Natalie's POV
Jai i Luke zatrzymali się w centrum Londynu, a my wysiadłyśmy z auta i podziękowałyśmy za podwózkę. Chłopaki pojechali na "sesję" i ilekroć mówili o niej wybuchałyśmy śmiechem. Jak to możliwe, że chłopaki umawiają się razem, żeby zrobić sobie nowe zdjęcia na instagrama? Oni mnie chyba nigdy nie przestaną zaskakiwać. Spojrzałam na grzebiącą w torbie Ali.
- Czego szukasz?
- Czekaj... Mam! - powiedziała i wyjeła pogniecioną kartke. Wygładziła ją o spodnie i podała mi. Na odwrocie kartki zobaczyłam jakąś łazienke. - Rodzice chcą zrobić jakiś remont, czy coś i miałam zobaczyć czy w naszej Castoramie nie ma podobnych.
- To pójdziemy tam teraz, czy po moich zakupach? - spytałam.
- Lepiej się rozdzielmy. Jeśli uwiniemy się do 18 to skoczymy coś zjeść, okey?
- Ale wiesz, że to ja dzisiaj wybieram lokal, jasne? - spojrzałam na lekko zniechęconą twarz Ali i dodałam: - Wiem, że tamten incydent z francuską restauracją był słaby, no ale zlituj sie! Chciałam spróbować czegoś nowego i nie wiedziałam, że twój żołądek tak zareaguje na żabie udka! Mi smakowały...
- Niech tak będzie! Jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała i poszła w przeciwną strone ode mnie.
- Pa! - rzuciłam tylko i udałam się w stronę galerii. Gdy przeszłam przez wielkie, szklane drzwi i minęłam tłum stających przy wejściu ludzi zwróciłam się w stronę bankomatu. Był na piętrze +2, więc stanęłam na ruchomych schodach i spojrzałam w stronę fontanny. Kilku facetów ubranych w czarne chusty akurat kłóciło się z ochroniarzami, więc aby ominąć scenę bójki zaczęłam wchodzić na coraz wyższe stopnie. Usłyszałam krzyki mężczyzn w obcym języku, więc zaczęłam się niepokoić. Rozejrzałam się dookoła. Inni klienci też zwrócili na nich uwagę, a niektórzy zaczęli podchodzić bliżej, próbując się wtrącić i pomóc strażnikom. Przyspieszyłam tempo. Byłam już prawie przy końcu schodów. Tłum spod wejścia rozproszył się niemal całkowicie. Wreszcie +1! Skręciłam i stanęłam na kolejnym stopniu. Już niedaleko i ta scena zniknie mi z oczu... jeszcze kilka stopni... kilka metrów do chroniących mnie kafelek podłogi...
Wtem usłyszałam ogłuszający huk i krzyk. Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka w turbanie, z podniesioną do góry bronią. Ludzie z krzykiem wybiegali najbliższymi wejściami, usłyszałam alarm. Seria strzałów, tłuczone szyby wystaw przed sklepami.
Wtedy to się stało. Kolejny, mrożący krew w żyłach odgłos. Rozdzierający krzyk. Co gorsza - mój krzyk. Rozdzierający ból porzarł moje ramię. Czerwona plama na poręczy schodów. Świat zawirował mi przed oczami, a metalowe schody i podbiegająca do mnie kobieta były ostatnią rzeczą, którą pamiętam.
- Czego szukasz?
- Czekaj... Mam! - powiedziała i wyjeła pogniecioną kartke. Wygładziła ją o spodnie i podała mi. Na odwrocie kartki zobaczyłam jakąś łazienke. - Rodzice chcą zrobić jakiś remont, czy coś i miałam zobaczyć czy w naszej Castoramie nie ma podobnych.
- To pójdziemy tam teraz, czy po moich zakupach? - spytałam.
- Lepiej się rozdzielmy. Jeśli uwiniemy się do 18 to skoczymy coś zjeść, okey?
- Ale wiesz, że to ja dzisiaj wybieram lokal, jasne? - spojrzałam na lekko zniechęconą twarz Ali i dodałam: - Wiem, że tamten incydent z francuską restauracją był słaby, no ale zlituj sie! Chciałam spróbować czegoś nowego i nie wiedziałam, że twój żołądek tak zareaguje na żabie udka! Mi smakowały...
