Beau's POV
Biegłem po ulicy pogrążonej w półmroku, a burza właśnie osiągała swój szczyt. Rozglądałem się na boki w poszukiwaniu Natalie, niestety bez skutku. Mokre włosy opadały mi irytująco na czoło, ale nie zatrzymałem się. Po jeszcze kilku minutach zwolniłem i rozejrzałem się dookoła. Nie wiedziałem, gdzie jestem. To miejsce nie przypominało mi żadnego z tych, które kiedyś pokazały nam dziewczyny. Resztkami powietrza w płucach wykrzyknąłem jej imię. Odpowiedziało mi jedynie głuche echo.
Usiadłem bezradnie na krawężniku i wyciągnąłem telefon. Musiałem zawiadomić chłopaków. Alice pojechała z rodzicami na urodziny cioci, więc nikogo nie było teraz w domu. W domu. Dom! Przecież zostawiłem otwarte drzwi! Szybko wykręciłem numer zmarzniętą ręką. Już po jednym sygnale usłyszałem głos jednego z bliźniaków.
- Halo?
- Jai, idź do domu Alice i Natalie. Musisz go przypilnować. Został otwarty i ktoś może się bez problemu tam dostać. Szybko!
- Co? Czemu? Beau, odbiło ci? Mówiłeś, że idziesz do Natt. Gdzie ty do cholery jesteś?
- Długa historia. Tak czy inaczej szukam jej po całym Clare.
- Szukasz jej... zaraz, co?!
- Po prostu pilnuj jej domu! - rozłączyłem się i schowałem komórkę. Wstałem z chodnika i już chciałem iść dalej, ale wiedziałem, że to bez sensu. Nie miałem pojęcia, gdzie uciekła Natt. W dodatku miałem straszne poczucie winy, bo przypomniałem sobie w jaki sposób na mnie patrzyła chwilę przed ucieczką. Co ja właściwie zrobiłem?
Przed oczami stanęła mi scena z pokoju sióstr Moscitoe. Spokojna Natalie przeglądająca wiersze. Nie sprawiała wrażenia, jakby moja obecność była dla niej czymś krępującym, a co dopiero strasznym czy niepożądanym. Zobaczyłem wiersz "Blizny". Teraz, stojąc na środku opustoszałej, nocnej ulicy z kompletnym bałaganem w głowie, gdzieś w mojej podświadomości usłyszałem głos, szepcący mi pamiętne ostatnie linijki:
"Może mieć uśmiech na twarzy,
ale ma blizny na nadgarstkach."
- Blizny na nadgarstkach - kobiecy głos recytował cicho te słowa.
- Blizny na nadgarstkach - zamienił się w ciche łkanie, które przyprawiło mnie o dreszcze.
- Blizny na nadgarstkach. - powtarzało echo w mojej głowie.
- Blizny na nadgarstkach - głośny krzyk rozpaczy sprawił, że włosy zjeżyły mi się na karku.
Rzuciłem się przed siebie, pędząc w dół ulicy. W moich myślach dalej kołatały słowa. Deszcz lekko ustał, ale to nie zmieniło faktu, że ociekałem wodą, a moje ubranie było ciężkie jak cholera. Skręciłem i wypadłem na główną drogę.
Na lepiej oświetlonej ulicy łatwiej zdołałem ocenić sytuację. Zauważyłem zapalone światła w jednym domu, a jacyś ludzie wracali grupą z imprezy. Niedaleko stał przystanek autobusowy, a za półprzezroczystą ścianą budki rysował się jakiś ciemny kształt. W miarę jak zbliżałem się ku niemu przypominał mi człowieka. Świetnie. Jeśli to nie okaże się zapluty pijak albo włóczęga, to zapytam czy widział w pobliżu dziewczynę. Z każdym krokiem przechodziła mnie fala energii. Po sylwetce i długich włosach poznałem, że jest to zdecydowanie kobieta. Serce zabiło mi szybciej.
Dobiegłem go przystanku i zobaczyłem skuloną z zimna siedemnastolatkę, z mokrymi brązowymi włosami opadającymi na zaczerwienioną od płaczu twarz. Zwróciła na mnie wzrok, a w jej zielono-szarych oczach odmalowało się zaskoczenie pomieszane z obawą. Poczułem niesamowitą ulgę, jakby ktoś zabrał mi z ramion cały ciężar. A właściwie jego część, bo w ciężkim worku moich obaw znajdowało się jeszcze wiele pytań pozbawionych odpowiedzi. Skryłem się pod lekko dziurawym dachem i stanąłem obok Natalie, łapiąc oddech po długim biegu. Cały czas skupiałem się na tym, aby ją znaleźć, a nawet nie pomyślałem, co jej właściwie powiem. O czym rozmawiać z kimś w takim stanie? Czy to nie ja jestem winny całej sytuacji? Mimo pustki w głowie nie mogłem po prostu stać obok niej obojętnie, chociaż to w tej chwili robiłem.
