pocałował ją w policzek i szepnął coś do ucha. Musiałam puścić jej zimną dłoń, bo nosze przesuwały się już w stronę wejścia na salę. Patrzyłam na zamykające się drzwi, a Beau obejmował mnie ramieniem i poklepał pocieszającym gestem.
- Spokojnie, to dobry lekarz, na pewno wie co robi.
- Tak... Tak, masz rację. Będzie dobrze. - otarłam łzy i odwróciłam się w drugą stronę.
Jedne z dużych, białych drzwi na końcu korytarza się otworzyły. Natychmiast podbiegłam do pielęgniarek pchających postrzeloną na noszach. Moi rodzice zatrzymali się przy mężczyźnie w fartuchu i wypytywali o córkę. Kobiety najwyraźniej zrozumiały moją sytuację, bo pozwoliły mi złapać Natalie za zdrową rękę.
- Natt, jestem tu. Sprowadziłam wszystkich. Razem z chłopakami będziemy na zmianę cię pilnować, będziemy czekać. - Dziewczyna wyglądała słabo. Bez makijażu, zamglonymi oczami patrzyła na mnie. Była na silnych prochach, jednak na tyle trzeźwa by zrozumieć, co ją czeka. Tylko pokiwała głową, bo gdyby się odezwała pewnie wybuchłaby płaczem. Widząc to poczułam napływające łzy. Drugą rękę miała grubo owiniętą bandażem i opaską uciskową. Pojawiła się na niej mała czerwona plamka, co świadczyło o tym, że krwawienie jest silne. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam: - Nie bój się, jesteśmy z tobą... - Na szczęście Beau pojawił się obok mnie. Na jego spiętej twarzy teraz stał uśmiech, który mimo pozorów był bolesny. Pocałował ją w policzek i szepnął coś do ucha. Musiałam puścić jej zimną dłoń, bo nosze przesuwały się już w stronę wejścia na salę. Patrzyłam na zamykające się drzwi, a Beau obejmował mnie ramieniem i poklepał pocieszającym gestem.
- Spokojnie, to dobry lekarz, na pewno wie co robi.
- Tak... Tak, masz rację. Będzie dobrze. - otarłam łzy i odwróciłam się w drugą stronę.
***
Jakiś czas później siedziałam wtulona w mojego ojca w kafeterii szpitalnej. Byliśmy z Natt najbliżej, więc chyba najbardziej nas to zabolało... Zaraz... Stop. Stop! Nie mogę tak myśleć, przecież ona nie umiera. I nie umrze. Zachowywałam się, jakby już była martwa. Przecież tak nie jest... prawda? Musiałam się odstresować, pomyśleć o czymś innym.
Siedzieliśmy wszyscy przy okrągłym, niebieskim stoliku. Alex przyjechał do nas razem z Julie, gdy dowiedzieli się co się stało. Było trochę niezręcznie, bo każdy myślał o tym, że jest tu za dużo ludzi jak na jedną pacjentkę, ale jednocześnie nie było nikogo zbędnego. Moja mama chyba to zrozumiała, bo wreszcie się odezwała:
- Słuchajcie, robi się późno. Nas jest dużo, prędzej czy później wywalą nas z tego szpitala. Zmieniajmy się z czuwaniem nad Natalie, co wy na to? Chodźmy coś zjeść, bo wszyscy tu padniemy. - reszta grupy mruknęła z aprobatą.
- Ja mogę zostać pierwsza, jadłam przed wyjściem z domu. - zgłosiła się Julie. Jai natychmiast się ożywił i postanowił zostać razem z nią.
Gdy ruszyliśmy w stronę wyjścia pojawił się nasz lekarz, więc natychmiast zmieniliśmy kierunek. Jak się okazało z Natalie wszystko dobrze, tylko potrzebuje krwi. Od razu zgłosiłam się na ochotnika, ale widziałam że rękę podnosi też Julie i Beau. Spojrzeliśmy po sobie. W duchu się uśmiechnęłam widząc, że nie tylko ja tak bardzo chcę ją uratować.
- Zaraz zaraz, dzieciaki. Doktorze, ile krwi potrzebuje Natalie? - zainterweniowała niespokojna mama.
- Zbyt dużo, żeby mogła sobie bez niej poradzić, ale jednocześnie za mało, żeby dawcy się coś stało.
Siedzieliśmy wszyscy przy okrągłym, niebieskim stoliku. Alex przyjechał do nas razem z Julie, gdy dowiedzieli się co się stało. Było trochę niezręcznie, bo każdy myślał o tym, że jest tu za dużo ludzi jak na jedną pacjentkę, ale jednocześnie nie było nikogo zbędnego. Moja mama chyba to zrozumiała, bo wreszcie się odezwała:
- Słuchajcie, robi się późno. Nas jest dużo, prędzej czy później wywalą nas z tego szpitala. Zmieniajmy się z czuwaniem nad Natalie, co wy na to? Chodźmy coś zjeść, bo wszyscy tu padniemy. - reszta grupy mruknęła z aprobatą.
