środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 15

Alice's POV


   Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam to co zawsze o tej porze. Łóżko Natt stojące naprzeciwko mojego. Z jedną różnicą. Nie było w nim Natalie. Gdzie ona jest? - pomyślałam. Zaczęłam po omacku szukać telefonu. Jakimś cudem znalazł się pod poduszką. Odblokowałam telefon, mrużąc oczy przed blaskiem monitora. 8.25 - oznajmiły cyfry na górnym pasku. Stwierdziłam, że później poszukam Natt otulając się szczelniej kołdrą. Gdy zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę usłyszałam odgłos. Dźwięk był urywany i nieregularny. Uświadomiłam sobie, że to chrapanie, ale nie mojego taty. Z wielkim trudem odmówiłam sobie dalszego snu i wyczołgałam się z łóżka, by zobaczyć co się dzieje. Kiedy zeszłam na dół zobaczyłam śpiącego na kanapie Beau'a przytulającego już obudzoną Natt. Przypomniałam sobie wczorajszą sytuację z wierszem. Po cichu podeszłam do kanapy i uklękłam by być na poziomie siostry.
- Cześć, dobrze spałaś? - spytałam.
- Tak. - widziałam nasuwające się jej pytanie i odpowiedziałam od razu.
- Wszystko wiem. - zobaczyłam ulgę na jej twarzy. Momentalnie postanowiłam zmienić temat. - Jesteś głodna?
- I to jeszcze jak! - powiedziała wysuwając się z objęć Beau'a. Na śniadanie zrobiłyśmy sobie po misce płatków kukurydzianych.
- Uwaga, zaraz kichnę! A-a-a-a-a- psik! - oznajmiłam na co Natt odpowiedziała mi pociągnięciem nosa. 
- Wiesz co? Chyba trochę głowa mnie boli.
- Ja czuję się zdecydowanie chora. - stwierdziłam. nie zdążyłam nic powiedzieć bo do pomieszczenia wszedł Beau.
- Cześć. - powiedział zaspanym głosem. - Jak się czujecie?
- Źle! - równocześnie krzyknęłyśmy.
- No to szkoda... Bo chciałem zjeść te lody czekoladowe.
- Co? Jakie lody? Te od pana Ralpha?! Przyniosłaś je wczoraj, dla mnie? - ostatnie pytanie skierowała do mnie.
- No tak... - przyznałam się, na co ona podziękowała mi przytuleniem. 
- Kiedy skończyło się przyjęcie u cioci?
- Nie mam pojęcia. Wyszłam od razu kiedy usłyszałam co się stało - mówiąc to zerknęłam na chłopaka nalewającego mleko do miski.
- Nie musiałaś... - nie zdąrzyła dokończyć bo do domu wparowali Luke i Jai wciąż o czymś mówiący. Trzymali przedmiot zawinięty w ścierkę.
- Cześć! - ochoczo się przywitali. Zamiast odpowiedzieć, ja i siostra kaszlnęłyśmy.
- Widzę, że jesteście przeziębione! To bardzo, bardzo dobrze. - stwierdził Jai.
- Cieszysz się z naszego nieszczęścia? - Natt, zarzuciła. 
- Nie! On miał na myśli, że to dobrze, że jesteście chore bo przygotowaliśmy coś w sam raz na przeziębienie! - powiedział Luke i odsłonił prezent. Zamiast typowego podarunku zobaczyliśmy garnek. Od razu podniosłam pokrywkę i spojrzałam do środka. 
- To wy umiecie gotować zupę?! - spytałam z niedowierzaniwem w głosie.
-  James znalazł nam przepis na rosół, więc z ciekawości go ugotowaliśmy. Przed spróbowaniem wpadliśmy na pomysł żebyście wy najpierw go oceniły. 
- Okey, więc - podeszłam do jednej z szuflad i wyciągnęłam dwie łyżki. - do dzieła! - powiedziałam i połknęłam ciepły płyn. Odrazu poczułam rozgrzewające uczucie. 
- Hmm... No nie wiem... Takie jakieś... - Natt zaczęła kręcić nosem. - Świetne! - na buziach bliźniaków pojawił się uśmiech i wyraz dumy.
- To znaczy, że wam smakuje? - spytali z niedowierzaniem.
- Pewnie! - powiedziałam i wyjęłam miski dla wszystkich. Ciepłe śniadanie zjedliśmy w milczeniu delektując się jego smakiem. W międzyczasie bracia zaproponowali nam, że gdy będziemy chore mogą nam gotować. Zgodziłyśmy się z entuzjazmem.
- Dobra, to my spadamy. - powiedział stwierdzili patrząc na Beau'a oglądającego telewizję. - A ty nie idziesz z nami?
- Zaraz przyjdę. Właśnie leci program, którego nie mogę przegapić. - odpowiedział pochłonięty kolorami przesuwającymi się na monitorze.
- Chodźcie, odprowadzę was do drzwi. - zaproponowała Natalie i udała się z nimi do wyjścia.
- Wielkie dzięki za jedzenie! - krzyknęłam na pożegnanie, podąrzając wzrokiem za oddalającymi się sylwetkami. Gdy upewniłam się, że są za daleko by mnie usłyszeć, powiedziałam: - Nie wspominamy o wczoraj?
- Nie wspominamy. - stwierdził dwudziestolatek.
   Kolejne kilka dni spędziłyśmy na  wyleczeniu się z grypy, na którą zachorowałyśmy po pamiętnej nocy.