- Natt... - wymówiłem cicho jej imię z ulgą w głosie. Brązowowłosa usiadła na obskurnym siedzeniu i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o tył budki. - Ja... Przepraszam. Nie wiedziałem, że... - urwałem, widząć jak kręci głową.
- Nie przepraszaj. - odchrząknęła, aby odpędzić chrypkę w głosie. - To nie twoja wina. Mogłam pomyśleć o tym, jak możesz zareagować na niektóre z moich utworów. Powinnam była nie trzymać ich na widoku.
- I dalej ukrywać przede mną prawdę o tobie i twojej przeszłości? - w jednej chwili cały żal, współczucie uleciały ze mnie jak powietrze z balonika. - Jak długo chciałaś to jeszcze ciągnąć? Te wszystkie kłamstwa, niedomówienia. - Nawet mnie zdziwiła gwałtowność tej wypowiedzi, ale musiałem dać upust emocjom.
- Nie sądziłam, że to dla ciebie takie ważne. Poza tym zanim powiedziałam chłopakom...
- Oh, czyli wszyscy Janoskians już wiedzą? Jestem ostatni? Dobrze wiedzieć, że jest się tym mniej ważnym. - Natalie bolały moje słowa, ale nie mogłem ich powstrzymać. Potok oskarżeń mimo mojej woli wylewał się ze mnie jak wodospad, uderzając w dotąd spokojną taflę wody - uczuć Natt.
- Nie przerywaj mi. - rzuciła ostro dalej lekko łamiącym się głosem. - Kiedy mówiłam chłopakom o tamtych zdarzeniach, liczyło się tylko to, aby poznali prawdę. W twoim przypadku jest inaczej. Boje się tego, jak na mnie zareagujesz, czy nie stwierdzisz, że jestem jedynie problemem i zostawisz mnie. Odejdziesz i zapomnisz. Wcale nie jesteś mniej ważnym, Beau. - dodała szeptem. Kiwnęła na mnie głową, dając znak że mam usiąść obok niej. Z szeroko otwartymi oczami z zaskoczenia opadłem na plastikowe siedzenie. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Miałem teraz idealną okazję, aby przyjrzeć jej się bliżej.
Na jej policzkach pojawiły się resztki makijażu, który spłynął razem ze łzami. Najwyraźniej wcześniej sporo płakała, ale teraz widziałem tylko samotną łzę na jej policzku. Jej oczy były z lekka zapuchnięte, ale przeszywały mnie na wylot pokazując jednocześnie jej skrajne uczucia. Mokre, delikatnie kręcone od wilgoci włosy dodawały jej jakiegoś tajemniczego uroku. Ubrana lekko jak na taką pogodę, ociekała wodą.
- Chciałabym, żebyś mnie zrozumiał, ale...
- Ale co? Natalie, musisz się w końcu przede mną otworzyć.
- Ale jednocześnie nie wiem jak ci to przekazać. - dokończyła. Złapałem ją za rękę, aby ją ośmielić. W pierwszym odruchu wzdrygnęła się przed moim dotykiem w okolicach jej blizn, ale po chwili uległa i obróciła nadgarstek, odsłaniając je.
- Po prostu opowiedz dokładnie to samo, co mówiłaś chłopakom. - podpowiedziałem jej, chociaż widocznie było to dla niej trudne. Ale musiałem się dowiedzieć. Zachowywałem się w tym momencie jak dziecko, które nie dostało ulubionej zabawki. I co z tego? Alice i Natalie to dwie dziewczyny, które z pozoru nam bliskie są wielką zagadką. Pod wpływem widoku nadgarstka Natt, pokrytego licznymi bliznami po całej długości nie myślałem normalnie.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, przymknęła powieki i zaczęła opowiadać mi swoją historię.
