Jai's POV
Zbliżała się 23:00, a my dalej byliśmy pogrążeni w rozmowie. Fajnie nam się gadało, więc nic dziwnego że tak szybko zminął ten czas. W końcu James spojrzał na zegarek i powiedział:
- Cholera! Ale już późno. Chodźcie chłopaki, zbieramy się.
- Nie! Zostańcie. - Ali spojrzała przez okno - przecież nie będziecie teraz jechać autem w taką ulewę.
- Ale gdzie niby mamy zostać?
- U nas w mieszkaniu, a gdzie? - ton dziewczyny świadczył o tym, że jest to oczywiste - Zrobimy tu trochę miejsca i nie widzę problemu.
- Ale jutro poniedziałek. Nie macie szkoły? - wtrącił Daniel.
- Jasne, że mamy. Fakt że będziecie u nas spać nie oznacza, że nie będziemy mogły wstać z rana.
- A chcesz się założyć? - powiedziałem tak, że tylko chłopaki mogli to usłyszeć i zareagowali krotkim śmiechem.
Mieszkanie sióstr Moscitoe nie należy do największych, więc musieliśmy złączyć obydwa łóżka. Gdy tylko Natalie zapowiedziała, że będą tam spać trzy osoby, Luke wystrzelił jak z procy na ochotnika. Gdy położyliśmy się spać Ali zwróciła się w stronę Luke'a leżącego obok niej. - Pamiętaj, ty tylko tutaj sobie obok nas leżysz, jasne?
- Ależ oczywiście! - Brooks wyszczerzył zęby w uśmiechu, puszczając oczko do Ali, a następnie rozłożył się wygodnie na swojej części. - A cóż innego mogło mi wpaść do głowy, Alice?
Gdy już leżeliśmy ze zgaszonym światłem, rozwaleni na licznych kocach i poduszkach na podłodze, Natt odezwała się:
- Jeszcze raz chciałam wam podziękować. Wam wszystkim. Julie też, ale ona tego nie słyszy. Naprawdę dziękuję, że mi pomogliście w tej chwili słabości. Co prawda w internecie prawie nic się nie zmieniło, ale nie to jest najważniejsze. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.
- Od czego ma się przyjaciół. - odpowiedział zadowolony Skip.
Po chwili wszyscy padli ze zmęczenia.
- Ale gdzie niby mamy zostać?
- U nas w mieszkaniu, a gdzie? - ton dziewczyny świadczył o tym, że jest to oczywiste - Zrobimy tu trochę miejsca i nie widzę problemu.
- Ale jutro poniedziałek. Nie macie szkoły? - wtrącił Daniel.
- Jasne, że mamy. Fakt że będziecie u nas spać nie oznacza, że nie będziemy mogły wstać z rana.
- A chcesz się założyć? - powiedziałem tak, że tylko chłopaki mogli to usłyszeć i zareagowali krotkim śmiechem.
Mieszkanie sióstr Moscitoe nie należy do największych, więc musieliśmy złączyć obydwa łóżka. Gdy tylko Natalie zapowiedziała, że będą tam spać trzy osoby, Luke wystrzelił jak z procy na ochotnika. Gdy położyliśmy się spać Ali zwróciła się w stronę Luke'a leżącego obok niej. - Pamiętaj, ty tylko tutaj sobie obok nas leżysz, jasne?
- Ależ oczywiście! - Brooks wyszczerzył zęby w uśmiechu, puszczając oczko do Ali, a następnie rozłożył się wygodnie na swojej części. - A cóż innego mogło mi wpaść do głowy, Alice?
Gdy już leżeliśmy ze zgaszonym światłem, rozwaleni na licznych kocach i poduszkach na podłodze, Natt odezwała się:
- Jeszcze raz chciałam wam podziękować. Wam wszystkim. Julie też, ale ona tego nie słyszy. Naprawdę dziękuję, że mi pomogliście w tej chwili słabości. Co prawda w internecie prawie nic się nie zmieniło, ale nie to jest najważniejsze. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.
- Od czego ma się przyjaciół. - odpowiedział zadowolony Skip.
Po chwili wszyscy padli ze zmęczenia.
