niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 20

Julie's POV

   Spędziliśmy razem z Jai'em pół godziny w szpitalnym holu, czekając aż pielęgniarka zawoła mnie na pobieranie krwi. Brooks nie spuszczał ze mnie oczu i najwyraźniej wyczytał z mojej miny, że się boję, a ja uparcie odpowiadałam mu, że tak nie jest. Oczywiście to nie była prawda. Boleśnie wspominam moje przygody z igłami. Szczepienia, zastrzyki, pobór krwi - nieprzyjemne obrazy z dzieciństwa przewijają się w mojej głowie jak tylko o tym pomyślę. Ale teraz musiałam wziąć się w garść. Robię to dla mojej przyjaciółki. Lekarz stwierdził, że to bezpieczne i nieuniknione dla zdrowia Natalie. To był wystarczająco przekonujący argument, aby przezwyciężyć lęk.
   Na szczęście oczekiwanie na tą piekielną chwilę złagodziło mi towarzystwo bruneta. Gdy tylko na niego spojrzałam, przypominały mi się wszystkie te piękne chwile spędzone wspólnie. Począwszy na pierwszym spotkaniu, gdzie zachowywałam się raczej jak jego psychofanka, przez moją wewnętrzną zmianę w stosunku do niego aż po naszą ukrytą randkę. Nie wiem, czy mogę nazwać to randką, ale był to najlepszy spacer w życiu. Oczywiście nikomu nie mówiliśmy o naszych planach, bo Jano i dziewczyny od razu zaczęliby gadać. Taki tajemniczy nastrój zdecydowanie dodawał romantyzmu. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej relacji z moim idolem. Jednak dzięki Ali i Natt to się udało.
   Jai trzymał mnie delikatnie za rękę, aby dodać mi otuchy. To było strasznie słodkie, ale nie mogłam mu dawać do zrozumienia, że sobie nie poradzę. Po dłuższej chwili ciszy chciałam udać się do szpitalnej toalety, ale Brooks ponownie zaczął rozmowę.
- Julie, chciałbym ci coś powiedzieć.
- Em, jasne. Tylko za chwilkę, okay? Muszę skoczyć do toalety póki nikt mnie nie woła, za moment do ciebie wrócę, obiecuję.
- Okay, poczekam. - jego oczy trochę przygasły, gdy to usłyszał.
Wstałam z zimnego siedzenia i powędrowałam w stronę korytarza. Po mojej lewej stronie pojawiła się pielęgniarka, która mnie zaczepiła:
- Panna Rose? Zapraszam na zabieg, lekarz już czeka.
- Um, czy koniecznie...
- Teraz. - przerwała mi dobitnie kobieta, bez śladu gniewu na twarzy. - Mamy napięty grafik, nie możemy poczekać, przykro mi.
- W takim razie chodźmy. - powiedziałam niechętnie i zawróciłam w stronę gabinetu. Minęłam bruneta i tylko uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. On pokiwał głową i życzył mi powodzenia.

 ***

   Koniec. Już po wszystkim. Teraz w mojej głowie stała jedna myśl jak alarm: toaleta! Po pobieraniu krwi zrobiło mi się trochę słabo, więc po prostu przycisnęłam wacik do ramienia i pobiegłam przez korytarz, rzucając Jai'owi krótkie: ZARAZ PRZYJDĘ! Wbiegłam do łazienki, nie było nikogo. Spojrzałam na moją twarz w lustrze: byłam blada jak papier. Pomyślałam, że to zasługa mojego lęku. Zakręciło mi się lekko w głowie, wzrok się zamazał. Zatrzasnęłam drzwi do kabiny. Opadłam na zamkniętą muszlę i powoli łapałam oddech. 
Wdech. Wydech.
Wdech. Wydech.
Nic nie pomagało, świat nadal wirował.
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Czułam, że brakuje mi sił. Nogi były jak z waty, opadłam na kafelki.
Wdech. Wydech. 
Podpierając się o ścianę, powoli zamknęłam oczy. 
Wdech. Wydech. 
Skup się, musi ci się udać. 
Wdech. Wydech. 
Otwieram oczy, nic się nie poprawiło. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Opieram głowę na kolanach, patrzę na nadgarstki. Stare, w większości zagojone blizny - moje podobieństwo do Natalie. 
Wdech. Wydech. 
Przypomina mi się scena z początków gimnazjum. Taka sama kabina. Ja siedząca na podłodze z żyletką w ręce. Nagle ktoś wbiegł do łazienki. Natt otwiera drzwi i podnosi mnie z ziemi, wyrzuca ostry przedmiot do kosza. Ociera łzy spływające po moich policzkach, przytula mnie. Pamiętam, jak wtedy było mi głupio. Pamiętam, jak mówiła: "Krzywdząc siebie, myślisz tylko o tym, jak CIĘ boli. Nie myślisz o innych. Pomyślałaś o tym, co ja bym zrobiła, gdyby coś ci się stało? Jasne, że nie. Myślałaś tylko o sobie, że lepiej by było TOBIE to zrobić. A co ze mną? Z Alice? Z twoimi rodzicami?" Pamiętam, jak ją wtedy przepraszałam, pamiętam jak uratowała mi życie. Sama popełniała te same błędy, ale chyba je rozumiała.
Wdech. Wydech. 
Teraz to ja mogę uratować życie jej. 
Wdech. Wydech. 
Mogę się odwdzięczyć, spłacić dług.
Wdech. Wydech. 
Szepczę: pomocy, ale ledwo się słyszę.
Wdech... Wydech...
Wdech... 
Wdech...
Wydech...
To nie działa, nie mogę. Głowa robi się coraz cięższa, świat dookoła się kręci i wywraca. 
Wdech....
WDECH...
WDECH!!!
Nie daję rady, osuwam się na chłodne, białe kafelki. 
Nie daję rady, nie mogę złapać oddechu.
Nie daję rady, ale jedna myśl jest dobra.
Nie dałam rady, ale ocalę życie Natt.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W takim oto nastroju zostawiam Was w ten wieczór. 
Doszłam do wniosku, że łatwiej będzie mi się pisało krótkie rozdziały, które będę dodawała jak tylko skończę pisać.
Kolejne rozdziały (łącznie z tym) należą do tych, na które tyle czekałam, aby je opisać, więc mam nadzieję, że się spodobają. 
Zostawcie komentarz, czy wprowadziłam was w nastrój ostatniej sceny. 
Miłego komentowania! xx
/Natalia

6 komentarzy:

  1. Niech ona nie umiera!!! :/ Julie jest super :) Rozdział super :D Tylko szkoda że nie było Beau i Natt <333 Czekam na next! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział ♥
    już nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste :D Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. przecież ona tylko zemdlała od pobierania krwi od tego nie można umrzeć :D ale bardzo fajnie to opisałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech umrze lol ja chce byc z jaiem

    OdpowiedzUsuń