- To było całkiem niedawno. Gdy byłam w gimnazjum miałam chłopaka. Był jednym z tych popularnych, ale różnił się od nich. Miał na imię Connor. Był świetnym chłopakiem i byłam z nim szczęśliwa. Aż do pewnej imprezy, gdy przejrzałam na oczy. On... po prostu powiedział mi, że jest ze mną tylko po to, aby mnie przelecieć. Oczywiście odmówiłam mu, a on był zaskoczony moją odpowiedzią. Na szczęście nie naćpał się wtedy tak bardzo, bo pewnie zmusiłby mnie do tego siłą. Zamiast tego krzyczał na mnie, a ja byłam zbyt w szoku, aby zareagować. Nie chciałam wierzyć w to wszystko. Connor był niezwykły, zawsze dawał mi powody aby z każdym dniem zakochiwać się w nim od nowa. Nigdy nie wierzyłam, że może zrobić coś takiego. Dalej nie wierzę. W każdym razie nazwał mnie "szmatą, która i tak nie daje". Rozumiesz to? Mój Connor - chłopak, z którym byłam szczęśliwa przez długi czas. Nigdy nie czułam się tak oszukana. Oczywiście zerwał ze mną i wmówił wszystkim w szkole, że... Po prostu zamydlił innym oczy i opowiedział, że zrobiłam mu loda i chciałam go zaciągnąć do łóżka. Podsłuchałam jego rozmowę z kolegami, jak stwierdził coś w stylu "Jasne, że jej odmówiłem! Kto by chciał pływać po takich falach?". Wybiegłam z szatni i nigdy nie spojrzałam w lustro w ten sam sposób. Przedtem nie zwracałam zbyt dużo uwagi na moją sylwetkę, ale od tamtej pory... Dobra, nie byłam najchudsza, a nawet w niektórych miejscach delikatnie mówiąc za mocno zaokrąglona. Gdy wróciłam tamtego dnia do domu zauważyłam, jak gruba tak naprawdę byłam. Czułam się potwornie, a w dodatku przygnębiona po rozstaniu z Connor'em. Tamtego wieczoru wszystko się zaczęło. - wzięła głęboki wdech i zamrugała, aby odpędzić łzy. - Pierwszy raz chwyciłam za żyletkę. Znajomi się ode mnie odwrócili, ludzie ze szkoły patrzyli jak na idiotkę. Zostały mi tylko Alice i Julie. Wspierały mnie na każdym kroku, ale ja nie byłam z nimi nawet szczera. Z każdym dniem ran było więcej i były głębsze. Zaczęłam się momentami głodzić. Byłam niemal wrakiem człowieka. Wtedy - w najmniej oczekiwanym momencie - poznałam Alex'a. On nienawidził Connor'a od dawna, nawet nie wiem z jakiego powodu. Byli wrogami od dzieciństwa i właściwie to nas do siebie zbliżyło. Pomógł mi poradzić sobie z tęsknotą i chyba nigdy nie będę miała szansy mu się odwdzięczyć. Od tamtej pory jesteśmy niemal nierozłączną paczką. Nie mam pojęcia, co bym bez nich zrobiła. Pewnego dnia nawet wylądowałam w szpitalu. Connor znów zaczepił mnie na korytarzu i coś do mnie krzyknął, nie chcę przypominać sobie co to było. Żyletka zrobiła swoje, a ja ledwo co wyszłam z tego cało. To był ten dzień, kiedy dziewczyny, Alex, mój tata i mama Alice dowiedzieli się o moich ranach. Ale wtedy było już za późno. Nałóg pożerał mnie w całości, wysysając chęć do życia. Wyleczyłam się z niego mniej więcej na 2 miesiące przed poznaniem was. To świeża sprawa, więc czasem powraca niczym nowotwór, ale wy wszyscy jesteście dla mnie jak nieodkryty przez naukowców, bezcenny lek. Dziekuję. – zakończyła. – Tak bardzo dziękuję… - spojrzała jeszcze raz na swoje obnażone ręce, jako symbol tamtych wydarzeń. Chwyciłem ją za drżącą dłoń i podniosłem ku górze. Złożyłem delikatny pocałunek na każdej pojedynczej szramie szpecącej jej ręce. Usłyszałem tylko jej cichy szloch i zarazem zaskoczenie z jakim zareagowała na mój gest. Gdy tylko oderwałem wargi od jej nadgarstka rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła pokonując niewielką przestrzeń dzielącą nas od siebie.
- Już dobrze, spokojnie. Jestem tu z tobą, okay? – Natt wypuściła mnie z objęć, ale nie odsunęła się daleko.