***
Gdy otworzyłem oczy przez pierwsze pięć sekund nie wiedziałem gdzie jestem. Rozbudziłem się i zdałem sobie sprawę gdzie spałem słysząc głos wstających dziewczyn.
- Natt, wstawaj już czas! Jest siódma rano. - Ali szeptała do Natalie. Obróciłem głowę i podziwiałem widok zaspanych dziewczyn, w piżamach, z potarganymi włosami i zapuchniętymi oczkami chomika. Hmm... Wyglądałem dokładnie tak samo. Właśnie! Szybko pomacałem dłońmi czoło. Okay, dalej mam brwi. Od tamtej imprezy często to sprawdzam. Dziewczyny z pewnością chciały wyjść niespostrzeżenie, nie budząc nas i do tego wziąć wszystkie potrzebne rzeczy do ogarnięcia się. Jednak pozy śpiących chłopców, przypominające rozrzucone ciała po bitwie, zajmowały każdy centymetr podłogi w małym pokoiku. Zdesperowane siostry zdecydowały się na drastyczne posunięcie.
- Wstawać! Chcemy przejść! - nie czekając na jakąkolwiek reakcję staneły na Danielu i wyciągnęły ciuchy z szafy. Chłopak nawet tego nie zauważył.
- Auć! Złaź! - wrzasnął Beau gdy dostał nogą w głowe. Później słyszeliśmy tylko ich bieganie po mieszkaniu i kłócenie o łazienkę. Wreszcie stanęły przed drzwiami gotowe do wyjścia.
- To są klucze od domu. Gdy będziecie wychodzić zakluczcie mieszkanie i wrzućcie klucze do szafki w naszej szkole. - oznajmiły.
- Jaki macie numer?
- 532, żółta z naklejką " I hate sql".
- Jaka oryginalna!
- Przypomniałabym ci twoją koszulkę z tym samym napisem, ale nie mam na to czasu. Nauka czeka! - powiedziała Ali po czym wraz z Natt wyszły z mieszkania zatrzaskując drzwi. Obserwowałem Beau'a, który podążał wzrokiem za sylwetką Natt.
- Ekhm... O trzy lata za młoda... EKKHHMMMMMMM, to tylko przyjaźń. Ekh i w nie moim typie... Ekhmmm ta sytuacja z osą nic nie znaczyła ekhm, ekhm. - Luke'owi zdecydowanie zebrało się na kaszel, i to ze specjalnym przesłaniem do Beau'a. Zirytowany brat rzucił w niego poduszką w odpowiedzi, a reszta zaśmiała się pod nosem, zgadzając się z uwagami mojego bliźniaka.
Po jakiejś godzinie zebraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania dziewczyn. Muszą nam na serio ufać, skoro zostawiły nam klucze do domu. Oczywiście spod bloku udaliśmy się w stronę parkingu, na którym zostawiliśmy samochód. O dziwo nikt nie założył nam blokady, więc wyjechaliśmy spod marketu bez problemów. Z pomocą GPS'a dotarliśmy pod szkołę.
- Dobra, to kto wysiada? - spytał Beau, parkując tuż przy wejściu.
- Ja pójdę. Szafka 532?
- Tak. My tutaj czekamy.
Po chwili byłem już w budynku. Myślałem, że ktoś się mnie spyta po co tu przyszedłem, albo chociaż zaintersuje się moją obecnością, ale jedyna siedząca na dyżurze sprzątaczka siedziałą pogrążona w jakimś kolorowym czasopiśmie. Dla mnie i lepiej. Bez problemu znalazłem szatnię z żółtymi szafkami i odszukałem właściwy numer. Po drodze spotkałem tylko kilka zaciekawionych spojrzeń dzieciaków z gimnazjum. Nagle zadzwonił dzwonek. Pospiesznie wrzuciłem klucze przez szparę w drzwiczkach i chciałem się odwrócić, aby jak najszybciej opuścić budynek - a co ważniejsze niepostrzeżenie. Jednak to wcale nie było takie proste.
- Jai? Jai Brooks? - obok mnie pojawiła się pierwszoklasistka gimnazjum. Słysząc jej uwagę walnąłem kilka razy głową w ścianę w reakcji na rozpoznanie mnie. Czemu to zdarza się w najgorszych momentach? Powoli odwróciłem się do niej.
