niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 20

Julie's POV

   Spędziliśmy razem z Jai'em pół godziny w szpitalnym holu, czekając aż pielęgniarka zawoła mnie na pobieranie krwi. Brooks nie spuszczał ze mnie oczu i najwyraźniej wyczytał z mojej miny, że się boję, a ja uparcie odpowiadałam mu, że tak nie jest. Oczywiście to nie była prawda. Boleśnie wspominam moje przygody z igłami. Szczepienia, zastrzyki, pobór krwi - nieprzyjemne obrazy z dzieciństwa przewijają się w mojej głowie jak tylko o tym pomyślę. Ale teraz musiałam wziąć się w garść. Robię to dla mojej przyjaciółki. Lekarz stwierdził, że to bezpieczne i nieuniknione dla zdrowia Natalie. To był wystarczająco przekonujący argument, aby przezwyciężyć lęk.
   Na szczęście oczekiwanie na tą piekielną chwilę złagodziło mi towarzystwo bruneta. Gdy tylko na niego spojrzałam, przypominały mi się wszystkie te piękne chwile spędzone wspólnie. Począwszy na pierwszym spotkaniu, gdzie zachowywałam się raczej jak jego psychofanka, przez moją wewnętrzną zmianę w stosunku do niego aż po naszą ukrytą randkę. Nie wiem, czy mogę nazwać to randką, ale był to najlepszy spacer w życiu. Oczywiście nikomu nie mówiliśmy o naszych planach, bo Jano i dziewczyny od razu zaczęliby gadać. Taki tajemniczy nastrój zdecydowanie dodawał romantyzmu. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej relacji z moim idolem. Jednak dzięki Ali i Natt to się udało.
   Jai trzymał mnie delikatnie za rękę, aby dodać mi otuchy. To było strasznie słodkie, ale nie mogłam mu dawać do zrozumienia, że sobie nie poradzę. Po dłuższej chwili ciszy chciałam udać się do szpitalnej toalety, ale Brooks ponownie zaczął rozmowę.
- Julie, chciałbym ci coś powiedzieć.
- Em, jasne. Tylko za chwilkę, okay? Muszę skoczyć do toalety póki nikt mnie nie woła, za moment do ciebie wrócę, obiecuję.
- Okay, poczekam. - jego oczy trochę przygasły, gdy to usłyszał.
Wstałam z zimnego siedzenia i powędrowałam w stronę korytarza. Po mojej lewej stronie pojawiła się pielęgniarka, która mnie zaczepiła:
- Panna Rose? Zapraszam na zabieg, lekarz już czeka.
- Um, czy koniecznie...
- Teraz. - przerwała mi dobitnie kobieta, bez śladu gniewu na twarzy. - Mamy napięty grafik, nie możemy poczekać, przykro mi.
- W takim razie chodźmy. - powiedziałam niechętnie i zawróciłam w stronę gabinetu. Minęłam bruneta i tylko uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. On pokiwał głową i życzył mi powodzenia.

 ***

   Koniec. Już po wszystkim. Teraz w mojej głowie stała jedna myśl jak alarm: toaleta! Po pobieraniu krwi zrobiło mi się trochę słabo, więc po prostu przycisnęłam wacik do ramienia i pobiegłam przez korytarz, rzucając Jai'owi krótkie: ZARAZ PRZYJDĘ! Wbiegłam do łazienki, nie było nikogo. Spojrzałam na moją twarz w lustrze: byłam blada jak papier. Pomyślałam, że to zasługa mojego lęku. Zakręciło mi się lekko w głowie, wzrok się zamazał. Zatrzasnęłam drzwi do kabiny. Opadłam na zamkniętą muszlę i powoli łapałam oddech. 
Wdech. Wydech.
Wdech. Wydech.
Nic nie pomagało, świat nadal wirował.
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Czułam, że brakuje mi sił. Nogi były jak z waty, opadłam na kafelki.
Wdech. Wydech. 
Podpierając się o ścianę, powoli zamknęłam oczy. 
Wdech. Wydech. 
Skup się, musi ci się udać. 
Wdech. Wydech. 
Otwieram oczy, nic się nie poprawiło. 
Wdech. Wydech. 
Wdech. Wydech. 
Opieram głowę na kolanach, patrzę na nadgarstki. Stare, w większości zagojone blizny - moje podobieństwo do Natalie. 
Wdech. Wydech. 
Przypomina mi się scena z początków gimnazjum. Taka sama kabina. Ja siedząca na podłodze z żyletką w ręce. Nagle ktoś wbiegł do łazienki. Natt otwiera drzwi i podnosi mnie z ziemi, wyrzuca ostry przedmiot do kosza. Ociera łzy spływające po moich policzkach, przytula mnie. Pamiętam, jak wtedy było mi głupio. Pamiętam, jak mówiła: "Krzywdząc siebie, myślisz tylko o tym, jak CIĘ boli. Nie myślisz o innych. Pomyślałaś o tym, co ja bym zrobiła, gdyby coś ci się stało? Jasne, że nie. Myślałaś tylko o sobie, że lepiej by było TOBIE to zrobić. A co ze mną? Z Alice? Z twoimi rodzicami?" Pamiętam, jak ją wtedy przepraszałam, pamiętam jak uratowała mi życie. Sama popełniała te same błędy, ale chyba je rozumiała.
Wdech. Wydech. 
Teraz to ja mogę uratować życie jej. 
Wdech. Wydech. 
Mogę się odwdzięczyć, spłacić dług.
Wdech. Wydech. 
Szepczę: pomocy, ale ledwo się słyszę.
Wdech... Wydech...
Wdech... 
Wdech...
Wydech...
To nie działa, nie mogę. Głowa robi się coraz cięższa, świat dookoła się kręci i wywraca. 
Wdech....
WDECH...
WDECH!!!
Nie daję rady, osuwam się na chłodne, białe kafelki. 
Nie daję rady, nie mogę złapać oddechu.
Nie daję rady, ale jedna myśl jest dobra.
Nie dałam rady, ale ocalę życie Natt.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W takim oto nastroju zostawiam Was w ten wieczór. 
Doszłam do wniosku, że łatwiej będzie mi się pisało krótkie rozdziały, które będę dodawała jak tylko skończę pisać.
Kolejne rozdziały (łącznie z tym) należą do tych, na które tyle czekałam, aby je opisać, więc mam nadzieję, że się spodobają. 
Zostawcie komentarz, czy wprowadziłam was w nastrój ostatniej sceny. 
Miłego komentowania! xx
/Natalia