- Wiesz, co jeszcze mnie poruszyło dziś wieczorem? To co powiedziałeś zanim uciekłam. Pamiętasz to? – oczywiście, że pamiętałem, ale nie rozumiałem w jaki sposób to wpłynęło na jej zachowanie. Chyba wyczytała to z mojej miny, bo po chwili dodała:
- Chodzi mi dokładnie o to, co wtedy powiedziałeś. Nazwałeś mnie Natty. – uśmiechnęła się mimo bólu, jaki odczuwała w tym momencie przez przywołane wspomnienia. – Nikt nie nazywał mnie tak oprócz mojej mamy. Zmarła kiedy miałam 6 lat. Od tamtej pory nikt się tak do mnie nie zwrócił, nawet Alice. – Byłem oszołomiony jej wyznaniem i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Natalie tylko spojrzała na mnie, jakby chciała wyczytać coś ze mnie jak w otwartej księgi. Spletliśmy ze sobą ręce. Chwyciłem delikatnie jej podbródek i przysunąłem się bliżej. Nasze wargi złączyły się w delikatnym geście. Oparłem jej czoło o swoje i zamknąłem oczy. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie za kołnierz przy kurtce. Ponownie poczułem ciepło jej warg, tym razem w zachłannym, namiętnym pocałunku. Wplotłem ręce w jej wilgotne, lekko pofalowane włosy. Jej usta smakowały solą, jak deszcz połączony ze łzami. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie bliżej, chwytając za mokrą koszulkę. Lekko przygryzłem jej wargę, a ona tylko wtuliła się we mnie mocniej. Wszystkie skrywane emocje, cały ból i żal przelaliśmy w ten niepohamowany pocałunek.
Nagle oślepiło mnie jaskrawe światło reflektorów. Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie. Za kierownicą zobaczyłem Daniel’a, który lekko zniesmaczony na nasz widok zatrzymał się przy przystanku. Wsiedliśmy na tylne siedzenie auta. Przed nami siedział już Luke, który odwrócił się do nas i omiótł nas wzrokiem, ale nic nie powiedział. Pomyślałem, że nie będę musiał długo wyjaśniać, bo przecież znają przeszłość Natalie.
- Tak.
Usiadłem bezradnie na krawężniku i wyciągnąłem telefon. Musiałem zawiadomić chłopaków. Alice pojechała z rodzicami na urodziny cioci, więc nikogo nie było teraz w domu. W domu. Dom! Przecież zostawiłem otwarte drzwi! Szybko wykręciłem numer zmarzniętą ręką. Już po jednym sygnale usłyszałem głos jednego z bliźniaków.
- Halo?
- Jai, idź do domu Alice i Natalie. Musisz go przypilnować. Został otwarty i ktoś może się bez problemu tam dostać. Szybko!
- Co? Czemu? Beau, odbiło ci? Mówiłeś, że idziesz do Natt. Gdzie ty do cholery jesteś?
- Długa historia. Tak czy inaczej szukam jej po całym Clare.
- Szukasz jej... zaraz, co?!
- Po prostu pilnuj jej domu! - rozłączyłem się i schowałem komórkę. Wstałem z chodnika i już chciałem iść dalej, ale wiedziałem, że to bez sensu. Nie miałem pojęcia, gdzie uciekła Natt. W dodatku miałem straszne poczucie winy, bo przypomniałem sobie w jaki sposób na mnie patrzyła chwilę przed ucieczką. Co ja właściwie zrobiłem?
Przed oczami stanęła mi scena z pokoju sióstr Moscitoe. Spokojna Natalie przeglądająca wiersze. Nie sprawiała wrażenia, jakby moja obecność była dla niej czymś krępującym, a co dopiero strasznym czy niepożądanym. Zobaczyłem wiersz "Blizny". Teraz, stojąc na środku opustoszałej, nocnej ulicy z kompletnym bałaganem w głowie, gdzieś w mojej podświadomości usłyszałem głos, szepcący mi pamiętne ostatnie linijki:
"Może mieć uśmiech na twarzy,
ale ma blizny na nadgarstkach."
- Blizny na nadgarstkach - kobiecy głos recytował cicho te słowa.
- Blizny na nadgarstkach - zamienił się w ciche łkanie, które przyprawiło mnie o dreszcze.
- Blizny na nadgarstkach. - powtarzało echo w mojej głowie.
- Blizny na nadgarstkach - głośny krzyk rozpaczy sprawił, że włosy zjeżyły mi się na karku.
Rzuciłem się przed siebie, pędząc w dół ulicy. W moich myślach dalej kołatały słowa. Deszcz lekko ustał, ale to nie zmieniło faktu, że ociekałem wodą, a moje ubranie było ciężkie jak cholera. Skręciłem i wypadłem na główną drogę.