- Niech tak będzie! Jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała i poszła w przeciwną strone ode mnie.
- Pa! - rzuciłam tylko i udałam się w stronę galerii. Gdy przeszłam przez wielkie, szklane drzwi i minęłam tłum stających przy wejściu ludzi zwróciłam się w stronę bankomatu. Był na piętrze +2, więc stanęłam na ruchomych schodach i spojrzałam w stronę fontanny. Kilku facetów ubranych w czarne chusty akurat kłóciło się z ochroniarzami, więc aby ominąć scenę bójki zaczęłam wchodzić na coraz wyższe stopnie. Usłyszałam krzyki mężczyzn w obcym języku, więc zaczęłam się niepokoić. Rozejrzałam się dookoła. Inni klienci też zwrócili na nich uwagę, a niektórzy zaczęli podchodzić bliżej, próbując się wtrącić i pomóc strażnikom. Przyspieszyłam tempo. Byłam już prawie przy końcu schodów. Tłum spod wejścia rozproszył się niemal całkowicie. Wreszcie +1! Skręciłam i stanęłam na kolejnym stopniu. Już niedaleko i ta scena zniknie mi z oczu... jeszcze kilka stopni... kilka metrów do chroniących mnie kafelek podłogi...
Wtem usłyszałam ogłuszający huk i krzyk. Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka w turbanie, z podniesioną do góry bronią. Ludzie z krzykiem wybiegali najbliższymi wejściami, usłyszałam alarm. Seria strzałów, tłuczone szyby wystaw przed sklepami.
Wtedy to się stało. Kolejny, mrożący krew w żyłach odgłos. Rozdzierający krzyk. Co gorsza - mój krzyk. Rozdzierający ból porzarł moje ramię. Czerwona plama na poręczy schodów. Świat zawirował mi przed oczami, a metalowe schody i podbiegająca do mnie kobieta były ostatnią rzeczą, którą pamiętam.
Alice's POV
Właśnie wychodziłam ze sklepu skierowana w stronę galerii. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Natt. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Poczta głosowa. To dziwne - pomyślałam- ona zawsze odbiera. Minęłam budkę z lodami i weszłam do "modnej" części miasta. Spostrzegłam światła i usłyszałam syreny dochodzące od strony galerii. Przyśpieszyłam. Nie to nie może być tam. Nie, nie, nie, nie! Podbiegłam do policjanta, który rozciągał żółtą taśme.
- Co się stało? - nerwowo spytałam.
- Niech pani się odsunie, bo będę zmuszony dać pani manadat za zakłócanie pracy policji. - powiedział znudzonym głosem.
- Tam jest moja siostra! Co się stało? Ktoś jest ranny?! - poczułam jak cała się trzęsę. Patrzyłam na bezczelenego glinę, który sobie po prostu odszedł. Ominął ratowników z noszami. mój wzrok zatrzymał się na twarzy nieprzytomnej Natt i powędrował na czerwony od krwi opatrunek. Mój film zwolnił. Biegłam. Krzyczałam jej imię. Pochyliłam się nad nią błagając by się ocknęła. Poczułam silne ręce na moich ramionach. Próbowałam się wyrwać.
- Muszę z nią być! - wrzasnęłam okropnym głosem. - Gdzie ją zabieracie?! - bez odpowiedzi. Patrzyłam się bezczynnie na ratowników zmieniających opatrunek i podających tlen.Wnieśli ją do karetki i odjechali. Stałam tam trzymana przez nieznajomego i płakałam. Gorące łzy spływały mi po policzkach aż w końcu usłyszałam nad uchem głos.
- Ona żyje. - odwróciłam się do obcego faceta, który powstrzymał mnie od rzucenia się na siostrę. - Jedź na najbliższe pogotowie, musi tam być. - Miał racje! dlaczego tu stoję płacząc i nic nie robiąc? Rzuciłam szybkie dziękuję i pobiegłam do metra.
Otworzyłam ciężkie drzwi i wypatrzyłam recepcje. Moje buty "piszczały" na śliskich kafelkach szpitala.
- Czy przyjmujecie tu Natalie Moscitoe? - spytałam ładną blondynkę siedzącą za ladą. Postukiwała coś na klawiaturze.