- Hej. - rzuciłem i zacząłem się wycofywać czekając na odpowiedni moment.
- O-o-o m-mój B-Boże, to ty? Z J-Janoskians? - dziewczyna była w wielkim szoku.
- Tak, a teraz dam ci autograf i spokojnie wyjdę, a ty będziesz cicho. Jasne? C i c h o. - powiedziałem naciskając na ostatnie słowo.
- W SZKOLE JEST JAI BROOKS! Z JANOSKIANS! ŁAPCIE GO, AAAAAA! - stwierdziłem, że w gimnazjum nie uczą znaczenia słowa "cicho" i zacząłem biec w stronę wyjścia. Nagle ze stołówki wybiegła cała chmara rozwrzeszczonych fanek. Biegłem ile sił w nogach omijając coraz to nowsze frakcje szafek. Miałem nadzieję, że ktoś mi pomoże uciec, ale przekonałem się, że widok szalonych nastolatek jest tu na porządku dziennym po niezmienionej twarzy woźnej.
Przede mną wyrosła ściana. Pomyliłem drogę? Tak, zgubiłem się w głupiej budzie. No to proszę państwa jestem w ciemnej dupie. Około 20 dziewczyn oblepiło mnie niczym mrówki. Dodając do tego jeszcze tłum gapiów i pisk podniecenia, można wyobrazić sobie jakie piekło przechodziłem.
Gdy myślałem, że oślepnę od blasku fleszy z komórek, drzwi po drugiej stronie korytarza otworzyły się szeroko i padło na mnie jaskrawe światło. Na jego tle ujrzałem postać. Wysokiego mężczyznę w berecie.
- Odsuńcie się dziewczęta, bo zrobię z wami porządek! - krzyknął. Poczułem ulgę i mogłem swobodnie się poruszać. Podniosłem wzrok szukając mojego wybawcy. Nie wierzyłem własnym oczom.
Pan Ralph przepędzał właśnie na schody ostatnie grupki uczniów. Pomógł mi wstać z podłogi i zapytał:
- Skąd się tu wziąłeś, Luke?
- Jestem Jai. Luke to mój brat bliźniak. - sprostowałem. - Musiałem załatwić jedną sprawę dla Ali i Natt. Pytanie raczej brzmi: skąd PAN się tu wziął?
- Pracuję w tej szkole na pół etatu, a podczas ciepłych pór roku sprzedaję też lody w Clare.
- Jest pan nauczycielem?
- Uczę muzyki, głównie w gimnazjum.
- Aha. Dziękuję bardzo za pomoc, chłopaki na mnie czekają.
- Zaczekaj. Wyjaśnij mi coś. Dlaczego tyle uczennic tak na ciebie zareagowało? - nauczyciel podkręcał sobie wąsy.
- Razem z chłopakami jesteśmy YouTube'erami: Janoskians.
- No to wszystko jasne. Nie zatrzymuję cię dłużej. Ciao!
- Do widzenia.
Wypadłem ze szkoly i gdyby nie refleks James'a, który otworzył drzwi od samochodu, wpadłbym na nie z prędkością światła pozostawiając po tym wgniecenie. Zamiast tego skoczyłem i wylądowalem na kolanach Daniela. Spieszyłem się nie bez powodu. Fanki najwyraźniej nie wzięły sobie rad pana Ralpha do serca, bo już podążały w stronę auta. Beau bez pytania wcisnął gaz do dechy i ruszyliśmy. Gdy mój oddech się wyrównał opowiedziałem im całą historię.
- No, to nieźle. Jesteś pewny, że pan Ralph od lodów cię uratował? TEN pan Ralph? - spytał Luke.
- Tak. Powiedział, że uczy muzyki. Nieźle, co?
Na tym skończyliśmy naszą rozmowę i pojechaliśmy do Clare, słuchając muzyki z radia w samochodzie.
Po skończonych lekcjach zeszłyśmy do szatni, aby odebrać klucze. Ku naszemu zaskoczeniu przy naszej szafce kręciło się kilka młodszych dziewczyn, chociaż ich przydział był gdzie indziej. Gdy Natt właśnie otwierała drzwiczki, zaczepiła nas jedna z nich.