~*~ Sobota~*~


- Halo?... Tak, już jesteśmy zdrowe... Mhmm... No ok, tylko spytam się Alice i wyślę do ciebie SMS'a... Okey, okey... Tak, pewnie się zgodzą... Paa! - Przysłuchiwałam się rozmowie telefonicznej Natt z Alexem, malując paznokcie.
- Al chce wiedzieć czy pójdziemy dzisiaj z nim do wesołego miasteczka. - zrobiła kilkusekundową pauzę bym mogła się zastanowić. - To jak?
- To dobry pomysł. Zapoznamy go z Janoskians?
- Jeśli się zgodzą z nami pójść, to czemu nie? - stwierdziłam wysyłając snapa James'owi z zapytaniem o dzisiejsze spotkanie. Po prawie pięciu sekundach dostałam pozytywną odpowiedź. - Dobra, chcą iść. Za ile Alex po nas będzie?
- Za dwadzieścia minut. Wyrobisz się? - spojrzała na mnie w piżamie jedzącą śniadanie i malującą paznokcie.
- Jak nie ja, to kto? - powiedziałam wstając od stołu.
   Gdy wyszłam z auta w moją twarz uderzył ciepły wiatr. Najlepsza pogoda na wyrwanie się z miasta! Po chwili wszyscy wysiedli z samochodu stając obok mnie. Przed nami rozciągało się nowe miasteczko wybudowane kilka lat temu. Wszędzie coś się działo. Po prawej można było podziwiać kłócącą się parę. Po lewej dzieci biegające z watą cukrową. Podeszliśmy do budki z żetonami by kupić kilka na wybrane atrakcje. Pierwszą pozycję w cenniku zajmował diabelski młyn. Od razu go wyeliminowałam. Mam okropny strach wysokości, przez który odmawiam sobie pewne rzeczy. Po kilku minutach pierwszy odezwał się Luke.
- To na co idziemy najpierw? Na młyn, samochodziki, kolejkę górską czy tunel śmierci? - chłopak zaczął czytać z tabliczki.
- Może najpierw na samochodziki? - odezwał się Alex.
- Ja wolę na coś z wysokością. - stwierdził Jai.
- Ja też, tylko Ali ma lęk wysokości. - przyznał Alex. Gdy tylko to powiedział chłopcy spojrzeli na mnie z <tym czymś jak jest im szkoda>
- Oh, błagam. Macie się dobrze bawić! idźcie beze mnie. Poczekam na was. - Natt spojrzała na mnie z niepewnością.
- To ja też zostanę. - rzekła.
- O nie, nie! TY masz się najlepiej bawić z nas wszystkich!- po tych słowach decyzja została podjęta. Odprowadziłam ich do wagoników i gdy wystartowali usiadłam na jednej z ławek obok strzelnicy. Co chwilę spoglądałam w stronę krzyków Natalie. Też się bala wysokości, ale nie w ten sam sposób co ja. Jej to dodawało adrenaliny. Mnie strachu. Musiałam wyraźnie posmutnieć bo obok mnie usłyszałam głos.
- Hej, chcesz zagrać? Może coś wygrasz. - spojrzałam na gościa obsługującego pistolety na kulki. - Dla nieszczęśliwych panienek za pół ceny.
 - Dzięki, ale... No dobra. To co mam robić? - spytałam się wstając i podchodząc do lady.
- To proste. Weź pistolet, wyceluj w środek tarczy i naciśnij spust. - zrobiłam tak jak mówił. Raz, drugi, trzeci. Wciąż nic. Poczułam się jakby od tego zależało moje życie. Wycelowałam jeszcze raz i strzeliłam. Trafiłam w sam środek za czwartym razem! Dostałam w zamian wielką pluszową pandę, która przysłaniała mi widok gdy ją trzymałam. Odwróciłam się i w ślimaczym tempie dotarłam do wagonika, z którego wychodzili moi przyjaciele. Kiedy zobaczyłam Luke'a wiedziałam co chcę zrobić.
- Cześć... - powiedział po czym pocałowałam go w policzek i powiedziałam: - TA DAM! Oto wielka pluszowa panda, która jest twoja! - spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Hmm... Dziękuję?