Na lepiej oświetlonej ulicy łatwiej zdołałem ocenić sytuację. Zauważyłem zapalone światła w jednym domu, a jacyś ludzie wracali grupą z imprezy. Niedaleko stał przystanek autobusowy, a za półprzezroczystą ścianą budki rysował się jakiś ciemny kształt. W miarę jak zbliżałem się ku niemu przypominał mi człowieka. Świetnie. Jeśli to nie okaże się zapluty pijak albo włóczęga, to zapytam czy widział w pobliżu dziewczynę. Z każdym krokiem przechodziła mnie fala energii. Po sylwetce i długich włosach poznałem, że jest to zdecydowanie kobieta. Serce zabiło mi szybciej.
Dobiegłem go przystanku i zobaczyłem skuloną z zimna siedemnastolatkę, z mokrymi brązowymi włosami opadającymi na zaczerwienioną od płaczu twarz. Zwróciła na mnie wzrok, a w jej zielono-szarych oczach odmalowało się zaskoczenie pomieszane z obawą. Poczułem niesamowitą ulgę, jakby ktoś zabrał mi z ramion cały ciężar. A właściwie jego część, bo w ciężkim worku moich obaw znajdowało się jeszcze wiele pytań pozbawionych odpowiedzi. Skryłem się pod lekko dziurawym dachem i stanąłem obok Natalie, łapiąc oddech po długim biegu. Cały czas skupiałem się na tym, aby ją znaleźć, a nawet nie pomyślałem, co jej właściwie powiem. O czym rozmawiać z kimś w takim stanie? Czy to nie ja jestem winny całej sytuacji? Mimo pustki w głowie nie mogłem po prostu stać obok niej obojętnie, chociaż to w tej chwili robiłem.
- Natt... - wymówiłem cicho jej imię z ulgą w głosie. Brązowowłosa usiadła na obskurnym siedzeniu i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o tył budki. - Ja... Przepraszam. Nie wiedziałem, że... - urwałem, widząć jak kręci głową.
- Nie przepraszaj. - odchrząknęła, aby odpędzić chrypkę w głosie. - To nie twoja wina. Mogłam pomyśleć o tym, jak możesz zareagować na niektóre z moich utworów. Powinnam była nie trzymać ich na widoku.
- I dalej ukrywać przede mną prawdę o tobie i twojej przeszłości? - w jednej chwili cały żal, współczucie uleciały ze mnie jak powietrze z balonika. - Jak długo chciałaś to jeszcze ciągnąć? Te wszystkie kłamstwa, niedomówienia. - Nawet mnie zdziwiła gwałtowność tej wypowiedzi, ale musiałem dać upust emocjom.
- Nie sądziłam, że to dla ciebie takie ważne. Poza tym zanim powiedziałam chłopakom...
- Oh, czyli wszyscy Janoskians już wiedzą? Jestem ostatni? Dobrze wiedzieć, że jest się tym mniej ważnym. - Natalie bolały moje słowa, ale nie mogłem ich powstrzymać. Potok oskarżeń mimo mojej woli wylewał się ze mnie jak wodospad, uderzając w dotąd spokojną taflę wody - uczuć Natt.
- Nie przerywaj mi. - rzuciła ostro dalej lekko łamiącym się głosem. - Kiedy mówiłam chłopakom o tamtych zdarzeniach, liczyło się tylko to, aby poznali prawdę. W twoim przypadku jest inaczej. Boje się tego, jak na mnie zareagujesz, czy nie stwierdzisz, że jestem jedynie problemem i zostawisz mnie. Odejdziesz i zapomnisz. Wcale nie jesteś mniej ważnym, Beau. - dodała szeptem. Kiwnęła na mnie głową, dając znak że mam usiąść obok niej. Z szeroko otwartymi oczami z zaskoczenia opadłem na plastikowe siedzenie. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Miałem teraz idealną okazję, aby przyjrzeć jej się bliżej.
Na jej policzkach pojawiły się resztki makijażu, który spłynął razem ze łzami. Najwyraźniej wcześniej sporo płakała, ale teraz widziałem tylko samotną łzę na jej policzku. Jej oczy były z lekka zapuchnięte, ale przeszywały mnie na wylot pokazując jednocześnie jej skrajne uczucia. Mokre, delikatnie kręcone od wilgoci włosy dodawały jej jakiegoś tajemniczego uroku. Ubrana lekko jak na taką pogodę, ociekała wodą.
- Chciałabym, żebyś mnie zrozumiał, ale...
- Ale co? Natalie, musisz się w końcu przede mną otworzyć.