- To twoja szafka?!
- Tak?! - Natt była zdezorientowana tak głupim pytaniem. - Czemu pytasz?
- Bo dzisiaj wkładał coś do niej Jai Brooks!!!
- Może dlatego, że go o to poprosiłyśmy? - zaraz pożałowałam, że to przyznałam, jakby było oczywiste.
- Serio? To ty go znasz? Jesteście parą? Macie kontakt? Możesz mu zrobić zdjęcie, kiedy śpi? Załatwisz mi jego autograf? Powiesz mu, że go kocham? Wiem! Daj mu mój twitter, i adres, i nazwisko! Poczekaj... - nastolatka już zaczęła wyciągać kartkę i notować mi swoje namiary.
Korzystając z jej chwili nieuwagi Natt porwała klucze i kurtki, zatrzasnęła szafkę i wybiegłyśmy razem z budynku. Skierowałyśmy się w stronę przystanku, a gdy zorientowałyśmy się, że nikt nie siedzi nam na ogonie, roześmiałyśmy się.
- O boziu, to było chore!
- Czy ty widziałaś tą dziewczynkę? Nadawała jak katarynka na jednym oddechu, gdy się dowiedziała i założę się, że też nie mrugała!
- To się nazywa obsesja! Uwaga, może my też w nią popadniemy?
- Będziemy najbardziej napalonymi faneczkami Janoskians? Z miłą chęcią! - kolejny wybuch śmiechu przypomniał mi o moich bolących nogach i brzuchu. Akurat podjechał nasz autobus, więc z przyjemnością usiadłyśmy na naszych odwiecznych miejscach. Po kilku przystankach znalazłyśmy się na naszym osiedlu.
Około godziny później robiłyśmy razem obiad w naszej studenckiej kuchni. Gdy usiadłyśmy przy stole Natt właśnie sprawdzała Twitter'a. Nagle zrobiła wielkie oczy i omal nie zakrztusiła się jedzeniem.
Wszyscy z Janoskians właśnie rozkręcali akcję #Don'tCareAboutThisNattWeLoveYou. Jak słodko! Poprawiło nam to strasznie humor, a Natt siedziała cała w skowronkach. Miło z ich strony.
Tak wyglądał nasz początek tygodnia. Reszta zminęła całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że chłopcy stwierdzili, że przyzwyczaili się już do spania z nami w jednym pokoju. W związku z tym cały czas do nas dzwonili i pisali. Nie mogłam się już doczekać weekendu.
Gdy znaleźliśmy się w parku pierwsze co przyszło nam do głowy to znalezienie jakiejś ławki. Okazalo się, że i owszem ławek jest dużo, ale babcie siedzące na nich uniemożliwiały nam do nich dostęp. Nie pozostało nam nic innego jak pagórek przy ogrodzeniu. Nie było w tym miejscu niczego złego pomijając jego tragiczne położenie. W miejscu gdzie miala być kamera stał śmietnik. Po bokach również. Byliśmy otoczeni przez te śmierdzące pojemniki. Beau wpadł na genialny pomysł umieszczenia kamery na śmietniku. Zaczęło się nagrywanie, a my usiedliśmy ściśnięci przy ogrodzeniu.
- Cześć! Jesteśmy Janoskians! Dzisiaj odpowiemy na wasze... - przerwała nam spadająca kamera. Dzieciaki siedzące opodal dalej robiły zawody na trafianie do celu. Ofiarą miał być James, bo chłopcy zaczęli pokazywać go sobie palcami.
- Podstawówka... - powiedzial wstając. Podszedł do nich i zaczął coś do nich mówić. Odrazu się zmyli. Nie czekając na zaproszenie zajęliśmy miejsca na stole do ping ponga, które zwolnili uciekający czwartoklasiści.
- Dzięki James. - stwierdziliśmy.
- Mam swoje sposoby.
- Dobra zaczynamy od początku. Cześć! Jesteśmy Janoskians! Dzisiaj odpowiemy na wasze pytania. Towarzyszą nam Alice i Natalie, nasze nowe sąsiadki! - Po małym wstępie zaczęliśmy od najpopularniejszych pytań na twitterze. - A oto pierwsze pytanie!