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 19


Alice's POV

   Gdy wytłumaczyłam the Janoskians i rodzicom sytuację z galerii, wszyscy w zadumie usiedliśmy w korytarzu. Czekaliśmy pod drzwiami na lekarza lub pielęgniarkę, żeby spytać o stan zdrowia mojej siostry. Każdy siedział cicho - bo co powiedzieć w takiej sytuacji? "Nie martw się, będzie dobrze"? Skąd ta pewność? Wiedzieliśmy, że ta operacja rzadko się udaje, ale to zależy od rany. Pozostała nam nadzieja. Spojrzałam na chłopaków. Beau wpatrzony w podłogę widocznie bił się z myślami. Nic dziwnego - w końcu Natalie jest jego dziewczyną, chociaż nie przypominam sobie, żeby któreś z nich powiedziało to głośno. Daniel sprawiał wrażenie nieobecnego. Gdy mój wzrok zatrzymał się na Luke'u, chłopak popatrzył na mnie z pocieszeniem w oczach. Wysłałam mu delikatny uśmiech w podziękowaniu, że mnie wspiera.
   Jedne z dużych, białych drzwi na końcu korytarza się otworzyły. Natychmiast podbiegłam do pielęgniarek pchających postrzeloną na noszach. Moi rodzice zatrzymali się przy mężczyźnie w fartuchu i wypytywali o córkę. Kobiety najwyraźniej zrozumiały moją sytuację, bo pozwoliły mi złapać Natalie za zdrową rękę.
- Natt, jestem tu. Sprowadziłam wszystkich. Razem z chłopakami będziemy na zmianę cię pilnować, będziemy czekać. - Dziewczyna wyglądała słabo. Bez makijażu, zamglonymi oczami patrzyła na mnie. Była na silnych prochach, jednak na tyle trzeźwa by zrozumieć, co ją czeka. Tylko pokiwała głową, bo gdyby się odezwała pewnie wybuchłaby płaczem. Widząc to poczułam napływające łzy. Drugą rękę miała grubo owiniętą bandażem i opaską uciskową. Pojawiła się na niej mała czerwona plamka, co świadczyło o tym, że krwawienie jest silne. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam: - Nie bój się, jesteśmy z tobą... - Na szczęście Beau pojawił się obok mnie. Na jego spiętej twarzy teraz stał uśmiech, który mimo pozorów był bolesny. Pocałował ją w policzek i szepnął coś do ucha. Musiałam puścić jej zimną dłoń, bo nosze przesuwały się już w stronę wejścia na salę. Patrzyłam na zamykające się drzwi, a Beau obejmował mnie ramieniem i poklepał pocieszającym gestem.
- Spokojnie, to dobry lekarz, na pewno wie co robi.
- Tak... Tak, masz rację. Będzie dobrze. - otarłam łzy i odwróciłam się w drugą stronę.

***

   Jakiś czas później siedziałam wtulona w mojego ojca w kafeterii szpitalnej. Byliśmy z Natt najbliżej, więc chyba najbardziej nas to zabolało... Zaraz... Stop. Stop! Nie mogę tak myśleć, przecież ona nie umiera. I nie umrze. Zachowywałam się, jakby już była martwa. Przecież tak nie jest... prawda? Musiałam się odstresować, pomyśleć o czymś innym.
   Siedzieliśmy wszyscy przy okrągłym, niebieskim stoliku. Alex przyjechał do nas razem z Julie, gdy dowiedzieli się co się stało. Było trochę niezręcznie, bo każdy myślał o tym, że jest tu za dużo ludzi jak na jedną pacjentkę, ale jednocześnie nie było nikogo zbędnego. Moja mama chyba to zrozumiała, bo wreszcie się odezwała:
- Słuchajcie, robi się późno. Nas jest dużo, prędzej czy później wywalą nas z tego szpitala. Zmieniajmy się z czuwaniem nad Natalie, co wy na to? Chodźmy coś zjeść, bo wszyscy tu padniemy. - reszta grupy mruknęła z aprobatą.
- Ja mogę zostać pierwsza, jadłam przed wyjściem z domu. - zgłosiła się Julie. Jai natychmiast się ożywił i postanowił zostać razem z nią.
  Gdy ruszyliśmy w stronę wyjścia pojawił się nasz lekarz, więc natychmiast zmieniliśmy kierunek. Jak się okazało z Natalie wszystko dobrze, tylko potrzebuje krwi. Od razu zgłosiłam się na ochotnika, ale widziałam że rękę podnosi też Julie i Beau. Spojrzeliśmy po sobie. W duchu się uśmiechnęłam widząc, że nie tylko ja tak bardzo chcę ją uratować.
- Zaraz zaraz, dzieciaki. Doktorze, ile krwi potrzebuje Natalie? - zainterweniowała niespokojna mama.
- Zbyt dużo, żeby mogła sobie bez niej poradzić, ale jednocześnie za mało, żeby dawcy się coś stało.

  ***

   Siedzieliśmy w restauracji niedaleko szpitala. Julie została, czekając na pobieranie krwi. Bardzo chciała to zrobić, a gdy okazało się że ma taką samą grupę co Natt nie było dyskusji. Trochę się denerwowałam, ale nie mogłam nic zrobić. Czekając na jedzenie, zauważyłam, że Beau dalej się okropnie denerwuje. Chwyciłam jego dłoń wybijającą nerwowy rytm na stole.
- Beau, nie denerwuj się tak... - powiedziałam tak, żeby tylko on mógł usłyszeć. - Natt nie chciałaby, żebyś się przez tą operację tak denerwował...
- Tak, tylko... Po prostu dzisiaj dużo się wydarzyło. Muszę to sobie poukładać w głowie. Pójdę się przewietrzyć. - odpowiedział i ruszył w stronę drzwi. Daniel podniósł na niego wzrok, ale nie odezwał się jednym słowem. Z resztą przez cały dzień. Wzruszyłam tylko ramionami na znak, że nie wiem co się dzieje z jego przyjacielem, a on pokręcił głową i ponownie zamknął się w sobie. 
   Co się z nimi stało? Beau i Skip coś ukrywali, wiedziałam to. Tylko nie miałam pojęcia, o co chodziło. 
   Poczułam, że mój telefon zawibrował. "Połączenie przychodzące: Jai". Moje serce lekko przyspieszyło. Szybko odblokowałam komórkę i przyłożyłam do ucha:
- Ha.. Halo?
- Ali, przyjeżdżajcie do szpitala!
- Co? Co się stało? Jai!
- Szybko Ali, proszę. Ja nie daję rady... Ona.. Ona... - wydukał roztrzęsiony chłopak, a w jego głosie chyba słyszałam płacz. Chyba, bo nigdy go takiego nie spotkałam.
- Co się stało? Jai? Jai! - krzyknęłam, ale telefon się urwał. 





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! Tu Wasza Natalia, teraz sama :)
Ali się odechciało pisanie bloga, więc zostaję sama...
Będzie mi trochę ciężej dodawać szybko rozdziały, bo jednak jak będę miała gości albo po prostu brak internetu to nie dam rady! 
Teraz Wasze komentarze przydadzą się jeszcze bardziej, bo zastanawiam się czy też tego nie rzucić...
Serio, chociaż zostawcie ":)" na znak, że przeczytaliście, to nie boli.
NIE MUSICIE MIEĆ KONTA NA GOOGLE, MOŻNA Z ANONIMA... 
Potrzebuję motywacji, miśki xx
Natt. 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Update!