- Ale jednocześnie nie wiem jak ci to przekazać. - dokończyła. Złapałem ją za rękę, aby ją ośmielić. W pierwszym odruchu wzdrygnęła się przed moim dotykiem w okolicach jej blizn, ale po chwili uległa i obróciła nadgarstek, odsłaniając je.
- Po prostu opowiedz dokładnie to samo, co mówiłaś chłopakom. - podpowiedziałem jej, chociaż widocznie było to dla niej trudne. Ale musiałem się dowiedzieć. Zachowywałem się w tym momencie jak dziecko, które nie dostało ulubionej zabawki. I co z tego? Alice i Natalie to dwie dziewczyny, które z pozoru nam bliskie są wielką zagadką. Pod wpływem widoku nadgarstka Natt, pokrytego licznymi bliznami po całej długości nie myślałem normalnie.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, przymknęła powieki i zaczęła opowiadać mi swoją historię.
- To było całkiem niedawno. Gdy byłam w gimnazjum miałam chłopaka. Był jednym z tych popularnych, ale różnił się od nich. Miał na imię Connor. Był świetnym chłopakiem i byłam z nim szczęśliwa. Aż do pewnej imprezy, gdy przejrzałam na oczy. On... po prostu powiedział mi, że jest ze mną tylko po to, aby mnie przelecieć. Oczywiście odmówiłam mu, a on był zaskoczony moją odpowiedzią. Na szczęście nie naćpał się wtedy tak bardzo, bo pewnie zmusiłby mnie do tego siłą. Zamiast tego krzyczał na mnie, a ja byłam zbyt w szoku, aby zareagować. Nie chciałam wierzyć w to wszystko. Connor był niezwykły, zawsze dawał mi powody aby z każdym dniem zakochiwać się w nim od nowa. Nigdy nie wierzyłam, że może zrobić coś takiego. Dalej nie wierzę. W każdym razie nazwał mnie "szmatą, która i tak nie daje". Rozumiesz to? Mój Connor - chłopak, z którym byłam szczęśliwa przez długi czas. Nigdy nie czułam się tak oszukana. Oczywiście zerwał ze mną i wmówił wszystkim w szkole, że... Po prostu zamydlił innym oczy i opowiedział, że zrobiłam mu loda i chciałam go zaciągnąć do łóżka. Podsłuchałam jego rozmowę z kolegami, jak stwierdził coś w stylu "Jasne, że jej odmówiłem! Kto by chciał pływać po takich falach?". Wybiegłam z szatni i nigdy nie spojrzałam w lustro w ten sam sposób. Przedtem nie zwracałam zbyt dużo uwagi na moją sylwetkę, ale od tamtej pory... Dobra, nie byłam najchudsza, a nawet w niektórych miejscach delikatnie mówiąc za mocno zaokrąglona. Gdy wróciłam tamtego dnia do domu zauważyłam, jak gruba tak naprawdę byłam. Czułam się potwornie, a w dodatku przygnębiona po rozstaniu z Connor'em. Tamtego wieczoru wszystko się zaczęło. - wzięła głęboki wdech i zamrugała, aby odpędzić łzy. - Pierwszy raz chwyciłam za żyletkę. Znajomi się ode mnie odwrócili, ludzie ze szkoły patrzyli jak na idiotkę. Zostały mi tylko Alice i Julie. Wspierały mnie na każdym kroku, ale ja nie byłam z nimi nawet szczera. Z każdym dniem ran było więcej i były głębsze. Zaczęłam się momentami głodzić. Byłam niemal wrakiem człowieka. Wtedy - w najmniej oczekiwanym momencie - poznałam Alex'a. On nienawidził Connor'a od dawna, nawet nie wiem z jakiego powodu. Byli wrogami od dzieciństwa i właściwie to nas do siebie zbliżyło. Pomógł mi poradzić sobie z tęsknotą i chyba nigdy nie będę miała szansy mu się odwdzięczyć. Od tamtej pory jesteśmy niemal nierozłączną paczką. Nie mam pojęcia, co bym bez nich zrobiła. Pewnego dnia nawet wylądowałam w szpitalu. Connor znów zaczepił mnie na korytarzu i coś do mnie krzyknął, nie chcę przypominać sobie co to było. Żyletka zrobiła swoje, a ja ledwo co wyszłam z tego cało. To był ten dzień, kiedy dziewczyny, Alex, mój tata i mama Alice dowiedzieli się o moich ranach. Ale wtedy było już za późno. Nałóg pożerał mnie w całości, wysysając chęć do życia. Wyleczyłam się z niego mniej więcej na 2 miesiące przed poznaniem was. To świeża sprawa, więc czasem powraca niczym nowotwór, ale wy wszyscy jesteście dla mnie jak nieodkryty przez naukowców, bezcenny lek. Dziekuję. – zakończyła. – Tak bardzo dziękuję… - spojrzała jeszcze raz na swoje obnażone ręce, jako symbol tamtych wydarzeń. Chwyciłem ją za drżącą dłoń i podniosłem ku górze. Złożyłem delikatny pocałunek na każdej pojedynczej szramie szpecącej jej ręce. Usłyszałem tylko jej cichy szloch i zarazem zaskoczenie z jakim zareagowała na mój gest. Gdy tylko oderwałem wargi od jej nadgarstka rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła pokonując niewielką przestrzeń dzielącą nas od siebie.