Przepraszamy, że rozdział nie dokończony, ale musimy was potrzymać w niepewności. Tymczasem zapraszamy do komentowania (tym bardziej, że ostatnio miałyśmy dużo mniej komentarzy :c) i odwiedzania zaktualizowanej zakładki Bohaterowie. Z góry dziękujemy. Nie wiemy, kiedy następny rozdział, ale postaramy się wyrobić do końca tygodnia. <3
- Auć! Złaź! - wrzasnął Beau gdy dostał nogą w głowe. Później słyszeliśmy tylko ich bieganie po mieszkaniu i kłócenie o łazienkę. Wreszcie stanęły przed drzwiami gotowe do wyjścia.
- To są klucze od domu. Gdy będziecie wychodzić zakluczcie mieszkanie i wrzućcie klucze do szafki w naszej szkole. - oznajmiły.
- Jaki macie numer?
- 532, żółta z naklejką " I hate sql".
- Jaka oryginalna!
- Przypomniałabym ci twoją koszulkę z tym samym napisem, ale nie mam na to czasu. Nauka czeka! - powiedziała Ali po czym wraz z Natt wyszły z mieszkania zatrzaskując drzwi. Obserwowałem Beau'a, który podążał wzrokiem za sylwetką Natt.
- Ekhm... O trzy lata za młoda... EKKHHMMMMMMM, to tylko przyjaźń. Ekh i w nie moim typie... Ekhmmm ta sytuacja z osą nic nie znaczyła ekhm, ekhm. - Luke'owi zdecydowanie zebrało się na kaszel, i to ze specjalnym przesłaniem do Beau'a. Zirytowany brat rzucił w niego poduszką w odpowiedzi, a reszta zaśmiała się pod nosem, zgadzając się z uwagami mojego bliźniaka.
Po jakiejś godzinie zebraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania dziewczyn. Muszą nam na serio ufać, skoro zostawiły nam klucze do domu. Oczywiście spod bloku udaliśmy się w stronę parkingu, na którym zostawiliśmy samochód. O dziwo nikt nie założył nam blokady, więc wyjechaliśmy spod marketu bez problemów. Z pomocą GPS'a dotarliśmy pod szkołę.
- Dobra, to kto wysiada? - spytał Beau, parkując tuż przy wejściu.
- Ja pójdę. Szafka 532?
- Tak. My tutaj czekamy.
Po chwili byłem już w budynku. Myślałem, że ktoś się mnie spyta po co tu przyszedłem, albo chociaż zaintersuje się moją obecnością, ale jedyna siedząca na dyżurze sprzątaczka siedziałą pogrążona w jakimś kolorowym czasopiśmie. Dla mnie i lepiej. Bez problemu znalazłem szatnię z żółtymi szafkami i odszukałem właściwy numer. Po drodze spotkałem tylko kilka zaciekawionych spojrzeń dzieciaków z gimnazjum. Nagle zadzwonił dzwonek. Pospiesznie wrzuciłem klucze przez szparę w drzwiczkach i chciałem się odwrócić, aby jak najszybciej opuścić budynek - a co ważniejsze niepostrzeżenie. Jednak to wcale nie było takie proste.
- Jai? Jai Brooks? - obok mnie pojawiła się pierwszoklasistka gimnazjum. Słysząc jej uwagę walnąłem kilka razy głową w ścianę w reakcji na rozpoznanie mnie. Czemu to zdarza się w najgorszych momentach? Powoli odwróciłem się do niej.
- Hej. - rzuciłem i zacząłem się wycofywać czekając na odpowiedni moment.
- O-o-o m-mój B-Boże, to ty? Z J-Janoskians? - dziewczyna była w wielkim szoku.
- Tak, a teraz dam ci autograf i spokojnie wyjdę, a ty będziesz cicho. Jasne? C i c h o. - powiedziałem naciskając na ostatnie słowo.
- W SZKOLE JEST JAI BROOKS! Z JANOSKIANS! ŁAPCIE GO, AAAAAA! - stwierdziłem, że w gimnazjum nie uczą znaczenia słowa "cicho" i zacząłem biec w stronę wyjścia. Nagle ze stołówki wybiegła cała chmara rozwrzeszczonych fanek. Biegłem ile sił w nogach omijając coraz to nowsze frakcje szafek. Miałem nadzieję, że ktoś mi pomoże uciec, ale przekonałem się, że widok szalonych nastolatek jest tu na porządku dziennym po niezmienionej twarzy woźnej.