To znowu my!
Mamy dla was kilka ogłoszeń i wyjaśnień!
Pierwsza sprawa: przepraszamy, że zaniedbałyśmy bloga i absolutnie się do Was nie odzywałyśmy, ale po powrocie z obozu nasze wakacje nabrały tempa, przyjechała rodzina, to znowu my wyjechałyśmy. W tym czasie zapomniałyśmy o dodaniu kolejnego rozdziału, zawiesiłyśmy bloga. Niedawno weszłam, żeby zobaczyć co się dzieje. Ku mojemu zaskoczeniu, wyświetleń przybyło, obserwatorów i komentarzy też. Nie miałyśmy pojęcia, że ktoś naprawdę będzie nas czytał, ciekawy dalszego ciągu. Na asku przybyły mi pytania o opowiadanie, co mnie zdziwiło. Uświadomiłam sobie, że powinnyśmy dociągnąć to do końca.
Straciłam wątek, ale postaramy się odzyskać kondycję jak najszybciej. Zaglądajcie tu częściej, a rozdział pojawi się szybciej.
Wiem, że zabrzmi to głupio (zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach - a raczej ich braku), ale prosimy Was o udostępnianie bloga, głosowanie w ankiecie po prawej stronie, dopisywanie się do zakładki "Informowani".
Gdyby nie Wasza aktywność przez ostatni miesiąc, prawdopodobnie nie przejęłabym się tą historią i po prostu zawiesiła działalność. Jednak dzięki Wam piszemy dalej. 

Jeszcze raz dziękujemy i przepraszamy... 
Autorki
(pisała: Natalia)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 18

Natalie's POV

   Jai i Luke zatrzymali się w centrum Londynu, a my wysiadłyśmy z auta i podziękowałyśmy za podwózkę. Chłopaki pojechali na "sesję" i ilekroć mówili o niej wybuchałyśmy śmiechem. Jak to możliwe, że chłopaki umawiają się razem, żeby zrobić sobie nowe zdjęcia na instagrama? Oni mnie chyba nigdy nie przestaną zaskakiwać. Spojrzałam na grzebiącą w torbie Ali.
- Czego szukasz?
- Czekaj... Mam! - powiedziała i wyjeła pogniecioną kartke. Wygładziła ją o spodnie i podała mi. Na odwrocie kartki zobaczyłam jakąś łazienke. - Rodzice chcą zrobić jakiś remont, czy coś i miałam zobaczyć czy w naszej Castoramie nie ma podobnych.
- To pójdziemy tam teraz, czy po moich zakupach? - spytałam.
- Lepiej się rozdzielmy. Jeśli uwiniemy się do 18 to skoczymy coś zjeść, okey?
- Ale wiesz, że to ja dzisiaj wybieram lokal, jasne? - spojrzałam na lekko zniechęconą twarz Ali i dodałam: - Wiem, że tamten incydent z francuską restauracją był słaby, no ale zlituj sie! Chciałam spróbować czegoś nowego i nie wiedziałam, że twój żołądek tak zareaguje na żabie udka! Mi smakowały...
- Niech tak będzie! Jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała i poszła w przeciwną strone ode mnie.
- Pa! - rzuciłam tylko i udałam się w stronę galerii. Gdy przeszłam przez wielkie, szklane drzwi i minęłam tłum stających przy wejściu ludzi zwróciłam się w stronę bankomatu. Był na piętrze +2, więc stanęłam na ruchomych schodach i spojrzałam w stronę fontanny. Kilku facetów ubranych w czarne chusty akurat kłóciło się z ochroniarzami, więc aby ominąć scenę bójki zaczęłam wchodzić na coraz wyższe stopnie. Usłyszałam krzyki mężczyzn w obcym języku, więc zaczęłam się niepokoić. Rozejrzałam się dookoła. Inni klienci też zwrócili na nich uwagę, a niektórzy zaczęli podchodzić bliżej, próbując się wtrącić i pomóc strażnikom. Przyspieszyłam tempo. Byłam już prawie przy końcu schodów. Tłum spod wejścia rozproszył się niemal całkowicie. Wreszcie +1! Skręciłam i stanęłam na kolejnym stopniu. Już niedaleko i ta scena zniknie mi z oczu... jeszcze kilka stopni... kilka metrów do chroniących mnie kafelek podłogi...
   Wtem usłyszałam ogłuszający huk i krzyk. Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka w turbanie, z podniesioną do góry bronią. Ludzie z krzykiem wybiegali najbliższymi wejściami, usłyszałam alarm. Seria strzałów, tłuczone szyby wystaw przed sklepami.
   Wtedy to się stało. Kolejny, mrożący krew w żyłach odgłos. Rozdzierający krzyk. Co gorsza - mój krzyk. Rozdzierający ból porzarł moje ramię. Czerwona plama na poręczy schodów. Świat zawirował mi przed oczami, a metalowe schody i podbiegająca do mnie kobieta były ostatnią rzeczą, którą pamiętam.


Alice's POV

Właśnie wychodziłam ze sklepu skierowana w stronę galerii. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Natt. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Poczta głosowa. To dziwne - pomyślałam- ona zawsze odbiera. Minęłam budkę z lodami i weszłam do "modnej" części miasta. Spostrzegłam światła i usłyszałam syreny dochodzące od strony galerii. Przyśpieszyłam. Nie to nie może być tam. Nie, nie, nie, nie! Podbiegłam do policjanta, który rozciągał żółtą taśme.
- Co się stało? - nerwowo spytałam.
- Niech pani się odsunie, bo będę zmuszony dać pani manadat za zakłócanie pracy policji.  - powiedział znudzonym głosem.
- Tam jest moja siostra! Co się stało? Ktoś jest ranny?! - poczułam jak cała się trzęsę. Patrzyłam na bezczelenego glinę, który sobie po prostu odszedł. Ominął ratowników z noszami. mój wzrok zatrzymał się na twarzy nieprzytomnej Natt i powędrował na czerwony od krwi opatrunek. Mój film zwolnił. Biegłam. Krzyczałam jej imię. Pochyliłam się nad nią błagając by się ocknęła. Poczułam silne ręce na moich ramionach. Próbowałam się wyrwać.
- Muszę z nią być! - wrzasnęłam okropnym głosem. - Gdzie ją zabieracie?! - bez odpowiedzi. Patrzyłam się bezczynnie na ratowników zmieniających opatrunek i podających tlen.Wnieśli ją do karetki i odjechali. Stałam tam trzymana przez nieznajomego i płakałam. Gorące łzy spływały mi po policzkach aż w końcu usłyszałam nad uchem głos.
- Ona żyje. - odwróciłam się do obcego faceta, który powstrzymał mnie od rzucenia się na siostrę. - Jedź na najbliższe pogotowie, musi tam być. - Miał racje! dlaczego tu stoję płacząc i nic nie robiąc? Rzuciłam szybkie dziękuję i pobiegłam do metra.
   Otworzyłam ciężkie drzwi i wypatrzyłam recepcje. Moje buty "piszczały" na śliskich kafelkach szpitala.
- Czy przyjmujecie tu Natalie Moscitoe? - spytałam ładną blondynkę siedzącą za ladą. Postukiwała coś na klawiaturze.
- Tak. Jest na bloku operacyjnym. - oblał mnie zimny pot. Poczułam jak ziemia zaczyna wirować. Od razu postawiłam się na nogi. Jestem tu dla Natt! Nie mogę sobie pozwolić teraz na chorowanie. Recepcjonistka spojrzała na mnie i powiedziała:
- Korytarzem prosto, potem w lewo i w prawo. Sala 142.
- Dziękuje. - skierowałam się wskazówkami pielęgniarki, gdy byłam na miejscu opadłam na siedzenie i zadzwoniłam do rodziców i chłopców. Po dwudziestu minutach ochłonęłam. Siedziałam ze śmieciową kawą z automatu gdy wszyscy przybiegli zadając pytania.
- Co się dzieje? - mama i tata podbiegli do lekarza, a Janoskians do mnie.
- Nie jestem pewna. W galerii był atak i Natalie została ranna w ręke. A dokładniej w ramie. Właśnie ją operują. - poczułam jak Luke przyciąga mnie do siebie. Pierwszy raz od godziny poczułam się bezpiecznie.