- Już dobrze, spokojnie. Jestem tu z tobą, okay? – Natt wypuściła mnie z objęć, ale nie odsunęła się daleko.
- Wiesz, co jeszcze mnie poruszyło dziś wieczorem? To co powiedziałeś zanim uciekłam. Pamiętasz to? – oczywiście, że pamiętałem, ale nie rozumiałem w jaki sposób to wpłynęło na jej zachowanie. Chyba wyczytała to z mojej miny, bo po chwili dodała:
- Chodzi mi dokładnie o to, co wtedy powiedziałeś. Nazwałeś mnie Natty. – uśmiechnęła się mimo bólu, jaki odczuwała w tym momencie przez przywołane wspomnienia. – Nikt nie nazywał mnie tak oprócz mojej mamy. Zmarła kiedy miałam 6 lat. Od tamtej pory nikt się tak do mnie nie zwrócił, nawet Alice. – Byłem oszołomiony jej wyznaniem i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Natalie tylko spojrzała na mnie, jakby chciała wyczytać coś ze mnie jak w otwartej księgi. Spletliśmy ze sobą ręce. Chwyciłem delikatnie jej podbródek i przysunąłem się bliżej. Nasze wargi złączyły się w delikatnym geście. Oparłem jej czoło o swoje i zamknąłem oczy. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie za kołnierz przy kurtce. Ponownie poczułem ciepło jej warg, tym razem w zachłannym, namiętnym pocałunku. Wplotłem ręce w jej wilgotne, lekko pofalowane włosy. Jej usta smakowały solą, jak deszcz połączony ze łzami. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie bliżej, chwytając za mokrą koszulkę. Lekko przygryzłem jej wargę, a ona tylko wtuliła się we mnie mocniej. Wszystkie skrywane emocje, cały ból i żal przelaliśmy w ten niepohamowany pocałunek.
Nagle oślepiło mnie jaskrawe światło reflektorów. Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie. Za kierownicą zobaczyłem Daniel’a, który lekko zniesmaczony na nasz widok zatrzymał się przy przystanku. Wsiedliśmy na tylne siedzenie auta. Przed nami siedział już Luke, który odwrócił się do nas i omiótł nas wzrokiem, ale nic nie powiedział. Pomyślałem, że nie będę musiał długo wyjaśniać, bo przecież znają przeszłość Natalie.
Alice's POV
Wlokłam się po całym mieszkaniu mojej ciotki. Nuda zżerała mnie od środka. Na przyjęciu znałam tylko jakieś 10% ludzi. Widząc, że jakaś babcia do mnie podchodzi, przystanęłam i przywołałam na twarz sztuczny uśmiech.
- Natalie?! Jak ty wyrosłaś! - takie sytuacje przytrafiały mi się przez całe spotkanie. Wszyscy oczekiwali Natt przy swoim ojcu, a nie "córki tej innej". Chciałam wyprowadzić ją z błędu, ale nawijała jak najęta. - Pamiętasz mnie? To, ja! Ciocia Casie. Byłaś taka mała gdy ostatni raz cię widziałam.
- Przepraszam, ale ja nie...
- Och, przestań! No to jak w szkole? Dobrze się uczysz? - zadawała mi tysiące pytań w sekundę. - Masz chłopaka? - po tym pytaniu lekko zwolniła, co ja wykorzystałam.
- Nie jestem Natalie. Natt została w domu. Nazywam się Alice i bardzi mi miło panią poznać. - wypaliłam i wyciągnęłam ręke w stronę Casie.
- Och... Bardzo przepraszam! Więc to ty jesteś drugą córką Petera?