Przede mną wyrosła ściana. Pomyliłem drogę? Tak, zgubiłem się w głupiej budzie. No to proszę państwa jestem w ciemnej dupie. Około 20 dziewczyn oblepiło mnie niczym mrówki. Dodając do tego jeszcze tłum gapiów i pisk podniecenia, można wyobrazić sobie jakie piekło przechodziłem.
Gdy myślałem, że oślepnę od blasku fleszy z komórek, drzwi po drugiej stronie korytarza otworzyły się szeroko i padło na mnie jaskrawe światło. Na jego tle ujrzałem postać. Wysokiego mężczyznę w berecie.
- Odsuńcie się dziewczęta, bo zrobię z wami porządek! - krzyknął. Poczułem ulgę i mogłem swobodnie się poruszać. Podniosłem wzrok szukając mojego wybawcy. Nie wierzyłem własnym oczom.
Pan Ralph przepędzał właśnie na schody ostatnie grupki uczniów. Pomógł mi wstać z podłogi i zapytał:
- Skąd się tu wziąłeś, Luke?
- Jestem Jai. Luke to mój brat bliźniak. - sprostowałem. - Musiałem załatwić jedną sprawę dla Ali i Natt. Pytanie raczej brzmi: skąd PAN się tu wziął?
- Pracuję w tej szkole na pół etatu, a podczas ciepłych pór roku sprzedaję też lody w Clare.
- Jest pan nauczycielem?
- Uczę muzyki, głównie w gimnazjum.
- Aha. Dziękuję bardzo za pomoc, chłopaki na mnie czekają.
- Zaczekaj. Wyjaśnij mi coś. Dlaczego tyle uczennic tak na ciebie zareagowało? - nauczyciel podkręcał sobie wąsy.
- Razem z chłopakami jesteśmy YouTube'erami: Janoskians.
- No to wszystko jasne. Nie zatrzymuję cię dłużej. Ciao!
- Do widzenia.
Wypadłem ze szkoly i gdyby nie refleks James'a, który otworzył drzwi od samochodu, wpadłbym na nie z prędkością światła pozostawiając po tym wgniecenie. Zamiast tego skoczyłem i wylądowalem na kolanach Daniela. Spieszyłem się nie bez powodu. Fanki najwyraźniej nie wzięły sobie rad pana Ralpha do serca, bo już podążały w stronę auta. Beau bez pytania wcisnął gaz do dechy i ruszyliśmy. Gdy mój oddech się wyrównał opowiedziałem im całą historię.
- No, to nieźle. Jesteś pewny, że pan Ralph od lodów cię uratował? TEN pan Ralph? - spytał Luke.
- Tak. Powiedział, że uczy muzyki. Nieźle, co?
Na tym skończyliśmy naszą rozmowę i pojechaliśmy do Clare, słuchając muzyki z radia w samochodzie.
Alice's POV
- To twoja szafka?!
- Tak?! - Natt była zdezorientowana tak głupim pytaniem. - Czemu pytasz?
- Bo dzisiaj wkładał coś do niej Jai Brooks!!!
- Może dlatego, że go o to poprosiłyśmy? - zaraz pożałowałam, że to przyznałam, jakby było oczywiste.
- Serio? To ty go znasz? Jesteście parą? Macie kontakt? Możesz mu zrobić zdjęcie, kiedy śpi? Załatwisz mi jego autograf? Powiesz mu, że go kocham? Wiem! Daj mu mój twitter, i adres, i nazwisko! Poczekaj... - nastolatka już zaczęła wyciągać kartkę i notować mi swoje namiary.
Korzystając z jej chwili nieuwagi Natt porwała klucze i kurtki, zatrzasnęła szafkę i wybiegłyśmy razem z budynku. Skierowałyśmy się w stronę przystanku, a gdy zorientowałyśmy się, że nikt nie siedzi nam na ogonie, roześmiałyśmy się.
- O boziu, to było chore!