   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział! 
Piszcie swoje opinie w komentarzach.
Niestety, zostawiamy Was w niepewności przez dłuższy czas, gdyż jutro wyjeżdżamy (spełniamy marzenie - wyjazd do Londynu!!! ajbshfchjvdkasd) i nie będzie nas do 14 lipca.
Do tego czasu nie będzie nowego rozdziału, ale postaramy się go dodać jak najszybciej po powrocie. 
Kochamy Was i będziemy tęsknić xx







czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 17

Alice's POV

   Kolejny czerwcowy weekend mijał nam w towarzystwie grupy All Time Low. Razem z James'em, który wyraźnie polubił chłopaków wybrałyśmy się do garażu Alex'a, czyli typowego miejsca prób zespołu. Siedzieliśmy właśnie na starej, zniszczonej kanapie, słuchając "A love like war". Była to chyba ulubiona piosenka Yammouni'ego, więc ucieszyłyśmy się z Natt, bo miałyśmy w niej swój wkład. Ja pomogłam dostosować rytm refrenu, a Natalie długo siedziała razem z Jake'iem nad słowami pierwszej zwrotki. Chłopaki grali ją za każdym razem coraz lepiej, po skończonej nucie odezwał się James:
- Jesteście świetni! Serio, możecie się nieźle wybić! Musicie ogarnąć więcej występów, z większą publicznością, aby ktoś was zauważył. - widząc błysk pasji w oku bruneta na moją twarz wpełzł delikatny uśmiech.
- Serio? Dzięki! Niedługo może będziemy zatrudniani na sobotnie wieczory u Kate. - powiedział Jake z uśmiechem na twarzy.
- Dajcie znać kiedy będziecie mieć drugi występ! Musimy tam znowy przyjść i was powspierać. - stwierdziła Natt.
- Chcecie zostać w Clare? Nic więcej? - spytał zdziwiony James.
- Chcemy iść dalej oczywiście, ale jak narazie zostajemy tutaj. - do rozmowy włączył się Alex.
- Dobra, dobra. O przyszłości pogadacie później, a teraz zagrajcie "Backseat Serenade" - stało się tak jak chciałam. Po skończonym kawałku spojrzałam się na zachwycone miny Natt i James'a i powiedziałam: - Alex, pomyliłeś tekst!
- Nie! Niby kiedy? - oburzony zaprzeczył.
- No właśnie Ali, przesadzasz. - moja siostra zaczęła go bronić.
- Czyżby? Kiedy miało być: "It's deliberate" ty zacząłeś coś dukać. - ciągnęłam dalej. - Więc poćwicz i dopilnuj by na występie do tego nie doszło, okay?
- Okay. - stwierdził z miną skrzywdzonego szczeniaczka. Moja kieszeń zawibrowała. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i przeczytałam wiadomość od Luke'a: Kiedy oddasz mi mój statyw do aparatu? Potrzebuję go! Na co odpisałam: Mam go ze sobą. Będę za 5 minut. 
- Kto to? - spytała Natt.
- Luke. Muszę mu oddać ten statyw. - wskazałam ręką na torbę. - Muszę iść.
- Ja też już pójdę. - stwierdziła. - posłałyśmy James'owi pytające spojrzenie.
- Ja zostanę, chcę pogadać z Alex'em. - pożegnałyśmy się i wyszłyśmy kierując się w stronę domu Janoskians.