- Tak. - ta wiadomość jakby nie zrobiła na niej wrażenia. Wciąż się do mnie uśmiechała i nie czuła się dziwnie w mojej obecności. Część cioci, które dowiedziały się, kto jest moją mamą posyłały mi pełne obrzydzienia spojrzenia i odchodziły bez słowa. - Jak podoba się pani przyjęcie?
- Szczerze? Bardzo! A tobie?
- Mi też. - oczywiście musiałam skłamać.
- Czy zwróciłaś uwagę na kapelusz babci Jennifer? - spojrzałam w stronę mamy mojego ojca. A raczej na ozdoby przysłaniające jej małą osobę.
- Tak, jest... Nadzwyczjany. - Gdy wymyślałam odpowiednie słowo mój telefon zadzwonił ogłaszając SMS. Zamiast zgorszonego spojrzenia cioci usłyszałam : - Idź zobacz kto to. Może to twój chłopak! - Lekko zdziwiona spojrzałam na monitor. " Problemy z Natt. POWAŻNE. Przyjedź jak najszybciej! ~Beau " Bez namysłu podbiegłam do taty stojącego przed drzwiami.
- Są jakieś problemy z Natt! Wychodzę! - wydyszałam.
- Jedź! - rzucił w moją stronę plaszcz i podał portfel. - Idź do sklepu i kup "zestaw PPNZ". Jasne? - "zestaw PPNZ" to skrót od " Pierwsza Pomoc Na Załamkę ". Wymyśliliśmy go wspólnie, gdy moja siostra miała ciężkie dni. Czasem pomagał a czasem nie, ale zawsze przynosił ulgę.
- Jasne! - rzuciłam wybiegając prosto w deszcz. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Spojrzałam na grafik i stwierdziłam, że za 5 minut będę miała dojazd do Clare. W oszołomieniu wykręciłam numer do pana Ralpha. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy ma pan jeszcze trochę tych świetnych czekoladowych lodów i bitej śmietany?
- Tak, Co się dzieje?
- Nie mogę powiedzieć, bo sama nie wiem. Ale na pewno coś złego. Czy mogłabym podejść do pana po nie za 20 minut?
- Jasne. Czekam. - odparł i zakończył rozmowę idealnie z nadjeżdżającym autobusem.
Do domu wpadłam cała przemoknięta. Zestaw PPNZ rzuciłam na pierwszy lepszy stolik i pobiegłam do salonu. Ujrzałam śpiącą i całkowicie BEZPIECZNĄ Natt. Opierała się o ramię Beau'a. Poczułam zlość. Po co się staram, biegam po deszczu, wpadam w panikę, kiedy okazuje się, że nic się nie stało?! Dlaczego denerwuję rodziców, gdy ona śpi zawinięta w kocyk, a Beau głaszcze ją po głowie?! Zawsze byłam, jestem i będę wybuchową osobą. W takich momentach moje emocje mnie przerastają i bomba się uruchamia. Tak było i tym razem.
- Co to do cholery ma być?! - "krzyczałam szeptem" by nie obudzić siostry. - Dlaczego musisz do mnie pisać o byle co? - chłopak spojrzał na mnie i bez słowa podał kartkę, którą wyrwałam. Zaczęłam śledzić oczami tekst. - To przecież tylko wiersz!
- Spójrz na ostatni wers. - odparł spokojnie. Znów skierowałam oszołomione oczy na kartkę. Wtedy przecztałam: "Może mieć uśmiech na twarzy, ale ma blizny na nadgarstkach." . Od razu wyobraziłam sobie co musiało się stać. Zapewne Beau to przeczytał i skojarzył z Natalie. Dziewczyna musiała się rozpłakać, może nawet uciec. On za to ją znalazł i uspokoił. Zrozumiałam, że chłopak miał rację napisać do mnie, że coś się stało.
- Czyli już wiesz? - zapytałam odzyskując normalny ton głosu. - O tym przez co przeszła?- Tak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początek chcemy wam podziękować za 6K wyświetleń!
+ wyobraźcie sobie minę Ali, która nie wchodziła przez kilka dni na bloga i zobaczyła ten sukces!
Kochamy Was.
+ wyobraźcie sobie minę Ali, która nie wchodziła przez kilka dni na bloga i zobaczyła ten sukces!
Kochamy Was.
Co do rozdziału, to Natalia pracowała nad nim bardzo długo (jest to chyba jej ulubiony), więc mamy nadzieję, że Wam też się spodobał.
PISZCIE WASZE REAKCJE, ODCZUCIA, OPINIE W KOMENTARZACH
Następny rozdział pojawi się, kiedy wena nam dopisze :)