- Czy ty widziałaś tą dziewczynkę? Nadawała jak katarynka na jednym oddechu, gdy się dowiedziała i założę się, że też nie mrugała!
- To się nazywa obsesja! Uwaga, może my też w nią popadniemy?
- Będziemy najbardziej napalonymi faneczkami Janoskians? Z miłą chęcią! - kolejny wybuch śmiechu przypomniał mi o moich bolących nogach i brzuchu. Akurat podjechał nasz autobus, więc z przyjemnością usiadłyśmy na naszych odwiecznych miejscach. Po kilku przystankach znalazłyśmy się na naszym osiedlu.
Około godziny później robiłyśmy razem obiad w naszej studenckiej kuchni. Gdy usiadłyśmy przy stole Natt właśnie sprawdzała Twitter'a. Nagle zrobiła wielkie oczy i omal nie zakrztusiła się jedzeniem.
Wszyscy z Janoskians właśnie rozkręcali akcję #Don'tCareAboutThisNattWeLoveYou. Jak słodko! Poprawiło nam to strasznie humor, a Natt siedziała cała w skowronkach. Miło z ich strony.
Tak wyglądał nasz początek tygodnia. Reszta zminęła całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że chłopcy stwierdzili, że przyzwyczaili się już do spania z nami w jednym pokoju. W związku z tym cały czas do nas dzwonili i pisali. Nie mogłam się już doczekać weekendu.
*kilka dni później*
Gdy znaleźliśmy się w parku pierwsze co przyszło nam do głowy to znalezienie jakiejś ławki. Okazalo się, że i owszem ławek jest dużo, ale babcie siedzące na nich uniemożliwiały nam do nich dostęp. Nie pozostało nam nic innego jak pagórek przy ogrodzeniu. Nie było w tym miejscu niczego złego pomijając jego tragiczne położenie. W miejscu gdzie miala być kamera stał śmietnik. Po bokach również. Byliśmy otoczeni przez te śmierdzące pojemniki. Beau wpadł na genialny pomysł umieszczenia kamery na śmietniku. Zaczęło się nagrywanie, a my usiedliśmy ściśnięci przy ogrodzeniu.
- Cześć! Jesteśmy Janoskians! Dzisiaj odpowiemy na wasze... - przerwała nam spadająca kamera. Dzieciaki siedzące opodal dalej robiły zawody na trafianie do celu. Ofiarą miał być James, bo chłopcy zaczęli pokazywać go sobie palcami.
- Podstawówka... - powiedzial wstając. Podszedł do nich i zaczął coś do nich mówić. Odrazu się zmyli. Nie czekając na zaproszenie zajęliśmy miejsca na stole do ping ponga, które zwolnili uciekający czwartoklasiści.
- Dzięki James. - stwierdziliśmy.
- Mam swoje sposoby.
- Dobra zaczynamy od początku. Cześć! Jesteśmy Janoskians! Dzisiaj odpowiemy na wasze pytania. Towarzyszą nam Alice i Natalie, nasze nowe sąsiadki! - Po małym wstępie zaczęliśmy od najpopularniejszych pytań na twitterze. - A oto pierwsze pytanie!
*Ciąg dalszy nastąpi*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszamy, że rozdział nie dokończony, ale musimy was potrzymać w niepewności. Tymczasem zapraszamy do komentowania (tym bardziej, że ostatnio miałyśmy dużo mniej komentarzy :c) i odwiedzania zaktualizowanej zakładki Bohaterowie. Z góry dziękujemy. Nie wiemy, kiedy następny rozdział, ale postaramy się wyrobić do końca tygodnia. <3
ja juz chce nowy rozdział! niech się cos dzieje takiego megga dużego :D zajebisty rozdział a co do ankiety najlepiej jak będziecie dodawać rozdziały co 5 dni i niech będą długie :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ♥
OdpowiedzUsuń@xcandyxshopx
Świetnie piszecie kocham was dziewczyny! ♥
OdpowiedzUsuńMusiałyście przerwać w takim momencie? Nie wytrzymam z ciekawości xd
Kocham was xX
@ciompaa
Rozdział świetny jak zwykle. Już was nachwaliłam na asku Natalii ale powtórzę. Genialne <3 Czekam na następny rozdział ;D
OdpowiedzUsuń