Beau's POV

   Siedziałem w salonie, który od kilku dni wymagał sprzątania, ale przez częstą nieobecność James'a nikt nie zajmował się porządkami. Grałem na PlayStation razem ze Skipem w otoczeniu opakowań po chipsach i pustych butelek, walających się po podłodze i na stole. Bliźniaki toczyły na górze jakąś zażartą walkę, której Jai chyba nie wziął na poważnie i po chwili usłyszałem jego głośny śmiech. Jai i Luke często się ze sobą sprzeczali o byle gówna, ale żeby ostro się pokłócić potrzebowali naprawdę dobrego powodu. Zwykle obracali wszystko w żart, ale to był po prostu mechanizm obronny the Janoskians. 
   Przegrywałem kolejny mecz w Fifie, gdy moi bracia zbiegli po schodach. Nie zwrócilibyśmy na nich uwagi, gdyby nie fakt, że pojawiając się w pokoju krzyknęli: 
- Ali i Natt zaraz tu będą! - zatrzymałem rozgrywkę i odwróciłem się w stronę chłopaków. 
- Że kurwa co? - spytałem spokojnie rzucając im wymowne spojrzenie, wskazując na otaczający nas bałagan i ogólny stan naszego wyglądu. 
- Alice przyjdzie oddać mi statyw do aparatu, bo ostatnio wzięła go ze sobą gdy poszliśmy nad...
- Jasne, jasne. Tak, super, fajnie masz. Chwal się, że byłeś na randce, Luke! My chętnie posłuchamy. - przerwał mu zakładający spodnie w korytarzu Jai. - Hm... poczekaj! Przecież chwaliłeś się nam tym już setki razy! Serio, zamknij się, bo zaczynasz wariować na punkcie tej dziewczyny. 
- I musi ci oddać ten statyw właśnie teraz? - spytał Daniel zdejmując z siebie poplamiony koc i przeciągając się. 
- Tak, bo jedziemy razem z Casparem i Mazem na sesję do Londynu.
- Czy tylko ja słyszę jak gejowsko to brzmi? - wtrąciłem. 
- Chłopaki potrzebują kogoś utalentowanego z aparatem, więc oto jestem! - odpowiedział "skromnie" Luke.
- A Jai po co ci do tego???
- Miałbym przepuścić okazję, żeby załapać nowe zdjęcia na Instagrama? Chyba żartujesz! Fani domagają się czegoś lepszego niż selfie na środku ulicy z jadącym autem. 
- RANISZ. - odpowiedziałem urażony. 
   Chłopcy ledwo zdążyli założyć koszulki, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi. 
- Otwarte!
- Hejka! - usłyszałem radosne powitanie. Po chwili usłyszałem zbliżające się kroki i przymrużyłem oczy, czekając na reakcję Natalie.
- O MÓJ BOŻE. - weszła do salonu i omiotła nas wzrokiem. - JAKI SYF! - zakryła usta ręką i roześmiała się. Stała w progu i bała się poruszyć, choć jednocześnie bawiła ją cała sytuacja. Musieliśmy wyglądać co najmniej komicznie, siedząc razem z Danielem owinięci kocami, z padami w rękach. - Co wam się stało? - spytała podchodząc do telewizora i ponownie zatrzymałem mecz. Spojrzeliśmy na nią z wyrzutem, a ona ponownie zareagowała śmiechem. 
- James'a nie ma w domu... - zacząłem.
- Ojejku, widać że nie radzicie sobie bez niego! 
- Mniej więcej. - powiedział Skip. 
- Współczuję mu. - Natt usiadła obok nas na kanapie i westchnęła. - Tak to jest przychodzić tu, żeby "Alice oddała coś Luke'owi".
- Taa, pewnie jeszcze sobie "pogadają", ale nie zajmie im to dłużej niż 25 minut.
- Jasne! - Natt obróciła się i wychyliła w stronę drzwi, ale najwyraźniej poszli na górę "odłożyć statyw". - Beau, możesz się tak na mnie nie gapić? - spytała z lekkim uśmiechem, patrząc mi w oczy.
- Przeszkadza ci to? - uniosłem w górę jedną brew. 
- Jak tak pożerasz mnie wzrokiem w całości... hm... odrobinkę. - obleciałem ją wzrokiem od stóp, zatrzymując się na chwilkę na długich nogach, kończąc na włosach. - No i znowu. Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo jesteś piękna. - odparłem. Usłyszałem ciche chrząknięcie Daniela, ale starałem się to zignorować. Natalie zarumieniła się delikatnie, a ja posłałem jej szczery uśmiech. W tym momencie usłyszeliśmy kroki na schodach i głosy w korytarzu. 
- Zbieramy się. Muszę lecieć. - Podeszła do nas, przytuliła i pocałowała mnie w policzek. - Dam znać Jamzi'emu, że ma z wami zrobić porządek. To pa chłopcy! - opuściła mieszkanie razem z Ali i bliźniakami. Spojrzałem na Daniel'a, który przewrócił oczami i zrobił wymowną minę.
- O co tym razem ci chodzi? Daniel, widzę jak ostatnio reagujesz na Natalie. Co ci w niej przeszkadza?! - musiałem podjąć ten temat. Teraz miałem idealną okazję. Daniel spojrzał na mnie, jakby odpowiedź była oczywista. - Odpowiesz mi czy nie? Chcę z tobą o tym pogadać, jasne? - dalej brak odpowiedzi. - Może myślałeś, że jestem głuchy, niemy i ślepy, ale zdołałem zauważyć twoje przewracanie oczami, chrząkanie i zamykanie się w sobie przy Natt. Na początku przecież dobrze się dogadywaliście. Co się stało? Co ona zrobiła? - mój przyjaciel wbił wzrok w podłogę.
- Wszystko było okay, dopóki... no wiesz. Zaczęliście się tak często spotykać, spędzać razem każdą wolną chwilę... A ja miałem stać z boku i patrzeć na to wszystko?
- Słucham? Nie, nie, nie, Skip! - wykrzyknąłem wstając z kanapy. - To się przecież nigdy nie miało stać! Nigdy, nigdy żadna dziewczyna nie miała stanąć między nami. Pamiętasz? Ta niepisana zasada była podstawą naszej przyjaźni od 7 lat! Skip... nie mogę w to nawet uwierzyć... Nie mogłeś mi tego powiedzieć? Jak w ogóle mogłeś przystawiać się do Natalie w ukryciu przede mną? Gdybym wiedział wcześniej, że coś do niej czujesz wszystko potoczyłoby się inaczej. - moje serce biło szybko, a mózg analizował każdą chwilę ich znajomości. Już wszystko zrozumiałem. Gdy dziewczyny potrzebowały pomocy, od razu zerwał się z telefonem w ręce i wskakiwał do auta. To były początki... Po naszym pamiętnym wieczorze, gdy Natt uciekła z domu na widok mnie czytającego jej wiersz zrozumiał, co do siebie czujemy. Ale dlaczego chował to w tajemnicy? Dlaczego nie wyznał mi tego prosto z mostu? Czemu nie dał mi znaku, że też podoba mu się Natalie?
   Chyba zaczynałem rozumieć. Widziałem wszystko coraz wyraźniej. Przerwałem nerwową wędrówkę po pokoju i znowu podjąłem temat.
- Nie chciałeś, żeby prawda wyszła na jaw, tak? Żeby wszyscy się dowiedzieli, że jesteś zazdrosny? - poczułem narastający we mnie gniew. Jak mógł zachować się tak żałośnie, dziecinnie? Z moich ust wypływało coraz więcej pytań, które zamieniały się nawet na obelgi. W pewnej chwili Daniel wstał zdenerwowany i znalazł się na mojej wysokości.
- Przyznaj się, że byłeś zazdrosny. Cały czas, gdy tylko widziałeś nas razem. -  powiedziałem patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
- Tak, jestem zazdrosny! - przyznał w końcu.
- Wiedziałem! Tylko jak, powiedz mi. Jak mogłeś być zazdrosny o Natalie?! - złość kumulowała się we mnie z każdą chwilą, podobnie jak w Danielu.
- NIE BYŁEM ZAZDROSNY O NATALIE! - krzyknął, a w jego oczach dostrzegłem łzy.
- W TAKIM RAZIE O KOGO?!
- O CIEBIE! - wyrzucił z siebie i wybiegł z domu trzaskając drzwiami.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

WOWWOWOOWWOWOOWOWOWOWWOWO
Za nami już 17 rozdział!
Kolejny pojawi się w przeciągu tygodnia lub szybciej.
Niestety (stety) w lipcu jedziemy na obóz do Londynu i nie będziemy miały z wami kontaktu ;(
więc przez 10 dni nie będzie 19 bądź 20 rozdziału.
Ostrzegamy was więc bez hejtów :)

+

Zaskoczeni?
Usatyswakcjonowani rozdziałem?
Chcecie więcej i szybciej?
To:
SKOMENTUJCIE!

+ przypominamy o ankiecie na górze strony, po prawej












 