- Tak. Jest na bloku operacyjnym. - oblał mnie zimny pot. Poczułam jak ziemia zaczyna wirować. Od razu postawiłam się na nogi. Jestem tu dla Natt! Nie mogę sobie pozwolić teraz na chorowanie. Recepcjonistka spojrzała na mnie i powiedziała:
- Korytarzem prosto, potem w lewo i w prawo. Sala 142.
- Dziękuje. - skierowałam się wskazówkami pielęgniarki, gdy byłam na miejscu opadłam na siedzenie i zadzwoniłam do rodziców i chłopców. Po dwudziestu minutach ochłonęłam. Siedziałam ze śmieciową kawą z automatu gdy wszyscy przybiegli zadając pytania.
- Co się dzieje? - mama i tata podbiegli do lekarza, a Janoskians do mnie.
- Nie jestem pewna. W galerii był atak i Natalie została ranna w ręke. A dokładniej w ramie. Właśnie ją operują. - poczułam jak Luke przyciąga mnie do siebie. Pierwszy raz od godziny poczułam się bezpiecznie.
- Co się stało? - nerwowo spytałam.
- Niech pani się odsunie, bo będę zmuszony dać pani manadat za zakłócanie pracy policji. - powiedział znudzonym głosem.
- Tam jest moja siostra! Co się stało? Ktoś jest ranny?! - poczułam jak cała się trzęsę. Patrzyłam na bezczelenego glinę, który sobie po prostu odszedł. Ominął ratowników z noszami. mój wzrok zatrzymał się na twarzy nieprzytomnej Natt i powędrował na czerwony od krwi opatrunek. Mój film zwolnił. Biegłam. Krzyczałam jej imię. Pochyliłam się nad nią błagając by się ocknęła. Poczułam silne ręce na moich ramionach. Próbowałam się wyrwać.
- Muszę z nią być! - wrzasnęłam okropnym głosem. - Gdzie ją zabieracie?! - bez odpowiedzi. Patrzyłam się bezczynnie na ratowników zmieniających opatrunek i podających tlen.Wnieśli ją do karetki i odjechali. Stałam tam trzymana przez nieznajomego i płakałam. Gorące łzy spływały mi po policzkach aż w końcu usłyszałam nad uchem głos.
- Ona żyje. - odwróciłam się do obcego faceta, który powstrzymał mnie od rzucenia się na siostrę. - Jedź na najbliższe pogotowie, musi tam być. - Miał racje! dlaczego tu stoję płacząc i nic nie robiąc? Rzuciłam szybkie dziękuję i pobiegłam do metra.
Otworzyłam ciężkie drzwi i wypatrzyłam recepcje. Moje buty "piszczały" na śliskich kafelkach szpitala.
- Czy przyjmujecie tu Natalie Moscitoe? - spytałam ładną blondynkę siedzącą za ladą. Postukiwała coś na klawiaturze.
- Tak. Jest na bloku operacyjnym. - oblał mnie zimny pot. Poczułam jak ziemia zaczyna wirować. Od razu postawiłam się na nogi. Jestem tu dla Natt! Nie mogę sobie pozwolić teraz na chorowanie. Recepcjonistka spojrzała na mnie i powiedziała:
- Korytarzem prosto, potem w lewo i w prawo. Sala 142.
- Dziękuje. - skierowałam się wskazówkami pielęgniarki, gdy byłam na miejscu opadłam na siedzenie i zadzwoniłam do rodziców i chłopców. Po dwudziestu minutach ochłonęłam. Siedziałam ze śmieciową kawą z automatu gdy wszyscy przybiegli zadając pytania.
- Co się dzieje? - mama i tata podbiegli do lekarza, a Janoskians do mnie.
- Nie jestem pewna. W galerii był atak i Natalie została ranna w ręke. A dokładniej w ramie. Właśnie ją operują. - poczułam jak Luke przyciąga mnie do siebie. Pierwszy raz od godziny poczułam się bezpiecznie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział!
Piszcie swoje opinie w komentarzach.
Niestety, zostawiamy Was w niepewności przez dłuższy czas, gdyż jutro wyjeżdżamy (spełniamy marzenie - wyjazd do Londynu!!! ajbshfchjvdkasd) i nie będzie nas do 14 lipca.
Do tego czasu nie będzie nowego rozdziału, ale postaramy się go dodać jak najszybciej po powrocie.
Kochamy Was i będziemy tęsknić xx