Natalie's POV


   Zobaczyłam jak rozmawiający Alex z Danielem widząc scenkę przed młynem opuścił wzrok. Niby nic, a może jednak to coś znaczy? Nie, na pewno nie. On i Ali są jedynie przyjaciółmi. Z zamyślań wyrwał mnie głos Beau'a stojącego obok mnie.
- To, co? Na samochodziki! - krzyknął na co wszyscy zaczęliśmy do nich biec.
   Dochodziła dziewiętnasta, a my oblepieni żetonami, nagrodami z różnych konkurencji chcieliśmy zaliczyć ostatnią atrakcję. Rollercoastera. Staliśmy przed jego konstrukcją prowadząc orzywioną rozmowę. Wszyscy chcieliśmy by Ali z nami pojechała, lecz ona się na to nie zgadzała.
- No chodź, będzie fajnie! - zapewniał Daniel.
- Nie chcecie mnie wrzeszczącej ze strachu obok siebie!
- A wlaśnie, że tak! - chłopcy nie dawali za wygraną.
- Ale... Ja się boję wysokości.... - zaczęła.
- Nie pozwolimy by coś ci się stało! - upewnił ją Luke.
- Przecież jesteśmy Janoskians. - Jai chciał skończyć, ale przypomniał sobie o czymś istotnym. - I Alex!
- Pamiętaj, to twoja decyzja. Jeśli nie czujesz się na siłach to nie jedź. - powiedziałam.
- Tylko wtedy bardzo trudno to zniesiemy.
- No chodź! - zaskomlaliśmy.
- Jeśli tak bardzo chcecie, to dam radę. - po tych słowach wszyscy rzuciliśmy się w stronę wagoniku. najszybciej jak tylko się dało, by Ali nie zdąrzyła zmienić zdania. Wagoniki były po trzy osoby. Wylądowałam w środkowym wraz z Daniel'em i Beau'em. Przed nami usiedli Ali, Luke i Alex. Za nami za to Jai i James. Poczuliśmy szarpnięcie odrzucające nas do tyłu gdy kolejka ruszyła.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc to znowu my, po dłuższej przerwie!
Bardzo was przepraszamy, że tak to przeciągałyśmy.
Dziękujemy za ponad 7.300 wyświetleń
i
objecujemy, że już was nie zawieździemy!









u

3 komentarze:

  1. wow , fajny rozdział . czekam na nexta :))

    OdpowiedzUsuń
  2. jaki trójkąt na końcu xd
    (nie czytajcie moich komentarzy)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja powieść jest ładna, dość spokojna, obyczajowa. Domyślam się tego po przeczytanym rozdziale. Nie widać błędów, niedokładności, jakby ideał.
    Muszę, muszę jednak stwierdzić, że nie powala. Twoja historia coś mi podpowiada, podpowiada, że "idealność" nuży. To odczuwam - znudzenie. Może to dlatego, że przeczytałam jeden, drobny rozdział. A może dlatego, że tak naprawdę jest? Twoja historia powołuje na twarzy uśmiech, ale czuję niedosyt. Nie czuję ciarek po przeczytaniu, nie czuję radości, smutku ani pragnienia kolejnego rozdziału. Mogłabym powiedzieć, że zasługujesz na szóstkę, ale jako zadanie domowe. Mam nadzieję, że się mylę. Pewnie dlatego, że wydajesz mi się kimś naprawdę uzdolnionym i kreatywnym. Zostanę tu, by się przekonać.
    Życzę Ci inspiracji i sukcesów.
    Apalogie, xx

    OdpowiedzUsuń