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 16

Natalie's POV

   Była już połowa czerwca, na dworzu robiło się coraz cieplej. Ubrania krótsze, dni dłuższe, pogoda przyjemniejsza, skóra ciemniejsza. Okres czasu, który właśnie uwielbiam. Niestety kolejny szkolny semestr nadszedł jak zwykle o wiele za szybko. Jednak zawsze jest jakaś dobra strona. W tym semestrze do naszej szkoły zaczęli wreszcie chodzić Janoskians. Nie mogli uczyć się tutaj od razu po przyjeździe, bo władze naszej szkoły są przeciwne przyjmowaniu nowych uczniów w trakcie roku szkolnego. Cud, że zdołali podłączyć się na ten semestr.
   Bliźniaki i Daniel jakoś odnajdywali sobie znajomych w klasie i nie mieli szczególnych problemów z byciem "tymi nowymi". James miał ułatwione zadanie, bo większość zajęć miał razem ze mną, Ali i Julie. Taka zaleta bycia w naszym wieku. Z początku nieokiełznane fanki z gimnazjum najwyraźniej słyszały jakieś długie, nudne kazanie dyrektora, bo całkowicie przestały rzucać się na Janoskians i ograniczyły swoje napady fangirlingu do rumienienia się i cichych pisków, gdy ich mijają. Beau, który nie musi już chodzić do szkoły cały czas się przez to wyśmiewa z chłopaków i udaje 13-letnie, napalone fanki.
   Do szkoły dojeżdżaliśmy oddzielnie, bo chłopaki mieli znacznie dłuższą drogę do pokonania. Weszłyśmy razem z Ali do budynku i podążyłyśmy leniwie w stronę sali historycznej. W korytarzu pojawiało się coraz więcej uczniów i nagle zauważyłyśmy na schodach Julie i Jai'a. Brooks niósł dziewczynie książki, rozmawiając z nią i śmiejąc się. Mają ze sobą coraz lepszy kontakt od pewnej imprezy...
   To było około tydzień temu, gdy Janoskians wreszcie znaleźli pretekst do zaciągnięcia nas do Kate's - baru, który spodobał im się już pierwszego dnia, gdy oprowadzałyśmy ich po Clare. Tego wieczoru miał się tam odbyć pierwszy występ All Time Low - zespołu Alex'a. Po wielu zmianach, poradach, namowach i kłótniach wreszcie znaleźli nazwę dla ich punk rock'owej grupy. Weszłyśmy razem z Julie i Ali do budynku z przyciemnionymi szybami i migającymi światłami. Odrazu podeszłyśmy do baru. Za ladą stał nasz stary znajomy, którego poznałyśmy dzięki Alexowi. Jake. Był dzisiaj na pierwszej zmianie by później wystąpić na scenie w debiutanckim zespole. Razem z Al'em założyli go kilka miesięcy temu. Gdy chłopak nas zobaczył posłał nam nerwowy uśmiech i wrócił do wycierania szklanki.
- Co tam? Zdenerwowany? - zagadała Ali.
- Niee, tylko się poce jak lama.
- Jak lama?
- No bo lamy się chyba pocą, no nie? - spytał z sarkazmem.
- Taa... - powiedziałam, po czym zwróciłam się szeptem do siostry. - Dobrze, że miałyśmy swój wkład w teksty ich piosenek, bo inaczej śpiewaliby pewnie o spoconych lamach. - zachichotałyśmy i podeszłyśmy do jednego ze stolików i usiadłyśmy obok Janoskians i Julie na ciemnofioletowych kanapach. Przywitałyśmy się z przyjaciółmi i zamówiliśmy drinki. Po około godzinie na scenie zaczęto rozstawiać sprzęt, więc wiedzieliśmy, że chłopaki niedługo rozpoczną występ. Byli dosyć zdenerwowani, bo jak narazie grali tylko w garażu i pierwszy raz jeszcze im ktoś za to płacił. Oczywiście nie załapaliby się na tą pracę, gdyby nie nasza długa znajomość z Kate - nie dużo od nas starszą, sympatyczną właścicielką klubu.
   Wyciągnęłyśmy chłopaków na parkiet i rozgrzewaliśmy imprezę. Każdy zmieniał miejsce i partnera tak szybko, że udało mi się już zatańczyć nawet ze znajomymi ze szkoły. Właśnie bawiłam się z James'em, gdy przeszły mnie ciarki na dźwięk mocnego, głośnego basu. Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje usłyszałam wyraźny rytm perkusji i dołączające do niego ostre brzmienie gitary. Ludzie rzucili się do przodu, a ja już wiedziałam, że All Time Low zawładnęło imprezą. Uśmiechnęłam się szeroko słysząc głos Alex'a. Przetańczyłam z James'em kilka piosenek i usiedliśmy na kanapie.
- Nie sądziłam, że pójdzie im tak dobrze! A ty co o nich sądzisz, Jamzi?
- Są świetni! Pewnie niedługo odniosą sukces z tym brzmieniem! Staną się sławni i będą grać dla tysięcy fanów... - zamyślił się i powiedział. - Chciałbym być na ich miejscu. Mówię serio. Mają wielki talent.
- Przecież jako jeden z Janoskians jesteś sławny i masz fanów, to prawie to samo! - spróbowałam przekrzyczeć  muzykę. James odkrzyknął coś w odpowiedzi, ale nic nie usłyszałam  przez solówkę na gitarze. Nagle minęła mnie Julie z Jai'em. Odprowadziłam ich spojrzeniem w stronę baru. Obok mnie pojawiła się Ali rozwalając się na kanapie.
- Uff! - westchnęła. - dajcie mi coś do picia! Jestem zmęczona!
- Hahahhahaahha, a co? Luke daje popalić? - zaśmiał się James. Siostra posłała mu jadowite spojrzenie, na które powiedział tylko: - To ja pójdę po coś do picia... - i zniknął w tłumie tańczących ciał.
- Jak tam Julie i Jai? - spytałam.
- Spójrz i się przekonaj.
Siedzieli właśnie przy barze i zamówili kolejną porcję alkoholu. Brooks opowiadał coś dziewczynie, a ta śmiała się i potakiwała głową. Rozmawiali uśmiechnięci od ucha do ucha, siedząc na wysokich stołkach. Patrząc na nich, widziałam że do siebie pasują. Alice chyba pomyślała o tym samym. Po chwili jakiś nieźle wstawiony koleś przepychał się w stronę toalet i niespodziewanie szturchnął Julie tak, że zahaczyła ręką o szklankę stojącą na blacie. W rezultacie napój przewrócił się i wylał na koszulę Jai'a. A był tam taki piękny obrazek. Julie zakryła usta ręką i gwałtownie wstała ze stołka, porwała serwetki i zaczęła przepraszać Jai'a, wycierając mu koszulę. Nieplanowanie pokonała dzielącą ich odległość, co zauważył jedynie chłopak. Ich twarze dzieliło zaledwie 10 cm. Brooks podniósł wzrok na oczy blondynki i uśmiechnął się delikatnie. Wykorzystał chwilę, złapał ją w pasie i powiedział coś na znak, że nic się nie stało, a to był tylko wypadek. Nasza przyjaciółka zarumieniła się, a z zakłopotania wyrwał ją bliźniak, prosząc ją do tańca.
   Powędrowali na parkiet z towarzyszącym westchnieniem Alice:
- Aw! To było urocze!
   Nagle zgasły wszystkie światła oprócz jednego, skierowanego na Alexa, który niespodziewanie zmienił gitarę na klasyczną i powiedział:
- Tą piosenkę dedykuję wszystkim paniom. - pojawiły się westchnienia ich pierwszych fanek, a spod palców Alexa popłynęła spokojna muzyka. Nigdy w życiu nie wyobrażałam sobie takiej sceny z udziałem naszego przyjaciela - Alex'a Gaskarth'a - szkolnego przystojniaka, urodzonego rockmena i jednocześnie jednego z najbardziej zwariowanych chłopaków na świecie. Luke od razu zabrał Ali na parkiet. Ja musiałam poczekać jakieś 10 sekund na zaproszenie do tańca przez Beau'a ( dopiero Luke dał mu znak, że ma to zrobić, ale jakoś mu to wybaczę). Wtuliłam się w jego koszulę zarzucając mu ręce na szyję. Poczułam zapach jego perfum i potu. Nasze ciała poruszały się w rytm muzyki. Tańczyliśmy w przyjemnej ciszy. Mój wzrok podążał po sali i w końcu zatrzymał się na lekko spiętym Danielu, który patrzył w naszą stronę. Zrobiło mi się trochę głupio, bo wszyscy tańczyli w parach. Nawet James porwał do tańca jedną dziewczynę, którą kojarzyłam ze szkoły.
   - Hej! - ze wspomnień wyrwał mnie głos Julie.
- Cześć! - odpowiedziałyśmy gdy do nas podeszli.
- Co dzisiaj robicie? - Jai zagadał.
- Piszę esej, esej i znowu esej. - stwierdziłam.
- Racja! Przecież Pan Donner kazał nam napisać o historii Meksyku! - Julie westchnęła i spojrzała przepraszająco na Jai'a - Przepraszam, ale nic nie wyjdzie z naszego dzisiejszego spotkania.
- Dobra, to innym razem? - spytał.
- Jasne.
- Muszę lecieć. Za 5 minut mam angielski. - stwierdził i odszedł w stronę schodów. Gdy odszedł spojrzałam na Julie i stwierdziłam:
- Nieźle się dogadujecie od ostatniej imprezy. - posłałam znaczące spojrzenie Ali, która je odwzajemniła.
- Tak! On jest niesamowity! Uwielbiam jego brązowe oczy, sposób mówienia i... - przerwałam jej widząc, że zaraz straci głowe i opisze nam całą ich znajomość. Co niestety jej się zdarzało.
- Stop, stop, stop! Zostaw coś dla siebie! - nie chciałam wypytywać Julie o wszystko, tylko pójść na chemię.
- Jesteście razem? - Ali spytała mimo moich starań uciszenia dziewczyny.
- Sama nie wiem. Jest świetnie, ale chyba nie jesteśmy parą. - powiedziała. Nagle zadzwonił dzwonek i udając się do swojej klasy dorzuciła: - Muszę to wyjaśnić!
   Na długiej przerwie znowu wpadłam na bliźniaka, tym razem przed wejściem do stołówki.
- Słuchaj... Nie chcę być nachalny czy coś, ale wiesz co z kasą za dwie ilustracje do wierszy? - spytał niepewnym głosem.
- Świetnie, że mi mówisz! No więc, napisałam do jednego wydawnictwa i bardzo spodobała im się nasza współpraca. Powiedzieli, że dodadzą je do jakiejś książki ze zbiorem poezji dla młodzieży! Wczoraj przesłali mi na konto 80 funtów więc poszłam do bankomatu i... - Zaczęłam grzebać w torbie szukając portfela. - oto twoje uczciwie zarobione pieniądze! - Powiedziałam wręczając mu gotówkę. Chłopak przeliczył i powiedział:
- Nie mogę przyjąć połowy! Dałaś mi aż 40 funtów! Przecież to ty odwaliłaś cała robotę a ja tylko narysowałem kilka kwiatków.
- Nie, zrobiłeś coś o wiele więcej. Bo gdyby nie ty, utonęłabym w monotonii tysiąca innych maili z wierszami. Dzięki tobie moja praca się wyróżniała. - odsunęłam jego dłoń z pieniędzmi i odeszłam krzycząc: - Masz na dziwki! - jedna gimnazjalistka spojrzała na mnie jak na idiotkę, a Jai roześmiał się w odpowiedzi.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak właśnie przeczytaliście szesnasty rozdział tego bloga! Chcemy wam podziękować za ponad 7, 700 wyświetleń i to, że jeszcze go czytacie. Prosimy o komentarze pod tym postem i chcemy was poinformować, że powoli idziemy ku końcowi tego Fanfic'a!
Ale nie martwcie się, czeka nas jeszcze przynajmniej kilka dobrych rozdziałów!