- Ja mogę zostać pierwsza, jadłam przed wyjściem z domu. - zgłosiła się Julie. Jai natychmiast się ożywił i postanowił zostać razem z nią.
Gdy ruszyliśmy w stronę wyjścia pojawił się nasz lekarz, więc natychmiast zmieniliśmy kierunek. Jak się okazało z Natalie wszystko dobrze, tylko potrzebuje krwi. Od razu zgłosiłam się na ochotnika, ale widziałam że rękę podnosi też Julie i Beau. Spojrzeliśmy po sobie. W duchu się uśmiechnęłam widząc, że nie tylko ja tak bardzo chcę ją uratować.
- Zaraz zaraz, dzieciaki. Doktorze, ile krwi potrzebuje Natalie? - zainterweniowała niespokojna mama.
- Zbyt dużo, żeby mogła sobie bez niej poradzić, ale jednocześnie za mało, żeby dawcy się coś stało.
***
Siedzieliśmy w restauracji niedaleko szpitala. Julie została, czekając na pobieranie krwi. Bardzo chciała to zrobić, a gdy okazało się że ma taką samą grupę co Natt nie było dyskusji. Trochę się denerwowałam, ale nie mogłam nic zrobić. Czekając na jedzenie, zauważyłam, że Beau dalej się okropnie denerwuje. Chwyciłam jego dłoń wybijającą nerwowy rytm na stole.
- Beau, nie denerwuj się tak... - powiedziałam tak, żeby tylko on mógł usłyszeć. - Natt nie chciałaby, żebyś się przez tą operację tak denerwował...
- Tak, tylko... Po prostu dzisiaj dużo się wydarzyło. Muszę to sobie poukładać w głowie. Pójdę się przewietrzyć. - odpowiedział i ruszył w stronę drzwi. Daniel podniósł na niego wzrok, ale nie odezwał się jednym słowem. Z resztą przez cały dzień. Wzruszyłam tylko ramionami na znak, że nie wiem co się dzieje z jego przyjacielem, a on pokręcił głową i ponownie zamknął się w sobie.
Co się z nimi stało? Beau i Skip coś ukrywali, wiedziałam to. Tylko nie miałam pojęcia, o co chodziło.
Poczułam, że mój telefon zawibrował. "Połączenie przychodzące: Jai". Moje serce lekko przyspieszyło. Szybko odblokowałam komórkę i przyłożyłam do ucha:
- Ha.. Halo?
- Ali, przyjeżdżajcie do szpitala!
- Co? Co się stało? Jai!
- Szybko Ali, proszę. Ja nie daję rady... Ona.. Ona... - wydukał roztrzęsiony chłopak, a w jego głosie chyba słyszałam płacz. Chyba, bo nigdy go takiego nie spotkałam.
- Co się stało? Jai? Jai! - krzyknęłam, ale telefon się urwał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Tu Wasza Natalia, teraz sama :)
Ali się odechciało pisanie bloga, więc zostaję sama...
Będzie mi trochę ciężej dodawać szybko rozdziały, bo jednak jak będę miała gości albo po prostu brak internetu to nie dam rady!
Teraz Wasze komentarze przydadzą się jeszcze bardziej, bo zastanawiam się czy też tego nie rzucić...
Serio, chociaż zostawcie ":)" na znak, że przeczytaliście, to nie boli.
NIE MUSICIE MIEĆ KONTA NA GOOGLE, MOŻNA Z ANONIMA...
Potrzebuję motywacji, miśki xx
Natt.
Teraz kiedy w końcu jest ciekawie to chcecie to rzucić :(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! To jest naprawdę zajebiste opowiadanie, strasznie mi przykro, że tak rzadko zaczynają pojawiać się rozdziały. Nie tracicie czytelników kochamy was! ♥
OdpowiedzUsuńżyczę weny!
ten blog jest genialny, kocham go ♥
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle zajebisty :)
czekam na next :D
nie nie nie nie pozwalam wam tego rzucic
OdpowiedzUsuńBlog jest genialny a czytelników nie trcicie :) życzę weny czekam na next :> /myszkamiki726 :)
Jezu, w takim momencie! Rozdział zajebisty, hahah zresztą jak zawsze ;D Nie zostawiaj tego bloga, masz tyle czytelników :))) Pisz szybko kolejny, bo umrę z ciekawości ;3
OdpowiedzUsuńW takim momencie? Serio? Ja tu z ciekawości i strachu umieram.
OdpowiedzUsuńDasz sobie radę sama, uwierz tylko w siebie skarbie ♥