 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 15

Alice's POV


   Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam to co zawsze o tej porze. Łóżko Natt stojące naprzeciwko mojego. Z jedną różnicą. Nie było w nim Natalie. Gdzie ona jest? - pomyślałam. Zaczęłam po omacku szukać telefonu. Jakimś cudem znalazł się pod poduszką. Odblokowałam telefon, mrużąc oczy przed blaskiem monitora. 8.25 - oznajmiły cyfry na górnym pasku. Stwierdziłam, że później poszukam Natt otulając się szczelniej kołdrą. Gdy zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę usłyszałam odgłos. Dźwięk był urywany i nieregularny. Uświadomiłam sobie, że to chrapanie, ale nie mojego taty. Z wielkim trudem odmówiłam sobie dalszego snu i wyczołgałam się z łóżka, by zobaczyć co się dzieje. Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam śpiącego na kanapie Beau'a przytulającego już obudzoną Natt. Przypomniałam sobie wczorajszą sytuację z wierszem. Po cichu podeszłam do kanapy i uklękłam by być na poziomie siostry.
- Cześć, dobrze spałaś? - spytałam.
- Tak. - widziałam nasuwające się jej pytanie i odpowiedziałam od razu.
- Wszystko wiem. - zobaczyłam ulgę na jej twarzy. Momentalnie postanowiłam zmienić temat. - Jesteś głodna?
- I to jeszcze jak! - powiedziała wysuwając się z objęć Beau'a. Na śniadanie zrobiłyśmy sobie po misce płatków kukurydzianych.
- Uwaga, zaraz kichnę! A-a-a-a-a- psik! - oznajmiłam na co Natt odpowiedziała mi pociągnięciem nosa. 
- Wiesz co? Chyba trochę głowa mnie boli.
- Ja czuję się zdecydowanie chora. - stwierdziłam. nie zdążyłam nic powiedzieć bo do pomieszczenia wszedł Beau.
- Cześć. - powiedział zaspanym głosem. - Jak się czujecie?
- Źle! - równocześnie krzyknęłyśmy.
- No to szkoda... Bo chciałem zjeść te lody czekoladowe.
- Co? Jakie lody? Te od pana Ralpha?! Przyniosłaś je wczoraj, dla mnie? - ostatnie pytanie skierowała do mnie.
- No tak... - przyznałam się, na co ona podziękowała mi przytuleniem. 
- Kiedy skończyło się przyjęcie u cioci?
- Nie mam pojęcia. Wyszłam od razu kiedy usłyszałam co się stało - mówiąc to zerknęłam na chłopaka nalewającego mleko do miski.
- Nie musiałaś... - nie zdąrzyła dokończyć bo do domu wparowali Luke i Jai wciąż o czymś mówiący. Trzymali przedmiot zawinięty w ścierkę.
- Cześć! - ochoczo się przywitali. Zamiast odpowiedzieć, ja i siostra kaszlnęłyśmy.
- Widzę, że jesteście przeziębione! To bardzo, bardzo dobrze. - stwierdził Jai.
- Cieszysz się z naszego nieszczęścia? - Natt, zarzuciła. 
- Nie! On miał na myśli, że to dobrze, że jesteście chore bo przygotowaliśmy coś w sam raz na przeziębienie! - powiedział Luke i odsłonił prezent. Zamiast typowego podarunku zobaczyliśmy garnek. Od razu podniosłam pokrywkę i spojrzałam do środka. 
- To wy umiecie gotować zupę?! - spytałam z niedowierzaniwem w głosie.
-  James znalazł nam przepis na rosół, więc z ciekawości go ugotowaliśmy. Przed spróbowaniem wpadliśmy na pomysł żebyście wy najpierw go oceniły. 
- Okey, więc - podeszłam do jednej z szuflad i wyciągnęłam dwie łyżki. - do dzieła! - powiedziałam i połknęłam ciepły płyn. Odrazu poczułam rozgrzewające uczucie. 
- Hmm... No nie wiem... Takie jakieś... - Natt zaczęła kręcić nosem. - Świetne! - na buziach bliźniaków pojawił się uśmiech i wyraz dumy.
- To znaczy, że wam smakuje? - spytali z niedowierzaniem.
- Pewnie! - powiedziałam i wyjęłam miski dla wszystkich. Ciepłe śniadanie zjedliśmy w milczeniu delektując się jego smakiem. W międzyczasie bracia zaproponowali nam, że gdy będziemy chore mogą nam gotować. Zgodziłyśmy się z entuzjazmem.
- Dobra, to my spadamy. - powiedział stwierdzili patrząc na Beau'a oglądającego telewizję. - A ty nie idziesz z nami?
- Zaraz przyjdę. Właśnie leci program, którego nie mogę przegapić. - odpowiedział pochłonięty kolorami przesuwającymi się na monitorze.
- Chodźcie, odprowadzę was do drzwi. - zaproponowała Natalie i udała się z nimi do wyjścia.
- Wielkie dzięki za jedzenie! - krzyknęłam na pożegnanie, podąrzając wzrokiem za oddalającymi się sylwetkami. Gdy upewniłam się, że są za daleko by mnie usłyszeć, powiedziałam: - Nie wspominamy o wczoraj?
- Nie wspominamy. - stwierdził dwudziestolatek.
   Kolejne kilka dni spędziłyśmy na  wyleczeniu się z grypy, na którą zachorowałyśmy po pamiętnej nocy.


~*~ Sobota~*~


- Halo?... Tak, już jesteśmy zdrowe... Mhmm... No ok, tylko spytam się Alice i wyślę do ciebie SMS'a... Okey, okey... Tak, pewnie się zgodzą... Paa! - Przysłuchiwałam się rozmowie telefonicznej Natt z Alexem, malując paznokcie.
- Al chce wiedzieć czy pójdziemy dzisiaj z nim do wesołego miasteczka. - zrobiła kilkusekundową pauzę bym mogła się zastanowić. - To jak?
- To dobry pomysł. Zapoznamy go z Janoskians?
- Jeśli się zgodzą z nami pójść, to czemu nie? - stwierdziłam wysyłając snapa James'owi z zapytaniem o dzisiejsze spotkanie. Po prawie pięciu sekundach dostałam pozytywną odpowiedź. - Dobra, chcą iść. Za ile Alex po nas będzie?
- Za dwadzieścia minut. Wyrobisz się? - spojrzała na mnie w piżamie jedzącą śniadanie i malującą paznokcie.
- Jak nie ja, to kto? - powiedziałam wstając od stołu.
   Gdy wyszłam z auta w moją twarz uderzył ciepły wiatr. Najlepsza pogoda na wyrwanie się z miasta! Po chwili wszyscy wysiedli z samochodu stając obok mnie. Przed nami rozciągało się nowe miasteczko wybudowane kilka lat temu. Wszędzie coś się działo. Po prawej można było podziwiać kłócącą się parę. Po lewej dzieci biegające z watą cukrową. Podeszliśmy do budki z żetonami by kupić kilka na wybrane atrakcje. Pierwszą pozycję w cenniku zajmował diabelski młyn. Od razu go wyeliminowałam. Mam okropny strach wysokości, przez który odmawiam sobie pewne rzeczy. Po kilku minutach pierwszy odezwał się Luke.
- To na co idziemy najpierw? Na młyn, samochodziki, kolejkę górską czy tunel śmierci? - chłopak zaczął czytać z tabliczki.
- Może najpierw na samochodziki? - odezwał się Alex.
- Ja wolę na coś z wysokością. - stwierdził Jai.
- Ja też, tylko Ali ma lęk wysokości. - przyznał Alex. Gdy tylko to powiedział chłopcy spojrzeli na mnie z <tym czymś jak jest im szkoda>
- Oh, błagam. Macie się dobrze bawić! idźcie beze mnie. Poczekam na was. - Natt spojrzała na mnie z niepewnością.
- To ja też zostanę. - rzekła.
- O nie, nie! TY masz się najlepiej bawić z nas wszystkich!- po tych słowach decyzja została podjęta. Odprowadziłam ich do wagoników i gdy wystartowali usiadłam na jednej z ławek obok strzelnicy. Co chwilę spoglądałam w stronę krzyków Natalie. Też się bala wysokości, ale nie w ten sam sposób co ja. Jej to dodawało adrenaliny. Mnie strachu. Musiałam wyraźnie posmutnieć bo obok mnie usłyszałam głos.
- Hej, chcesz zagrać? Może coś wygrasz. - spojrzałam na gościa obsługującego pistolety na kulki. - Dla nieszczęśliwych panienek za pół ceny.
 - Dzięki, ale... No dobra. To co mam robić? - spytałam się wstając i podchodząc do lady.
- To proste. Weź pistolet, wyceluj w środek tarczy i naciśnij spust. - zrobiłam tak jak mówił. Raz, drugi, trzeci. Wciąż nic. Poczułam się jakby od tego zależało moje życie. Wycelowałam jeszcze raz i strzeliłam. Trafiłam w sam środek za czwartym razem! Dostałam w zamian wielką pluszową pandę, która przysłaniała mi widok gdy ją trzymałam. Odwróciłam się i w ślimaczym tempie dotarłam do wagonika, z którego wychodzili moi przyjaciele. Kiedy zobaczyłam Luke'a wiedziałam co chcę zrobić.
- Cześć... - powiedział po czym pocałowałam go w policzek i powiedziałam: - TA DAM! Oto wielka pluszowa panda, która jest twoja! - spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Hmm... Dziękuję?


Natalie's POV


   Zobaczyłam jak rozmawiający Alex z Danielem widząc scenkę przed młynem opuścił wzrok. Niby nic, a może jednak to coś znaczy? Nie, na pewno nie. On i Ali są jedynie przyjaciółmi. Z zamyślań wyrwał mnie głos Beau'a stojącego obok mnie.
- To, co? Na samochodziki! - krzyknął na co wszyscy zaczęliśmy do nich biec.
   Dochodziła dziewiętnasta, a my oblepieni żetonami, nagrodami z różnych konkurencji chcieliśmy zaliczyć ostatnią atrakcję. Rollercoastera. Staliśmy przed jego konstrukcją prowadząc orzywioną rozmowę. Wszyscy chcieliśmy by Ali z nami pojechała, lecz ona się na to nie zgadzała.
- No chodź, będzie fajnie! - zapewniał Daniel.
- Nie chcecie mnie wrzeszczącej ze strachu obok siebie!
- A wlaśnie, że tak! - chłopcy nie dawali za wygraną.
- Ale... Ja się boję wysokości.... - zaczęła.
- Nie pozwolimy by coś ci się stało! - upewnił ją Luke.
- Przecież jesteśmy Janoskians. - Jai chciał skończyć, ale przypomniał sobie o czymś istotnym. - I Alex!
- Pamiętaj, to twoja decyzja. Jeśli nie czujesz się na siłach to nie jedź. - powiedziałam.
- Tylko wtedy bardzo trudno to zniesiemy.
- No chodź! - zaskomlaliśmy.
- Jeśli tak bardzo chcecie, to dam radę. - po tych słowach wszyscy rzuciliśmy się w stronę wagoniku. najszybciej jak tylko się dało, by Ali nie zdąrzyła zmienić zdania. Wagoniki były po trzy osoby. Wylądowałam w środkowym wraz z Daniel'em i Beau'em. Przed nami usiedli Ali, Luke i Alex. Za nami za to Jai i James. Poczuliśmy szarpnięcie odrzucające nas do tyłu gdy kolejka ruszyła.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc to znowu my, po dłuższej przerwie!
Bardzo was przepraszamy, że tak to przeciągałyśmy.
Dziękujemy za ponad 7.300 wyświetleń
i
objecujemy, że już was nie zawieździemy!









u